Rozdział 28

304 17 8
                                    

- Jeff! Nie możesz zabijać! Teraz to ja się tobą zajmę! - krzyknął - Liu, kochanie ty moje, weź się ogarnij, i powiedz dlaczego to zrobiłeś? - nic nie odpowiadał - Nie ważne, ale musisz coś zrobić - zdziwił się i odpowiedział - Co chcesz? - dałem mu nóż i powiedziałem
- Idziesz ze mną na polowanie - nauczę go mordować! - Jesteś pewny, że ja się nadaje? - na 100%! - Zrobimy z ciebie Makarona! - Liu powiedział do Jane - Co z nim...? Czy on tak się zachowuje na co dzień? - Lena się zaśmiała - Jest gorszy niż baba z okresem! - może czasem... Ale nie zawsze, chyba nie jestem, aż taki zły - Księżniczko, tobą się zajmę potem - wyszliśmy z domu. Skierowaliśmy się w stronę miasta, po drodze musiałem zabić kilku policjantów. Jak z Paulem...
Dotarliśmy do miasta, i weszliśmy do jakiegoś bloku. Nie miałem planów, po prostu się zabawie, jak zwykle. - I to tu? - powiedział Liu - Ta, wchodź po schodach idziemy na 10 piętro - weszliśmy do jakiegoś mieszkania, była tam dziewczynka, około 8 lat. - Jeff, to jest małe dziecko - maruda, dziecko, nie dziecko, człowiek! - Wiem, musisz mieć coś prostego na początek, chyba że wolisz, od razu, na dorosłych - wyjął nóż który mu dałem i powiedział do dziewczynki - Hej, jak masz na imię? - No znajdź przyjaciół Liu! - Iva, a pan? - słodki ma ten głosik, może ją zabierzemy - Liu, chcesz abym się z tobą pobawił? - usiadłem na jakimś taborecie, i chwyciłem wazon z kwiatami, stojący na parapecie. - Tak Liu! - podała mu lalkę ale zaraz... On się z nią normalnie bawi?!
Rzuciłem wazonem, na podłogę, rozbił się. Przestraszyłem ich, Iva zapłakała
- Liu, co on ma na policzkach? - kurwa makijaż! - Nieważne, Jeff, jeśli ci się nudzi to idź do mieszkania obok - nie ma opcji! - Chce zobaczyć, ciebie w akcji - odłożył nóż i powiedział - Nie... Ja jej nie zabiję... Nie będę taki jak ty - nudy - Jak nie ty, to ja to zrobię! - wkurza mnie, ehh, po co ja tu jestem?! - Nie! Ona przeżyję! -
Jaja sobie robi? - Liuuu, kochanie, proszę tak bardzo cię proszę... Przejdź do rzeczy, kotku... W huj mi się nudziii - starałem się to mówić jak najbardziej słodko - Nie mów tym głosem, nie przeciągaj słów, i nie nazywaj mnie tak! -
Jeszcze zobaczymy - Koteczkuuuuu! - zacznę do niego tak mówić, jak ja lubię go wkurzać - Jeff, muszę, ona jest fajna... - nudy! Ojej, ale fajne dziecko!
- W domu jest Sally, z nią się pobaw, a teraz bież nóż! - wziął i... Wbił jej w brzuch, tak 4 razy. Nieźle, Iva nadal oddycha - Pasuje? Jesteś jebanym psycholem Jeff, nie jesteś moim bratem! Nie wiem co w ciebie wstąpiło - otóż nuda, to taki demon, gdy mi się nudzi, to robię się nie miły... - Nie pierdol, a twoim bratem, zawsze będę, kochanieee - zaczął wycinać uśmiech, i wydłubywać oczy. Jej krew była taka piękna... Eh, to ofiara Liu, on zdecyduje, co będzie...
- Jeff, ty mój misiaczku, zagramy dziś w butelkę? - naśladuje mnie - O chcesz się całować, z własnym bratem, możemy to robić bez gry - zaśmiałem się - Nie idioto, po prostu, chce w to zagrać... No wiesz - zarumienił się... Liu ty pedale - Ta, bo burak na mordzie, ci wcale nie widać - odwrócił twarz - Jeff... Po prostu się cieszę, że jesteś... Kocham cię jak brata, a nie... Tak wiesz - czy mój brat jest gejem, może znajdę mu kogoś z rezydencji. - Dobra, dawaj do następnego mieszkania - wkurzył się, biedny Liu... Ja już po prostu taki jestem
- Chce wracać! - wstałem, i już po 10 minutach, ciągnięcia Liu do następnego mieszkania, ofiara była nie przytomna. Tym razem to Liu patrzy, zacząłem odcinać palce, i pić krew. Był to facet około 40 lat, ale krew miał nawet dobrą.
Jak się obudził, zaczęła się prawdziwa zabawa, bawiłem się jego wnętrznościami. Oczywiście, nerki dla ślepoty, i trochę krwi. Okazało się, że, mamy dilera, no cóż, dlatego jego krew była taka dobra. Tylko mieszać kokainę, z marychą... Miał to i to, więc, mogło tak być. Moje kochanie, mówiło, że mam to zostawić, temu facetowi, się już nie przyda, a rezydencja, się ucieszy. Zrobiłem mu uśmiech, odciąłem język, i napisałem go to sleep, na ścianie. - Dla mnie to już za dużo... Wracamy - ojoj pierwszy raz widzi krew! - Dlaczego? -
Rzucił w mnie nożem, prawie trafił. Czy to atak? - Bo przesadziłeś! - maruda! Ale niech już będzie, wracamy.
Już w rezydencji, Ben zajął się marychą, a Toby, myśląc, że przyniosłem cukier puder, nasypał na gofry kokainę, i zjadł to. Gofrozjeb... - Chcecie zagrać w butelkę? - spytał Liu, i po paru minutach wszyscy siedzieli w kole. Butelka wskazała na Paula - Weź Lenę na ręce i biegaj, z nią wokół domu - wymyśliła Sally. Nie zrobił zadania, w połowie upuścił księżniczkę, następny Ben - Weź swoje gry, do salonu, i włóż je do kominka - niechętnie to zrobił, Rita następna - Masz się zachowywać, jak byś była dziewczyną Maksego, do jutra śniadania - Złapała chłopaka za rękę.
- Candy, zjedz gofr Tobiego - zjadł, a Gofrozjeb gapił się jakby chciał go zabić. Na tak to jego gofry - Lena, pocałuj się z Jane! - chce to zobaczyć. No nawet ciekawie... Więcej takich wyzwań - Teraz Sally, ubierz się jak Hoodie - zabawa trwała dosyć długo. Rano, nikt nie był wyspany, ja i Lena nie mogliśmy spać. Mój kochany braciszek mówił coś do siebie, czy wywołałem u niego traumę? Biedaczek... W końcu przestał, i poszliśmy spać.

~ Oczami Liu ~
Obudziłem się, i ciągle miałem widok martwej Ivy, i Jeffa, zabijającego tego dilera. Dziś, to ja coś pokarze bratu, nauczę go, podstaw. Po śniadaniu, zabrałem kilka osób, i poszliśmy do piwnicy. Okazało się, że w piwnicy są jakieś ławki, Sally miała jakieś książki, i zeszyty, możemy zacząć naukę! Usiedli w ławkach - Najpierw nauczymy się mnożenia, kto na ochotnika? - nikt się nie zgłosił... Napisałem na tablicy 4 × 5
- Ben schowaj telefon, i do tablicy! - wstał, napisał spierdalaj liu - Bardzo śmieszne, teraz prawidłowy wynik! - zmazał napis i napisał 20 - Dobrze - wrócił do ławki... Myślałem, że to pójdzie lepiej, ale okej... - Nina, na jakie pytania odpowiada przymiotnik? - zaśmiała się i odparła - jaki, jaka, jakie, mogę już iść? - kuźwa... - Teraz test! - podałem im kartki

~ Oczami Bena ~
Co to ma być?!

10 + 18 = 28
6 × 0 = 0
10 - 10 = 0

Imię: Ben

Może da mi iść, jeśli zrobię to dobrze...

~ Oczami Jane ~ w tym samym czasie
Z szacunku do Liu, i chęci nauczenia nas  normalnego życia, zrobię to poprawnie.

~ Oczami Jeffa ~
Idiota...

10 + 18 = 28
6 × 0 = 0
10 - 10 = 0

Imię: Jebać naukę chce zabijać!

~ Oczami Liu ~
Jak skończyli, pozbierałem kartki. Wszyscy zrobili dobrze... To może teraz coś innego - Idziemy do sklepu, i macie się zachowywać, jak normalni ludzie! -
Wyszliśmy z piwnicy. Po około 2 godzinach, byliśmy już w jakimś sklepie, był nawet duży. Aha, czego ja się spodziewałem, po tych idiotach... Toby wlazł do wózka, Nina, Jeff i Jane, oglądają noże, Sally, całuję Bena... Maksy wywala rzeczy z półek, Hoodie, zbiera paragony, ClockWork wozi Tobiego... W co ja się wpakowałem? Podeszła do mnie jakaś kobieta, pracowała w tym sklepie - Ogarnij swoich przyjaciół, albo wyjdźcie z budynku! - wkurzyła się... Zgromadziłem ich w jednym miejscu, i szliśmy po potrzebne rzeczy. Ochrona, i tak przywaliła się do killerów, łazili z nożami, i tymi uśmiechami. Jane, nie miała uśmiechu, ale miała na sobie krew... Ci idioci powiedzieli, że z pyrkonu wracają, na szczęście ochrona była dosyć głupia. Jakieś faneczki, mojego brata, robiły sobie z nami zdjęcia, jakiś chłopak, chciał dotknąć jego uśmiech. Nie miał nic przeciwko, ale jak się zorientował, że, to nie podróba Jeffa, tylko on... Łaził za nami... I robił zdjęcia. Dziwne, że mój misiaczek się nie wkurwia, okres mu się skończył? Nawet zgodził się, jak Sally zapytała, czy kupimy różową farbę, i Jeff się pofarbuje. Poszliśmy do kasy, reszcie się to nie spodobało, kolejka była długa - Liu, musimy czekać? - spytał Jack, trudno - Róbcie co chcecie, idziemy! - zabili kasjerkę, i ochronę. Ten chłopak za nami ciągle łaził... Mieliśmy 3 koszyki. W pierwszym zakupy jedzeniowe, w drugim noże, a w trzecim Sally, i Ben, aha, i farba. Weszliśmy do rezydencji i usłyszeliśmy - Okradać Auchana? Liu, czy ty nie mówiłeś, o normalnym życiu, i kim jest ten pajac? - Candy! Za dużo pytań - Byliśmy w wiadomościach?! - krzyknął Ben - Tak, w gazetach też będziecie - jupi, tego mi brakowało - To odpowiesz? - a no tak...
- Kolejka była za długa, a ten pajac, to prawdopodobnie następna ofiara - zacząłem rozpakowywać zakupy, killery wzięły noże, a Sally farbę. Był już wieczór, więc poszedłem do mojego pokoju, i zasnąłem. Obudziło mnie wołanie Bena - Śniadanie! - po chwili już byłem przy stole, Lena zaczęła się śmiać
- Jeff ty wiesz, że masz różowe włosy? - śpią razem i nie widziała - Wiem, ale już żałuję - to po co się na to zgodziłeś? Idiota... - W różu ci do twarzy - powiedział Sally. - Przefarbować cię na czarno? - spytał, brązowy a czarny, no niby jest różnica... - Idziemy Jeffrey! Od dziś jestem mniejszą Jane! - poszli. A no i ten chłopak z wczoraj je z nami śniadanie.

Księżniczka [Jeff the killer]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ