Rozdział 18

529 25 4
                                    

Wyszliśmy z lasu, szliśmy jeszcze jakieś 15 minut. Doszliśmy do drewnianego domku, był bardzo mały. Weszliśmy, leżał tam facet około 40 lat, i jakiś kot. Był naprawdę ładny ile bym za niego dała. Podeszliśmy do łóżka, ja na nim usiadłam, a Jeff się bawił. Nagle spytał
- Skoro tu jesteś, to może coś chcesz mu zrobić? - Loł... Lena skup się... Czy chcesz tego? Trudno!  - Tak, ale pomożesz mi? - podał mi nóż. Facet leżał, już martwy. Wbiłam mu pięć razy nóż w brzuch, Jeff patrzył na mnie z cwanym uśmiechem. Kiedy skończyłam podałam chłopakowi broń, i powiedziałam - Co z tym kotem? - przecież jeśli nie dostanie jedzenia umrze... - Bawi cię zabijanie zwierząt - zaśmiał się... Co on ma w głowie - Jeff! Nie jestem popierdolona jak ty! - debil! Najlepiej zabierzmy go do domu. - To co chcesz z nim zrobić? - szczerze, to myślałam, że się wkurzy. - Zabierzmy go do domu! - niech się zgodzi! - Jeśli ktoś, to coś zabije to nie moja wina. Weź sobie go - Powiedział i zaczął bawić się flakami swojej ofiary. Wzięłam jakieś pudełko, a do niego kota. On był mały, więc mogłam go nieść bez pudełka. Ale chce aby kotu było wygodniej, Jeff weźmie karmę. Nazwę kota Szafirek, bo ma szafirowe oczy. Gdy skończył zabawę powiedziałam - Weź karmę, i idziemy - On się posłuchał i wziął karmę.
Jak byliśmy w lesie spytał się - Jak to coś ma na imię? - To coś, to kot...
- kot, a nie to coś. A ma na imię Szafirek-
Szliśmy dalej w ciszy. Drzwi nam otworzył E. Jack. - Po co ci to? - Spytał, kolejny idiota... - Po co są koty? - odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.
- Jack, ten kot jest święty, nie można go zabić - Jeff prawie wybuchł śmiechem, tak samo jak E.J, kretyni... - Będziecie to trzymać u siebie, bo nie mam zamiaru mieć pokoju całego w sierści - powiedział i wpuścił nas do domu. Ja postawiłam kota, i dałam mu jeść. Slender nie był zadowolony, ale nie ma nic do gadania. - O Lena, zdecydowaliśmy, że ty będziesz robiła śniadania - Powiedziała Clockwork, widocznie im smakowało, w sumie to miłe. Dziewczyna odeszła do pokoju, inni też bo była już cisza nocna. Ja i Jeff, również. Szafirek poszedł razem z nami. Przebraliśmy się, i położyliśmy. Kot położył się z nami na łóżku - Czy musi leżeć na moim łóżku - boże... Marudny niesamowicie...
- Tak, musi. I to nasze łóżko, nie twoje! -
Podniosłam głos, aż chłopak się wkurzył. - Zamknij pysk, jeszcze Slender  przyjdzie, bo już cisza nocna - Po chwili poszliśmy spać, przytuliłam się do niego, było mi tak ciepło i przyjemnie...
Nastał ranek, obudził nas budzik. Musiałam zrobić śniadanie, ohhh... Ubrałam się, a Jeff razem ze mną, potem zeszliśmy na dół. Była 7: 34, a śniadanie było na 9:30. Dziewczyny już siedziały na dole, ja zaczęłam robić kanapki, smażyć naleśniki, i inne.
- Jeffrey, dlaczego wstałeś tak wcześnie-
Powiedziała Sally, patrząc na chłopaka, siedzącego na krześle, i wpatrującego się w telewizor. - Ta idiotka, nastawiła budzik na siódmą - Idiotka? Zaraz mogę go zagonić do kuchni, a ja sobie posiedzę - Jeff, chcesz sobie po gotować? Bo idiotka nie umie - Zaśmiał się i odpowiedział - Idiotka się uciszy? - Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc kontynuowałam gotowanie. Było tego dużo, ale ostatnim śniadaniem które robiłam, chyba się nie najedli.
Godzinę później, wszyscy usiedli do stołu... No oprócz mnie, ja jeszcze gotowałam. Ktoś zapukał do drzwi... Ale kto tu by przyszedł? - Jeff! Idź otworzyć!-
Krzyknęłam z kuchni, a czarnowłosy niechętnie zrobił to co kazałam. Usłyszałam głos chłopaka - Co pani tu robi? - jakaś kobieta się tu zagubiła?
- Jaka pani Jeffuśu, to ja - no tak ciocia, ale ona zna drogę, a ja nie? Dziwne...
- Jeff! Dostaw krzesło! - krzyknęłam, a on to zrobił. Ciocia usiadła, i zaczęła rozmawiać, a do mnie przyszedł Szafiry. Dałam mu kawałek szynki i mleko, i dalej gotowałam. Po 10 minutach skończyłam - Idź po talerze! - Już wiadomo o kogo chodzi... Po kolejnych 10 minutach już jedliśmy, wszyscy rozmawiali. Do mnie odwróciła się cioteczka - Dlaczego tak wykorzystujesz, tego chłopaka? - ohhh... No tak bo przecież nie może mi pomóc, bo po co?
- Chciałam aby mi pomógł, zobacz dla ilu osób zrobiłam śniadanie - Na początku myślałam, że to a-wykonalne, ale jednak dałam radę... Ta jeszcze się czepia, że chciałam pomocy. - Co ten Jeffuś będzie z tobą miał - Od teraz mówię na mojego chłopaka Jeffuś! Cudownie, ale jak będzie się wkurzał, będzie ciekawie... Kobieta się odwróciła do Jane, i rozmawiały. Po skończonym śniadaniu, dziewczyny pomogły mi posprzątać. Ciocia, poszła do domu, a ja na kanapę, obok mnie siedział Ben. Grał na konsoli, i Sally bawiąca się misiem.
Do mnie po chwili, podeszła Viktora, powiedziała - Chodź do ogrodu - więc z nią poszłam. Usiadłam pod drzewem, razem z kuzynką. - Lena, bo ja się na portalu randkowym poznałam z chłopakiem, ma na imię Paul. - Czy to jej kolejna ślepa miłość? Pewnie tak, zakochuje się w prawie każdym.
- I co z tego? - ta rozmowa będzie nudna, ale z grzeczności ją posłucham. - No, wy do siebie pasujecie! On ma 18 lat i umówiłam ciebie z nim na szesnastą. Musimy cię umalować, i się ładnie ubrać. - Co?! Nie! Ja czuję coś do Jeffa... A nie do jakiegoś Paula, odmówiła bym jej, ale nie wypada... - Muszę? - odpowiedź jest bardzo prosta... Tak!
- Musisz, a teraz chodź. - Poszłyśmy do mojego obecnego pokoju, na łóżku siedział Jeffuś. - Hej - Powiedziała do chłopaka Viki, on chyba nie był  zadowolony z tego co zobaczył... Widać w jego oczach złość, nie przepada za moją kuzynką. - Co wy robicie? - Spytał, o dziwo, nawet spokojnie - Lenka szykuję się na randkę - Boże... Chłopak wbił nóż w stolik nocny, na szczęście nie we mnie
- Miłej randki - Tego się nie spodziewałam... Myślałam, że się na nas rzuci. Dziewczyna zaczęła robić mi makijaż, a chłopak się w nas wpatrywał ze złością. Jak skończyła była 11: 29, więc zaczęła wybierać sukienkę. Około trzynastej, miałam ją na sobie, była to pastelowa. Miała na sobię kwiaty, a zamiast rękawów koronkę. Potem zrobiłam sobie loki i usiadłam obok Jeffa. - Jesteś zły? - odpowiedź na to pytanie była oczywista, ale warto się zapytać... - Nie, baw się dobrze - uśmiechnął się, ale widać, że udawał.
- Dowiedziałam się o tej randce, parę godzin temu - no tym raczej humor mu nie poprawię... Jestem jego, można tak powiedzieć dziewczyną. Ale umówię się na randkę! Oczywiście! - Aha - zwykłe aha, nic więcej? - Przytulisz mnie? - Chce się upewnić, że nie jest, aż tak zły. Podszedł do mnie i powiedział do ucha
- Jeśli miał bym nóż pod ręką, to byś leżała cała we krwi na podłodze - trochę przykre, nagle zadzwonił do mnie jakiś numer

- Tak słucham?

- To ja Paul, możesz wyjść wcześniej? Przyjdę po ciebie.

- O tak, to będę przy jeziorze. Niedaleko lasu, o 14. Okej?

- Tak, to ja już jadę

Zakończyłam rozmowę, i wyszłam z pokoju. Jeff zamknął się na klucz... Oby nic sobie nie zrobił...
O 14, byłam już w parku. Podszedł do mnie bardzo przystojny chłopak.
- Lena? - Spytał - Tak - wziął mnie na ręce i przyniósł do bogatej restauracji. Usiedliśmy, i zamówiliśmy jedzenie. - A słyszałem o twoich rodzicach, przykro mi - to było tak dawno... - Ehh, nie gadamy o tym... A mieszkasz sam? - Chce przełamać lody, ehh - Tak, a ty z przyjaciółkami? - dobrze, że nie wie ile tam osób mieszka. - Yhm, jakie masz relacje z rodzicami? - zasmucił się, ale dlaczego? - Wyjechali do Egiptu, nie widziałem ich od 6 lat. - Biedny... Podobnie do mnie - Przepraszam... - chwycił mnie za rękę, i odpowiedział
- nie przepraszaj... Gadajmy dalej - Gadaliśmy przez 3 godziny. Była 17:28, my poszliśmy do niego. Miał ładny domek, na obrzeżach miasta.
Usiedliśmy na kanapie, i luźno rozmawialiśmy. Kiedy on powiedział - Ja, ja coś do ciebie czuję... Głupie pytanie, ale chcesz być moją dziewczyną? - co ja mam mu powiedzieć... Ja kocham i Jeffa, i Paula, ale nie wypada odmawiać... Szczególnie jak ktoś przed tobą klęczy z kieliszkiem wina. - T... Tak -
Chłopak mnie objął, i zaczął całować. Przyznam, że czuję się winna, zdradzam psychopatę. Tina, czy jakoś tak... Nie chce tego co ona ale... Zadzwonił do mnie telefon, to ciocia. Pierwszy raz się ciesze, że dzwoni. Odebrałam a ona

- Słuchaj, za 5 dni przeprowadzamy się do Meksyku!  Jedzie z nami Paul, i Viktoria. -

- Ale! Dobrze... -

- Viktoria i Paul już wiedzą. Z nim się widziałam. -

Rzuciłam telefon na podłogę, i zaczęłam płakać - Spokojnie, będzie dobrze. Śpij u mnie przez te pięć dni, okej? - Nie wrócę tam, boje się reakcji Jeffa...

Na lotnisku 5 dni później

- Czyli jedziemy tam na dwa lata? - Spytałam cioci wchodzącej do samolotu
Ja siedzę z Paulem, za mną Viki, i ciocia... Wujek jest już w nowym domu.
- Dokładnie tak, o i będziesz miała jeszcze jedną osobę w rodzinie! Jestem w ciąży! - Wszyscy się ucieszyli, oprócz mnie. Ona jest za stara... Po paru godzinach byliśmy na miejscu. Potem w nowym domu... Fak, Szafirek został w rezydencji, kto tam o niego zadba?
Zajęłam pokój, od dziś śpię z moim chłopakiem. Więc łóżko było duże, meble były białe, a ściany miętowe. Prywatna łazienka, ogólnie cały dom był bardzo ładny. - Kochanie, może impreza, ale tylko w tym pokoju - Zamknął drzwi na klucz, i zaczął zdejmować mi bluzkę, potem stanik. Jak zdjął swoje bokserki, założył prezerwatywę, i zaczął robić mi malinki na cielę. To miało się odbyć z Jeffem, a nie z nim... Ale nie umiałam powiedzieć nie, z jednej strony tego chciałam, ale z drugiej... Robiliśmy to cztery godziny. To było niesamowite, ale bolało. Jak poszliśmy spać, była 2 w nocy. Ciocia była na delegacji, tak jak wujek, a Viki była na imprezie.
Wstałam o dziewiątej, umyłam się i poszłam do kuchni. Zrobiłam tosty, i usiadłam do stołu. Włączyłam telewizor, i oglądałam jakiś głupi niemiecki serial.
- Wstałaś już, podobało się wczoraj? - wziął sobie tosta i usiadł ze mną. - No oczywiście, z tobą zawsze mi się podoba - pocałowałam go w policzek. Jak zjedliśmy umyłam talerze, usiadłam na fotelu... Zgadnijcie o czym myślałam, tak o Jeffie.

Księżniczka [Jeff the killer]Where stories live. Discover now