Rozdział 23

396 21 1
                                    

~ Oczami Paula ~
Byłem w pokoju Jeffa, siedziałem na fotelu, a on krzyczał bo czegoś zabrakło, i potem rozlał wódkę. Zaczął przebierać jakieś garnitur, i jakieś dziewczyny na telefonie. Mamrotał coś do siebie, ale nie zwracałem na to uwagi. Siedziałem, i się nudziłem - Idę do Leny - chciałem wstać, ale jakiś chłopak w masce mnie zatrzymał, ehhem - Nie zobaczysz jej, do ślub - usiadłem, bo co miałem robić. Tak minęły mi dwie godziny. Potem do pokoju weszła Jane z jakąś kartką - To grafik, masz wasz? - jaki znowu grafik? Oni to planują, rozumem, ale żeby grafik?
- Tak - powiedział, i podał kartkę dziewczynie. Ciekawe, co przygotują mi mordercy, a ciekawe co Lence.

~ Oczami Jane ~
Robiłam paznokcie Lenie, ale przerwała to pielgrzymka. Weszła i zaczęła - Wy będzie pić alkohol? - no to chy... Zaraz no tak! Dziecko! - Kurwa! - no i plany się... Ehhhh - Nie możecie, to niebezpieczne - Naprawdę?! Wyszła, a ja dalej robiłam paznokcie. - Jane, odwołać bar? - Nina! No tak, zajmuje się barem, co teraz...?  - Nie, możemy zabić kogoś, kto pił, a potem wypić jego krew! - jedyne co mi przychodzi do głowy... Ale i tak nie możemy, trudno, to jej dzieciak, a będę się nim opiekować, tylko jak będzie taka potrzeba - A potem striptiz - ClockWork się tym zajmuje, każdy się czymś zajmuje. - Tak, Lil, idź po Jeffa - muszę mu o tym powiedzieć, jeszcze kupią jakieś gówniane czekoladki, i będzie źle
- Zaraz! Jaki striptiz?! - boże! Lena, no oczywiście nie będziesz cicho! - Lena! Cicho, a ty Lil dalej! - po paru minutach Jeff znalazł się pod drzwiami. Wyszłam do niego, i zaczęłam - Zapomniałam o dziecku - złapał się za głowę - I co teraz? Odwołujemy? - nic nie będę odwoływać
- No nie! Ale możesz ogarnąć krew? - nie podoba mu się to, ale musi - Wyślę kogoś, na 16 będzie gotowa, a teraz wracaj do roboty! - poszedł, i słychać było krzyki z pokoju do którego wszedł czarnowłosy. Po chwili wybiegł Ben, prawie ryczał, ah ten stres. Wróciłam robić paznokcie, i zadzwonił telefon.
- Odbierz ktoś! - krzyknęłam, a Sally wzięła telefon, - Jaka ma być tak krew? - spytała Sally, rozmawia z Benem. - Dobra i zero alkoholu! - Dziewczynka mu odpowiedziała, i rozłączyła się.

16:00
Jesteśmy w barze, jacyś faceci tańczą, a my gadamy, i popijamy krem. Nawet Lena, chociaż nigdy nie piła, ale jest naprawdę dobra. Około 20, zaczęłyśmy małe polowanie, pierwsza osoba zabita przez Lenę, musi być wyjątkowa!

~ Oczami Paula ~
Nawet nie wiem która jest godzina, jestem za bardzo pijany. Siedzę na jakimś fotelu, a obok, no właśnie, kto to?
- Jjeff, nie, nieee idźmy na to polowaniiie jestesimy pijanni - powiedział jakiś, gościu w masce - Tta, nigdzie nie idziemy - jakie polowanie?
Po paru minutach odleciałem.

~ Oczami Leny ~
Szłyśmy po mieście, gdy Jane skręciła do jakiegoś budynku. Poszłam za nią, już po chwili byłyśmy w domu jakiejś starszej kobiety - Lena, narzędzia są w tamtym pokoju, idź po coś - Powiedziała Lili, więc poszłam. Widziałam różne piły, noże i inne rzeczy, ale wybrałam jeden z młotków. Znalazłam się znowu przed kobietą, gadała z Jane. - Dobrze, że nie gaśnica... - o co chodzi Sally, z tą emmmmmm, bronią? Przecież to zwykła gaśnica - Nie poruszaj tego tematu, wiesz co się wtedy stanie! - krzyknęła ClockWork, chyba to coś poważniejszego... - O boże, biedna Jane i gaśnica! - dlaczego Sally się tak zachowuje? Zwykle jest milsza - Zamknij się dziecko! Za dużo krwi się napiłaś?! - przedawkowała krew? Tak się da - Sorry, ale o co chodzi, z tą gaśnicą - dziewczynka się zaśmiał, i podeszła bliżej mnie - Widzisz, jesteśmy makaronami, a Jane, ma gaśnice - Co? Makaronami? - Co? - Sally, znowu się zaśmiał - Pasty, a Jane, miała zbliżenie z gaśnicą, i nie mówimy o tym, bo, w sumie nie wiem czemu - Aha... Muszę o nich poczytać. Ale wróćmy do zabijania!

~ Oczami Paula ~
- Gdzie mu kulwa jeztśmy! - spytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Obok mnie siedział Jeff, i chyba byliśmy w lesie - Jeffffff... Dzie my jesteśmy? - chyba się denerwuje, siadać to pomimo ciemności, która nas otacza - Zamknij ryj, jeszcze jedno słowo, a cię zajebie! - boże! Tu miało być fajnie! - Chodź! - krzyknął i wstał. Szliśmy przez około 4 godziny, a czemu tak długo? Zaczepiała nas policja, a ja ich zabijał nie będę! Więc zrobił to Jeff, kiedy dotarliśmy do rezydencji wszyscy spali, no oprócz dziewczyn. Co dziwne chłopak nie był pijany, a też pił, przynajmniej miał jak doprowadzić mnie do domu. - Co tak długo, reszta już wróciła? - spytała jakaś dziewczyna, nawet jej nie widziałem, bo głowa mi zwisała na dół. Z trudem usiadłem na fotelu - Ten idiota nie mógł iść - wskazał na mnie palcem. Sam jest idiota! - Okej... A wiesz, że on nie miał jej widzieć przed ślubem? - zaśmiał się - I ty myślisz, że on coś widzi, śmieszne - ja widzę wszystko! - Jeffff, nirr to ja widzee, jaaam mucha! - zaczęli się śmiać - Jaki kolor mam paznokci? - zobaczyłem, jak przez mgłę, jakieś palce - Żółyty - jestem już taki zmęczony! - Nie! Biało-niebieskie! - jeden huj! I tak jest za ciemno! - Dobra dziewczyn, zwijamy się - powiedziała Lena. One wstały, i poszły na górę, wszystkie oprócz Jane.

~ Oczami Leny ~
Leżałam na łóżku, i nudziło mi się - Do 2 posiedzę, nic się nie stanie - powiedziałam sama do siebie. Candy, wgrał mi obraz z kamer, więc zobaczę co robi Jane. Włączyłam a moim oczom ukazał się Paul, przystawia się do niej! Zeszłam jak najszybciej mogłam, w kuchni Jeff przytulał płaczącą Jane, a obok nieprzytomny Paul. - Jane... - Podeszłam do niej i przytuliłam, ona powiedziała - Nie bierz z nim ślubu, zobacz... - pokazała mi siniaki na rękach, trzymał ją tak mocno, że ma siniaki. ŚLUBU NIE BĘDZIE. Reszta nocy przebiegła, nawet okej, pomijając to, że Jeff krzyczał na już przytomnego, mojego byłego męża. Obudziłam się, o 8
Poszłam robić śniadanie, jak zwykle. Po upływie 10 minut, przyszedł do mnie Paul, na czworaka... - Proszę! Daj mi tu mieszkać! - co?! Nasz związek? W dupie z nim! Mieszkać kurwa! - No, śpisz tam gdzie spałeś, ja się przenoszę do Jeffa -
Poszedł, nareszcie... Około 9,wszyscy zaczęli schodzić. - Jeff! Przestań bawić się nożem, bo wszystko będzie we krwi! Chodź do mnie - jak zwykle, dziś niech się zgodzi, proszę, lubię jak mi pomaga. A słychać jak się bawi nożem, i czuć krew... Nie mogę wierzyć, że ją piłam
- Nie wiem, czy chcemy mieć talerze we krwi - mi to nie przeszkadza - A chcesz inne wyzwanie? - śmiałam się cicho - Od ciebie?! Zawsze - Też się śmiał, wszyscy wsłuchiwali się w naszą rozmowe. - Tak? To Paul wymyśli zadanie tobie, a ty Paulowi - będzie ciekawie... - Okej, więc zacznij Jebańcu - super przezwisko, lepszego nie słyszałam - Przez 2 dni będziesz zachowywał się tak jak ja, a reszta rezydencji, będzie cię traktować jak mnie - łoł... To może się źle skończyć dla reszty domu - Okej, ale wiesz, raczej nie znajdę dziewczyn, która chce że mną ślubu, i Jane, to się chyba nie spodoba - No po prostu uśmiać się można - Ehh, masz być po prostu miły, i mają cię traktować jak mnie - Miły? - Zapamiętam że jesteś miły, a co do wyzwania, jesteś przez 2 dni mną, nawet oddam ci moje własności - no to też, się nie spodoba Jane - Mam być, nie czułym mordercą, bez uczuć? - chyba humor Jeffa już ma
- Dokładnie, a teraz, idź po talerze, bo ty jesteś Jeff - Przyszedł do mnie i pomagał. Wole jak czarnowłosy mi niesie pomoc, ale okej, wyzwanie, to wyzwanie.

Księżniczka [Jeff the killer]Where stories live. Discover now