Rozdział 22

395 22 12
                                    

~ Oczami Jeffa ~
Postrzelili mnie w nogę, a nie chce wracać do rezydencji. Wiem, że bracia Slendera mieszkają blisko, ale tylko Off jest w domu. Myślą, że idę tam po coś innego. Debile.

~ Oczami Leny ~
Nic się nie działo, tylko telefon od Jeffa i nic więcej. Następnego dnia, też nic specjalnego. Ale wieczorem graliśmy w butelkę, trafiło na Bena. Jill nie była zadowolona, kazaliśmy im się pocałować. Była wręcz wściekła, ale wykonała zadanie, dla krasnala to raczej przyjemność... Dalej byłam ja, miałam... Miałam kogoś zabić... Nie mogłam, odmówiłam zadania, oni się śmiali. Co to ma być za wyzwanie? Kontynuowaliśmy grę, było nawet fajnie.
Poszłam do pokoju około 4 rano, ale już nie spałam. Znowu po głowie chodził mi ten debil... Wiecie o kogo chodzi? Groził samobójstwem... Okropne, zakochałam się w takiej, emmm osobie? Czasami czuje, że w nim jest, no nie wiem, jakiś demon. Jak była 8 usnęłam. Paul zasnął na kanapie w salonie, więc miałam łóżko dla siebie. Obudziłam się o trzynastej. Długo spałam, można mi to wybaczyć, w ciąży jestem. Mogę tym usprawiedliwić prawie wszystko. Umyłam się i zeszłam na dół. - Hej - powiedziałam. - Cześć księżniczko, dlaczego nie przyszłaś na śniadanie? - myślałam, że Jeff wrócił, ale to tylko Paul. Wolała bym aby to był Jeff, a nie ten sam chłopak którego widzę od dwóch lat. - Nie mów tak do mnie! - krzyknęłam, i poszłam do kuchni, chłopak przyszedł do mnie - Co ci? - Zaczęłam robić ciasto na naleśniki
- Nie zachowuj się jak Jeff! - Wyszedł z kuchni, a ja się popłakałam. Brak mi go, naprawdę brak... Paul przesadził udając Jeffa, tylko on ma do mnie mówić księżniczko. Wyszłam z kuchni, trzymając naleśnika z cukrem. Usiadłam przy stole, a do mnie dosiadł się skrzat. Czego on chce? - Lena? - ehhh, nie mam ochoty z nim gadać. Z nikim, oprócz Jeffa. - Co? - on poszedł, o co mu chodziło? To było dziwne... Ehhh... Zjadłam śniadanie, i poszłam do pokoju. Do mnie doszedł Paul, czego on znowu chce? Oby już nie udawał. - Przepraszam on na pewno wróci - no myślę, że tak, ale niczego nie można być pewnym. Przytulił mnie, i szepnął - Zależy ci na nim, mimo tego, że jesteś moja, prawda? - nie, nie mogę tego powiedzieć, nie jestem jego, jestem... Jestem Jeffa...
- Nie Paul, nie jestem twoja, jestem niczyja... Po prostu nie jestem rzeczą, nie mogę do kogoś należeć - Musiałam coś wymyśleć, on mnie pocałował i wyszedł. Ehhh, mam dosyć, nadal jestem zmęczona. Położyłam się dalej, i zasnęłam. Obudziła mnie Jane - Hej, zgadnij kto wrócił - spojrzałam na zegar 16: 31,długo sobie spałam, no za długo.
Znowu nie zasnę - Kto? - usiadłam na łóżku. - A kogo ci brakowało? - Wrócił! Nareszcie! Nic sobie nie zrobił?! Boże!
- JEFF! - wstałam szybko z łóżka - Jest u siebie, idź - poszłam do niego. Weszłam do pokoju, zobaczyłam jego nogę, w bandażu. Co mu się stało? Podeszłam do niego bez słowa, i go przytuliłam. Niech już nie ucieka - Gdzie ty do cholery byłeś? - powiedziałam cicho. - Kochanie! Ja też tu jestem! - no tak zostawiłam otwarte drzwi, głupi Paul. Chłopak się przybliżył, i pociągnął za ramie, przez co przestałam przytulać Jeffa. - Szkoda, że nie przyszedłeś, było tak fajnie - że co? Jebany Paul! Pocałował mnie chociaż, się broniłam. Przestał mnie całować, i powiedział - Jeff, jesteś mi bardzo potrzebny - ta, ciekawe do czego. Wyszli z pokoju, oczywiście zostawcie mnie!

~ Oczami Paula ~
Mam mały interes do Jeffa, no w sumie nie taki mały... - Bo my jesteśmy rodziną, prawda? - spojrzał się na mnie, jakby z ironią w oczach - Więc, chce... Chce się oświadczyć Lenie... I czy nie masz nic przeciwko, i czy nas nie zabijesz? - chłopak zaczął się śmiać, jak opętany, co mu jest? Ehhhh... - Taaaa, idziemy po pierścionek, czy już masz?! - nie przestawał się śmiać, no cóż. Wyszliśmy z domu, a potem z lasu. On nadal się śmiał, debil. Wyszliśmy z lasu, i skierowaliśmy się do jakiegoś sklepu, ze złotem. - Kup od razu obrączki - wziąłem najładniejsze, a chłopak nadal się śmiał. Dużo pieniędzy wyszło, ale to nie był problem, problemem był Jeff. Śmiał się, tak, że ochroniarz się nim zainteresował. Potem zaczęli gadać, jak najlepsi przyjaciele. Już niczego nie rozumiem, ale przynajmniej jest fajnie. Po 2 godzinach byliśmy znowu w rezydencji. Zebrałem, razem z Jeffem, wszystkich w salonie. Stałem razem z Leną na środku, obok Jane, i debil z którym byłem po pierścionki. - Jesteśmy rodziną, i myślę, że to zaak - Nie dokończyłem bo przerwał mi Jeff - Do rzeczy! Jebaniec chciał powiedzieć, że jest ślub! - spojrzałem na Lenę klęcząc, ona powiedziała - Tak! - i pocałowała mnie, wszyscy się cieszyli, a po chwili powiedziałem - Jeff, ty robisz kawalerski, a Jane panieński, bez gadania - jeszcze bardziej się cieszyli. Potem chłopacy, poszli do pokoju Jeffa, a dziewczyny do pokoju Jane. W salonie zostałem ja, Lena i Slender - To pierwszy ślub, znaczy, czy ktoś z rezydencji brał ślub? - spytałem, a on odpowiedział - Tak, cieszę się z tego - wyszedł z rezydencji, a my zostaliśmy sami - Od kiedy to planowałeś? - spytała moja ukochana prawie żona. Tylko kiedy będzie ten ślub, ta cudowna uroczystość? - Nie planowałem - przytuliła się do mnie

~ Oczami Jeffa ~
Byliśmy w moim pokoju, i planowaliśmy
- To musi być coś - powiedział Ben, no ciężko będzie - Może po prostu zabije kogoś, a potem się u pijemy - on jeszcze nie zabija, głupi Maksy. - On nie zabija, ani nie będzie! - kłócenie się z Benem jest zawsze ciekawe - Ale u pijemy się? - eh, ja się lepiej nie wtrącam - Tak, to może być. Jeff byłeś u Off'a, on ma rurę w domu, prawda? - a no tak, cudowna rura wujka Off'a, dużo się przy niej działo - No ma, ale lepiej jakiś klub, tak po prostu - lepiej nie mieszać w to "wujka" jeszcze by coś zrobił i... - No tak, przejmiemy jakiś klub! Zajebiście! - radość, kurwa radość! - Dobrze, dalej! -

~ Oczami Jane ~
- Dziewczyny! Muszą być truskawki! I szampan! - kocham truskawki i szampana, każdy kocha, prawda? Na pewno. - Striptizerzy! - Nina, cudny pomysł, eh, innym się spodoba - Tak! - krzyknęła Lili - Wynajmiemy jakiś bar! - Burza pomysłów, to będzie nieziemskie!
- Może, pozwolimy jej kogoś zabić? - Co tu robi Sally?! - Dziewczyny, to nie taki zły pomysł, może mała ma rację - powiedziała ClockWork, i uśmiechnęła się do dziewczynki. - No! - krzyknęła Lili, czyli, plan gotowy, zabieramy na miasto zabijać, potem striptiz, i alko, brzmi spoko!

2 dni później

~ Oczami Leny ~
Obudziłam się, a właściwie budzik mnie obudził. Na karteczce ze stolika przeczytałam

Lenka, nasz ślub będzie za tydzień.
Dokładnie w sobotę, o godzinie 16:30!
Dziś są nasze imprezy, baw się dobrze, i idź do Jane. Ona cię zabierze na miejsce
Paul

Łoł, niespodzianka... Nie myślałam, że to dziś. Ubrałam się i poszłam do Jane.
Weszłam, a ona - No nareszcie! - były tam też inne dziewczyny. Zaczęły robić mi makijaż, i szykować sukienki. Dziękuję Jane! Biorę ślub, wśród potworów które zabijają... Super! Kocham ich mimo, tego nadzwyczajnego hobby. Nagle do pokoju wbił Toby - Mamy problem! - Jane wyszła razem z chłopakiem

~ Oczami Jane ~
Ten dzień ma być idealny! Zajebie ich jeśli coś się stanie! - No... - idiota!
- Mów! - przestraszył się, ale to dobrze, będzie mówił szczerze - Jeff się wkurzył, i wylał wódkę, możesz iść do sklepu? - Co?! - Na co się wkurzył? - jeszcze więcej strachu w jego oczach - Emmm... Bo... No... W nocy, te narkotyki, które przygotowali Jeff, z Benem... My... No wiesz... - Ja pierdole! - To zapierdalaj i po narkotyki, i wódkę! Chłopka poszedł, a ja wróciłam, robić makijaż Lenie.

~ Oczami Leny ~
Dziewczyna wróciła dosyć wkurzona, ale starała się to ukryć. - Co się stało? - spytała Nina - Ci idioci się naćpali, i Jeff się wkurzył, ale teraz to ty jesteś najważniejsza! - dalej robiła mi makijaż.

~ Oczami Paula ~

Księżniczka [Jeff the killer]Where stories live. Discover now