Rozdział 25

418 24 0
                                    

Jeszcze doczytałam szczegóły mojej pasty, zaskoczyłam się tym, że do ślub doszło, i że teraz jestem z Jeffem. Dziwne, ale nie narzekam, w końcu nawet się nie spodziewałam własnej historii. Wyszłam z domu, ale zatrzymał mnie Slender - Wszyscy mają być w domu - ehh, ale tam jest za nudno - Ale mi się nudzi! - chyba nie powinnam się tak wydzierać, on przecież tylko chce porządku - Idź, ale wróć szybciej niż wczoraj, i nie wydawaj tyle - pokiwałam na tak i poszłam dalej. Obserwowałam drzewa, dużo klonów, świerki i wierzby. Krzaki poziomek, jakieś trujące grzyby, liście i śpiew ptaków. Usiadłam pod lipą, i myślałam o tym co się ostatnio działo, dlaczego moje życie nie jest jak innych? Poznałam nową rodzinę, która jest chyba lepsza, niż ciotka i wuj. Która osoba przeżyła by spotkanie z psycho-mordercami, a potem stać się jednym z nich. Moja stara rodzina ciągle gdzieś jeździ, a kuzynka ma ślub. Sama jestem w ciąży z byłym prawie mężem... Jak ja to wytłumaczę dziecku? No mieszkamy z mordercami, twoja mamusia, też zabija, a ty jesteś dzieckiem Paula, który prawdopodobnie nie żyje z rąk twojego wujka. Jakie ja mam życie... Mogłam być normalna, ale po co? Można zaprzyjaźnić się z creepypastami, a no tak, i będę dumna kiedy moje dziecko znajdzie swoją pastę! Ehhh... Biedne dziecko... Siedziałam tam pół godziny, i rozmyślałam o tym co się działo. Postanowiłam wrócić do Rezy, mam nadzieję, że Slendi się nie wkurza. Weszłam, ale... No właśnie, mówili że to pierdolnik, myślałam, że operator wszystkiego dopilnuje, a co widzę?!
Ben gania Sally, bo zabrała mu jakiś laptop, kolorowy brat Slendera robi naleśniki. Sam ojciec domu, do kogoś dzwoni, Off zagaduje do Jane, Nina próbuje zabić Maksego, koty biegają, no oprócz tych małych. Hoody kradnie gofry Tobiego, Jason zrywa firany...? Dlaczego...? Lili rzuca nożami w obrazy, a E.Jack siedzi pod stołem z Ritą. Nie było mnie przez nie całą godzinę, a tu takie rzeczy się dzieją. Kiedy Slender przestał rozmawiać, to zawołałam go, potem wyszliśmy do ogrodu - Co tu się odwala?! - serio to bardzo dziwne, miał być spokój, a jest burdel - Nie mogę ich opanować, jeszcze muszę wyjechać, mam nadzieję, że nic nie zrobią sobie, ani nie spalą domu - no tak, kochają kisiel, najpewniej nie pilnowanie ich, to najgorsza rzecz jaką można zrobić...
- Na ile wyjeżdżasz? - spytałam, już trochę spokojniejszym głosem - Około 2 miesiące... - boże! Ostatnio im tak nie odwaliło, jak wyjechał było nawet spokojnie. Nagle usłyszeliśmy wrzask Sally! Wbiegliśmy to domu, i  zobaczyliśmy leżącą na podłodze dziewczynkę - Co się stało?! - Spytałam, wpatrując się w Bena stojącego obok
- No, przewróciła się jak ją goniłem... - no było się nie ganiać! Widać, że kostka jej spuchła - Toby! Chodź, zaniesiesz Sally do pielęgniarki - Był najbliżej, nikt chyba nie słyszał naszej rozmowy bo nadal się ganiali, ale ktoś musiał pomóc
Chłopak wstał od gofrów, i wziął dziecko na ręce. Nius ją do pielęgniarki, a ja szłam za nim. Niestety okazało się, że ma złamaną kostkę, na szczęście mają wózki takie jak w szpitalach. Musimy zrobić windę, to będzie jeszcze łatwiej.
Slender zaprosił mnie, pielęgniarkę, Bena i Tobiego do gabinetu. Usiedliśmy i zaczął mówić - Więc, Ben, aby nie było więcej tego typu wypadków każdy dostanie swoje zadania, na czas w którym mnie nie będzie - no przydała by się tu dyscyplina - Na każdym piętrze zawiśnie kartka, kto co, ma zrobić. Lena, ty już poznałaś wszys... prawie wszystkich, ty będziesz pilnować zadań, dla ciebie jest osobna kartka - nie mogła to być Rita? Ona zna ich dłużej, ja mogę robić śniadania - Toby, pewnie nie wiesz po co tu jesteś? Przecież ciebie to nie dotyczy - racja, ciekawe czemu tu jest
- Będziesz pomagał Lenie, w jej zadaniu, ale też załatwisz windę o której myślała Lena - Co?! Z kąd on wie? Nie mówiłam o tym, ale lepiej się nie odzywać - Ben, co do waszej kary, to tylko ty ją dostaniesz. Sally ma już swoją, a więc nie ma elektroniki do końca mojej nieobecności - dla niego to duża kara
- Nie! To ja już wolę odejść z rezydencji! Za głupie ganianie się!? - ale jakie są tego skutki, ciekawe co by on mówił jakby złamał kostkę, a no tak grał by cały dzień, tak jak zwykle. - Ben nie wkurzaj mnie, masz karę i tyle - oby nic złego się nie stało, nie wiedziałam że Ben może się tak zachowywać... Ja wolałabym zostać, i nie grać, a nie być wyrzucony
- Pierdol się! - krzyknął i uderzył pięścią w stół - Pakuj walizki Ben! - o nie... - Co? Ale ty nie możesz, przecież jestem creepypastą... - zmartwił się, ale było tak nie mówić. Z jednej strony biedny, z drugiej, sam tego chciał - Wiele chodzi po świecie, bez ograniczeń, idź Ben, ciekawe kiedy wrócisz... No tak nie masz tu wstępu - płaczący krasnal, niby śmieszne, ale smutne. - Proszę Slendi, zostaw go - usiłowałam pomóc - Nie - odpowiedział krótko, po czym powiedział - Za godzinę, nie chce cię tu widzieć - w sumie może zamieszkać u tak zwanych  ,, wujków " ale to nie to samo, jednak tu ma przyjaciół. Chłopak wyszedł płacząc, i mówiąc po cichu coś do siebie. - Tu mam dla ciebie kartki, tylko ktoś musi przejąć obowiązki Bena - podał mi kartkę

Księżniczka [Jeff the killer]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum