27

4.3K 302 144
                                    

 
   Zbliżał się wieczór, a nerwowa atmosfera unosiła się w powietrzu. Mężczyźni uwijali się z namiotami, które wcale nie były takie łatwe do rozłożenia, co pewien czas przeklinając.

   - Ten pojebaniec nie chce stanąć. - Mówił Jin, a Ji Sun kręciła głową i powtarzała:

  - Ciągle to słyszę.

   Jimin co pewien czas przerywał pracę, żeby podjeść kolejnych cudownych owoców, a później od nowa zaczynał bić młotkiem w każde możliwe miejsce, choć i tak nic mu to nie dawało. Parę razy nawet oberwał w kciuk, który z każdym ponownym uderzeniem robił się coraz bardziej pulchny i bordowy.

  Natomiast Taehyung był z nich wszystkich najcichszy i skupiał się na robocie. Namiot, za który się wziął, był już prawie gotowy. Ji Yoo obserwowała go co pewien czas spod rzęs i widziała, jak ze złością odgarnia grzywkę, opadającą na oczy.

  - Ale wszyscy są poddenerwowani, prawda? Powinni się rozluźnić. - Mówiła Ji Sun z uśmiechem. W końcu sama nic nie robiła, więc miała powody do radości. Zwłaszcza, że miłość jej życia była jej mężem i nie musiała się przejmować każdym jego możliwym nastrojem.

  - Widzicie w ogóle, jak cudownie się dobraliśmy? Są wśród nas trzy kobiety i trzech mężczyzn. Wyczuwam romanse. - Mówiła dalej i poruszała brwiami.

   A na jej słowa Ji Yoo i Seo Yoon spaliły buraka jak jeden mąż. Ta pierwsza wymieniła zakłopotane spojrzenia z Jiminem, a druga za wszelką cenę unikała jego wzroku.

  Taehyung po raz ostatni walnął młotkiem w wystający gwóźdź i podniósł się z klęczek. Namiot był skończony i gotowy, ale mężczyzna ani trochę nie wyglądał na usatysfakcjonowanego.

  - Tak, to naprawdę zajebista sytuacja. - Warknął. - Idę po drewno. - Powiedział i odwrócił się na pięcie.

  - Poczekaj, Ji Yoo ci pomoże! - Krzyknęła za nim Ji Sun.

  A Ji Yoo poczuła w tym momencie zwykłą chęć mordu. I Taehyung chyba też, bo jego twarz wyrażała prawdziwą wściekłość.

  - Nie sądzisz, że to mężczyźni powinni nosić drewno? - Zapytała Lee, chcąc jak najszybciej wyperswadować ten pomysł z głowy Ji Sun.

  - Reszta jest zajęta, no dawaj, co ci szkodzi. - Namawiała ją Ji Sun, a Ji Yoo powstrzymywała chęć warknięcia, że bardzo dużo jej to szkodzi.

   Bo szkodzi jej relacja z Taehyungiem. Bo szkodzi jej jego gniew. Bo szkodzi jej to wściekłe spojrzenie, którym na nią teraz patrzył.

   Po prostu udawaj, że nic się nie stało.

  - W porządku. - Warknęła i ruszyła przed siebie szybkim krokiem.

   Ji Sun zaczęła klaskać, a Taehyung mruknął coś pod nosem. Ji Yoo już chciała się odwrócić i zapytać, co takiego szepcze pod tym naburmuszonym nochalem, a następnie uderzyć w niego pięścią, gdy ten, jak gdyby nigdy nic, podszedł do niej szybkim krokiem i wyrównał z nią chód.

   Oboje szli w ciszy, a na leśnej ścieżce słychać było tylko tupanie ich nóg oraz stukanie dzięciołów. Co pewien czas dało się słyszeć znaczący krzyk wściekłej Seo Yoon bądź odgłos zranionego po raz kolejny Jimina.

   - On sobie w końcu wykastruje tego palca. - Powiedział cicho Taehyung, a Ji Yoo spojrzała na niego kątem oka.

   Mężczyzna patrzył przed siebie, nie zwracając na nią uwagi. Nie miała pewności, czy to co powiedział było do niej czy do niego samego. Dlatego ciągnęła tę niezręczną ciszę i postanowiła nie odpowiadać. Zwłaszcza, gdy widziała, jak mroczny wydaje się wzrok Taehyunga spod kaptura jego ciemnej bluzy.

Good betOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz