Rozdział 29

1K 121 81
                                    

Rano po zjedzeniu śniadania w hotelowym bufecie, wyszliśmy na miasto. Robiłam po drodze wiele zdjęć. Zatrzymywaliśmy się przy wszystkich ciekawych obiektach, Kuba się ustawiał, a ja robiłam fotki. Zwiedziliśmy wiele zabytków i przeszliśmy chyba dziesiątki kilometrów. Po południu zatrzymaliśmy się w jakieś małej restauracji na obiadek.

- To jakie plany teraz? - zapytała Julka.

- Musimy ogarnąć jakiś samochód - odpowiedział Adam.

- Nie mogliśmy ogarnąć go wcześniej, zamiast tyle chodzić? - zapytałam siłując się z pokrojeniem pokrojeniem mięska, znajdującego się na moim talerzu. Mój brat zawsze się śmiał, że jestem jakaś ułomna, bo nie umiem posługiwać się nożem i widelcem. Niestety jestem leworęczna i duża ilość prostych czynności, dla mnie jest problematyczna, jak na przykład posługiwanie się tymi sztućcami czy chociażby użycie nożyczek (potwierdzone info XD ~Autorka). Kiedy zrezygnowana podniosłam wzrok z nad talerza, ujrzałam siedzącego obok mnie Kubę, który bacznie mi się przyglądał.

- Bo chcieliśmy porobić ładne zdjęcia, w ładnych miejscach, a zatrzymywanie się co 5 metrów byłoby uciążliwe - powiedział Kuba, nie spuszczając wzroku z talerza. - Pomóc ci? - zapytał śmiejąc się.

- To głupie, mam prawie 24 lata i nie umiem używać sztućców... 

- Czemu nie umiesz?

- Mam dwie lewe ręce... - podniosłam ręce do góry. - Ale to dziwne, bo jestem jedyną leworęczną osobą w swojej rodzinie...

- Pomogę ci - uśmiechnął się i przysunął do siebie mój talerz.

- Awww to słodkie - zachwyciła się Julka, siedząca z Maćkiem na przeciwko nas.

- A jakie plany na jutro? - zmieniłam temat.

- Pojedziemy kilkadziesiąt kilometrów stąd, do Amman, stolicy Jordanii i trochę pochodzimy po górkach, i pocykamy trochę fotek na insta - uśmiechnął się Kuba, oddając mi pokrojone już jedzenie. Boże, ale wstyd...

- W dwa dni, tyle na raz... No nieźle - powiedział Maciek.

Resztę dnia spędziliśmy na mieście. Wypożyczyliśmy czerwonego pick-upa, znaczy czerwony to on był, zanim rdza go zjadła... Mimo to, urzekł nas ten bagażnik, w którym można siedzieć podczas jazdy. W środku, o dziwo, były trzy siedzenia, na których siedzieli Julka, Maciek i Adam, który robił za naszego kierowcę. Dzięki temu, cały tył zajęliśmy ja i Kuba. Zrobiło mi się zimno, a Kuba, nie wiedząc jak do końca ma mi pomóc, po prostu mnie do siebie przytulił i siedzieliśmy tak wtuleni w siebie całą drogę do hotelu. Razem z Kubą pożegnaliśmy się z resztą tuż po kolacji i zamknęliśmy się w naszym pokoju. Udałam się do łazienki, zanim Kuba zdążył mnie zatrzymać.

Wiem jestem dziwna, dopiero co siedziałam wtulona w jego klatkę piersiową, a teraz ukrywam się w łazience. Czemu? Wyrzuty sumienia... Uderzyła we mnie taka zmasowana fala wszystkiego... Uczucia, wspomnienia, to, co robi Kuba, to, że w Warszawie czeka na mnie chłopak... Stałam pod prysznicem, a moje łzy zaczęły mieszać się z wodą. To wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Zsunęłam się po ścianie do pozycji siedzącej i rozpłakałam się na dobre... Zupełnie nie wiem co mam robić. Z jednej strony jest Kuba, który stara się o kontakty ze mną i z jego czynów mogę wywnioskować, że chciałby czegoś więcej... Normalny znajomy czy nawet przyjaciel, nie troszczyłby się o mnie tak, jak Kuba to robi... Z drugiej strony jest Krzysiek, z który jestem w związku i... No właśnie, czy ja coś do niego czuje? Dalej tak mi się wydaje... Jednak boli mnie to, że nie jest jedyny. Tylko czy chcę, żeby to on był jedyny?

Wyszłam z łazienki, kiedy już trochę się uspokoiłam. Kuba jakby czekając na mój powrót, niemal od razu przywarł do moich ust. Spojrzał w moje oczy, a ja odwróciłam wzrok. Wlepił swój wzrok w moje, jeszcze zaczerwienione od płaczu, oczy i odsunął się ode mnie.

- Co jest? - zapytał czule.

- Przytłacza mnie to wszystko Kuba... Nie chcę ranić Krzyśka. Co jak się dowie? Co jak ktoś mu powie? -  w moich oczach na nowo zebrały się łzy i zaczęły spływać po moich policzkach.

- Jednak wybierasz jego? - zapytał, a w jego oczach dostrzegłam zranienie... Ale i zrozumienie...

- Przepraszam...

- Nie płacz mała - dłonią starł moje łzy. - Dam ci czas i przemyślisz sobie wszystko na spokojnie. Wiedz, że będę na ciebie czekać, bo... - tu przerwał ma chwilę. - zakochałem się w tobie... - szepnął mi do ucha.

*Pov. Krzysiu*

- Co robisz? - zapytała czarnowłosa, wchodząc do salonu.

- Myślę i trochę się martwię... Ola mi nie odpisuje... - spojrzałem na nią.

- A kiedy wraca?

- W niedziele wieczorem.

- Zaproś ją. Bardzo chętnie ją poznam - powiedziała i poszła w kierunku sypialni, a ja ruszyłem za nią.

~~~

Aww kocham #TeamKuba, ale z drugiej strony, Alex coś świruje i nie odwzajemnia jego uczuć... 

A tak w ogóle, to co ten Krzychu? I co to za dziewczyna u niego? 

Hmm... Dużo niewiadomych, a z matematycznego punktu widzenia, to trochę słabo :/

Niestety (albo stety), ale kolejny rozdział dopiero za jakiś czas, bo normalnie padam na twarz od siedzenia przy tym kompie... Nie miałam jakiegoś super pomysłu na ten rozdział i nie podoba mi się on, ale może wam się spodoba, bo siedziałam nad nim dobre 2 godzinki :/

Przepraszam was, że maraton nie wypalił, ale zupełnie się do niego nie przygotowałam i taki trochę niewypał :( Serio, mam jakiś brak weny i męczę się z tymi rozdzialikami, a pisanie ich na siłę nie sprawia mi takiej przyjemności, jak zazwyczaj i wychodzą takie, jak ten... :( Mam nadzieję, że mi wybaczycie, że kolejny rozdział dopiero na dniach... Wrócę do was jak najszybciej! <3

~Alex

Dobijacie już 11 koła! SZALEŃSTWO, A MOTYWACJA DO PISANIA ROŚNIE <33

















Ekliptyka, ale o tym może później... |Quebonafide & KrzyKrzysztof|Där berättelser lever. Upptäck nu