Rozdział 14

75 5 4
                                    


Słońce padało prosto na zupełnie odkryty parking przed galerią handlową. Staliśmy w pobliżu budki z rosłym mężczyzną, który daję słowo, że dłubał w nosie. Przyłapałam go na tym gdy wydawało mu się, że nikt nie patrzy. Zaraz potem z obrzydzeniem odwróciłam spojrzenie.

Otaczało mnie dwoje nowych znajomych, a Róża oddaliła się o parę kroków by zadzwonić do nieobecnego Janka, o którym wspominali chwilę temu. Nie zapytałam na głos kim jest, aczkolwiek z deczko nurtowała mnie ta kwestia. Skoro jednak miał przyjść, dane mi było go poznać.

Oczywiście pod warunkiem, że nie zmienił planów.

Tymczasem wysoki, chudy i świecący nagą klatą Hubert szczerzył się jak małe dziecko zerkając to na mnie, to na Danielę. Włożył ręce do przednich kieszeni spodni, lekko przy tym bujając się w przód i w tył.

Czułam, że robi tę niezręczną ciszę jeszcze bardziej niezręczną. Wlepiał w nas swoje wielkie oczy jakbyśmy miały zaraz rzucić się na siebie i rozpocząć zjawiskową walkę w kiślu. A przynajmniej takie było moje odczucie.

Dziewczyna stała w kontrapoście, przerzucając cały ciężar ciała na lewą nogę i pisała do kogoś sms na poczekaniu. W pierwszej chwili stwierdziłam, że bardzo podoba mi się obudowa jej idealnie czystego, złotego Iphonea. Nakładka była ażurową siateczką z kilkoma czarnymi diamencikami. W słonecznych promieniach prezentowała się naprawdę przepięknie.

Z czasem jednak, gdy zdałam sobie sprawę jak obojętnie traktuje nasze towarzystwo, stwierdziłam, że to wcale nie szata zdobi ludzi. Widać było, iż to że stoimy tuż obok nie robi na niej wrażenia, a wręcz ma to za przeproszeniem głęboko gdzieś.

Blask jej komórki niespodziewanie zbladł.

Spojrzałam tęsknie w kierunku Róży, jedynej osoby z którą byłam w stanie swobodnie się tam dogadać. Niestety, gdy tylko objęłam ją wzrokiem zauważyłam jak nieco zirytowana kopie czubem buta oponę. Przy uchu dalej trzymała słuchawkę, choć wiedziałam, że nikt się w niej nie odezwał.

Po kilku sekundach odjęła ją od głowy i po raz kolejny wystukała numer chłopaka. Czując jej rozgniewanie, sama zmarszczyłam brwi.

Najwyraźniej musiałam posterczeć jeszcze chwilę w tym milczeniu. Pragnęłam usłyszeć, że któryś z nowych znajomych zaczyna jakiś ciekawy temat. Niestety ślepia istoty o kościstej twarzy z zasłoną długich włosów przewiercały mnie na wskroś, a osoba o brązowych kosmykach zapomniała o moim istnieniu.

Westchnęłam bezgłośnie. Jak można znieść taką ciszę... To zbyt męczące wyzwanie jak dla mnie.

Otworzyłam więc usta, żeby zagadnąć o nieodbierającego telefonu Janka... Ale najwyraźniej Hubert tylko czekał na jakikolwiek mój ruch, bo zamiast swojego głosu, usłyszałam jego!

— Tak? Chciałaś coś powiedzieć?   — zapytał energicznie pełen zaciekawienia. Brzmiał jak naukowiec badający jakiegoś kosmitę, naprawdę. Poczułabym się pewnie rozbawiona gdyby nie fakt, że tym ufoludkiem byłam ja.

Teraz towarzyszyło mi lekkie przerażenie. Zamknęłam więc buzię z wolna, nie spuszczając z chłopaka bacznego spojrzenia. Był zdecydowanie typem człowieka, jakiego ciężko było mi rozgryźć. Nie wiedziałam czym jeszcze może mnie zaskoczyć, więc bałam się.

Lekko skinęłam głową.

— Co takiego? — odezwał się znów, zachęcając mnie szybkimi ruchami dłoni bym się wypowiedziała. Dłuższą chwilę musiałam się na nowo zebrać na odwagę. Przełknęłam ślinę.

Letnie SzczęścieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon