Rozdział 33

24 5 3
                                    

Kontakty.

J.

Janek.

„Usuń".

Odetchnęłam z ulgą naduszając blokadę ekranu. Telefon z cichym wydźwiękiem zetknął się z powierzchnią wysłużonego stolika. To był najlżejszy ruch ręki w przeciągu ostatnich kilku dni.

— I prawidłowo, teraz będzie już tylko coraz lepiej — dobiegło mnie. Skinęłam głową, wolną ręką poprawiając buntownicze kosmyki, wkradające mi się na twarz.

Było południe, słoneczne i nad wyraz skwarne. Mimo braku duchoty mój umysł deszczoznawcy przepowiadał zbliżającą się ulewę, co oczywiście nie wszystkim przyszło łatwo zaakceptować.

— Apropo lepszych rzeczy, to może nic ale...  — Krzesło zaskrzypiało pod ciężarem Danieli, gdy schylała się do swojego plecaka. Cicha melodia suwaka uprzedziła jej dłoń, wyławiającą z niego jakiś przedmiot.

Nawet z nowej, półsiedzącej pozycji nie byłam w stanie przedwcześnie go dojrzeć. Zatem pozostawało mi cierpliwie czekać, aż skończy szamotać się z kawałkami materiału.

To dało mi dłuższą chwilę na rozbudowaną myśl, przysuwającą uśmiech na twarz. Tematem bardzo prostej, aczkolwiek tak ciepłej... O ludziach.

Zagrzewałam miejsce w szpitalu już szósty dzień z rzędu, zapoznając się z każdą z sufitowych plam w wolnej chwili. Tymczasem szereg niezawodnych przyjaciół wstawiał się kolejno każdego popołudnia z partią nowych wesołości i... słodkości.

Większa waga groziła mi nieubłaganie, co nie było zasługą ciężkiego gipsu opatulającego kończyny. Nie potrafiłam się jednak gniewać.

Hubert uraczył mnie stosem placuszków upieczonych przez jego babcię. Smakiem nie mogły ich pokonać żadne z innych smażonych pyszności, ale olej wyczuwalny na języku szeptał co chwilę – „utyjesz!"

Róża natomiast przyniosła mi czekoladę z nadzieniem malinowym. Przynajmniej zjadłyśmy ją razem, sumienie podzieliło kalorie bardzo sprawiedliwie. Później jednak dostałam następną... Co się idealnie wyrównało!

Przynajmniej Sylwia zabrała ze sobą tylko soczyste mandarynki, idealne dla całej zgrai roześmianej młodzieży. Mojej roześmianej młodzieży!

Uwielbiałam sobie przypominać, że wszyscy przychodzili tam dla mnie.Serduszko kochało ich całą swoją mocą.

— Z racji tego, że ci się pewnie nudzi jak tak siedzisz ciągle  — wyrwało mnie z rozważań. Daniela dociskając kucyk, trzymający jej grube włosy, wyprostowała się w końcu.

Poprawiłam się na posłaniu.

— Jak was nie ma, strasznie — potwierdziłam, z akompaniamentem wesołego parsknięcia. Róża dała się przekonać do spędzenia dwóch nocy we własnym domu, zamiast dotrzymywania mi towarzystwa.Czułam się winna, że się tak dla mnie nadwyrężała. Cieszyłam się więc z powodu jej powrotu pod swoją pierzynę, aczkolwiek noce spędzałam w osamotnieniu.

— No to mam coś dla ciebie — oznajmiła, podsuwając mi pod nos prostokątny plik papierów.

Głowa stale mnie jeszcze zawodziła, dając długi czas analizowania wszystkiego nowego w okolicy. Czasem dawałam radę wybaczać sobie niektóre sytuacje, ale momentami bywały naprawdę przerażające.

Chociażby czas, w którym rodzice przyjechali do mnie po przebudzeniu. Stanęli w drzwiach niezwykle poruszeni, a ja czułam ich mocne wahania emocjonalne. Jednak... naprawdę nie potrafiłam zrozumieć kim są przed długie, niezręczne sekundy.

Letnie SzczęścieOnde histórias criam vida. Descubra agora