Rozdział 28

35 5 5
                                    

„Akcja z Jankiem nie powinna mieć nigdy miejsca"

Spojrzenie dawno wypaliło się już, patrząc w tę samą wiadomość, zawieszoną w pamięci urządzenia od pół godziny. Głowa nie była w stanie zakodować tego, jak źle czuło się ciało i dusza. To drugie przeżywało prawdopodobnie znacznie gorzej, rozrywając się na strzępy. Fizyczny ból był przy tym niczym...

Powieki wyschły od obfitych, ciasnych przytuleń i mocnego wiatru. Gardło zapamiętało, że powinno być nienaturalnie ściśnięte, nie odpuszczało.

Chłopak siedział tuż obok mnie, oblizując keczup z warg. Od dłuższej chwili nie potrafił sobie poradzić z każdym kolejnym kęsem zapiekanki.

Moja leżała na stoliku nietknięta.

— Dawno ci już wystygła, wiesz? — Następne zdanie, jakie wypowiedział w jej temacie, wpadło mi głucho do głowy. Zabrzmiało jak cisza. Bardzo głośna cisza.

— Wiem. — Umysł był jeszcze w stanie odpowiadać.

— Mhm... — Kolejny kęs.

Co miała oznaczać ta wiadomość..? Czy to był koniec? A może jakieś ukryte znaczenie?

Boże, czułam przecież w każdej napisanej literze jaka jest wściekła! To złość... A może jeszcze nie? A może to była zazdrość? Tylko dlaczego najpierw podsuwała mi go pod nos, aby później być zazdrosna, że mi z nim wyszło?

Nonsens... Nie mogła być zazdrosna.

I co ja miałam wysłać Danieli? Negatywne wieści o tym, że sprawa jest przegrana... Może Róża to faktycznie aż tak trudny człowiek. Chyba nie powinnam była się przywiązywać do losowo spotkanej w parku osoby.

Prowadziłam długą walkę wewnętrzną między tym co czułam, a tym co wiedziałam. Logiczne rozwiązanie malowało mi się przed oczami nad wyraz jaskrawymi barwami.

W końcu to rozum zwyciężył nad znokautowanym sercem.

Nie odpisałam jej. Dała mi wyraźnie do zrozumienia, że jest zła. Czułam to, nie chciałam wiedzieć już więcej. Nie potrzebowałam pytać, nawet jeśli było w tym coś niejasnego.

Później zjadło mnie... rozdrażnienie. Wtedy gdy do mojej świadomości dotarło, że miły czas się zakończył. Widziałam wyraźną niesprawiedliwość jej działania. Pomagała mi zdobyć względy u chłopca, o którym marzyłam i nagle uznała to za pomyłkę.

Jak można było nazwać przyjacielem kogoś... kto nie cieszył się razem ze mną z mojego szczęścia? Jak można było... Jak ona mogła?

Łzy cisnęły mi się do oczu w tamtej chwili na zapiekankach. Zupełnie jakbym leżała na środku ringu znokautowana przez wojownika sumo. Zmiażdżona...

Chciałam wrócić do domu. Wskoczyć pod kołdrę. Wylać potokiem wszelkie nagromadzone emocje.

— Janek? — wybąkałam znów zapłakana. Na całe szczęście mój makijaż nie spływał ciemnymi strugami. Jedynie niewyraźne smugi brokatu zdradzały, że jakkolwiek cień przemieścił się na policzki.

Chłopak uniósł na mnie swoje spojrzenie, kończąc pochłaniać bułkę z ciepłym jeszcze serem. Jego pytające spojrzenie wpatrywało się w dziwną przestrzeń między nami, która potęgowała rozgrzewającą moc błękitnych tęczówek.

Jednocześnie coraz bardziej pragnęłam uciec i schować się w kąciku rozpaczy.

— Czy mógłbyś... Mnie przytulić? — zapytałam cicho, jednocześnie chowając twarz we włosach. Nie mogłam być pewna, jak na to zareaguje. Sama wystraszyłam się swojego pomysłu. Na jakim stanowisku go właśnie postawiłam? Jakiejś niańki?

Letnie SzczęścieWhere stories live. Discover now