Rozdział 22

43 6 3
                                    

Nie wiedzieć skąd, nie wiedzieć jak, powietrze nagle wypełniła niezrozumiała magia. Czar przeciągającej się, ku mojej uciesze, chwili. Zastygające powietrze, niechcące naruszyć lazuru spojrzenia, skierowanego wprost w moje oczy.

Jakaś nić niezrozumiałego porozumienia, przeciągająca się między dwojgiem ludzi. Cichy układ dwóch dusz, zestawionych naprzeciwko siebie.

Czułam niecodzienny niepokój, zmieszany z silnym przeświadczeniem, że to wszystko bardzo mi się podoba. Stan ten unosił kąciki moich ust, jednocześnie nadając lekkości całej reszcie ciała.

Wydawało mi się, że stoję w sferze puszystych, lawendowych obłoków. Otoczona ciepłem oceanu tych oczu...

Czas trwania zawieszenia, jakim stała się ta sytuacja, był zaledwie momentem. Mimo wszystko jednak, sprawiał wrażenie niezamierzającej się skończyć historii.

Której kres położyły słowa Róży.

— Skoro taaaaak — przeciągnęła, robiąc wyraźny krok w tył. Byłam pewna, że dopełni swoją myśl, ale zamilkła. Dało się za to słyszeć ciche powarkiwanie Lamy, najwyraźniej nie zadowolonej z nowego kompana.

Wzdrygnęłam się. Musiałam w końcu oderwać wzrok od bazyliszka, w jakiego z powodzeniem próbował zamienić się Janek.

Przeniosłam spojrzenie na przyjaciółkę, która założyła ręce, prezentując mi swój tajemniczy uśmiech. Tajemniczy, aczkolwiek mignął mi w nim pewnego rodzaju niepokój...

Albo prędko go zamaskowała, albo miałam chwilowe omamy.

Zamrugałam więc parokrotnie, przekonując się, że wyszczerz na jej twarzy pozostał jednoznaczny.

— Wiecie co, dzieciaczki..? — zagadnęła znów wyciągając ostatnie słowo. Nie brzmiała normalnie. W tych słowach dało się zwietrzyć więcej podstępu, niż intryg w klasycznych telenowelach.

A ja zaczynałam przeczuwać, że coraz mocniej wpadam w bagno, na które sama się wybrałam. Przełknęłam ślinę, czując wzrastającą temperaturę powietrza. Z każdą chwilą coraz bardziej.

Choć termometry z pewnością stwierdziłyby inaczej.

— Zapomniałam, że miałam coś jeszcze załatwić, w sumie — rzuciła nagle, jakby nigdy nic wzruszając ramionami.

Zniecierpliwiona czekałam na dalszy ciąg wydarzeń, gdy niespodziewanie złapała Huberta pod ramię.

— To strasznie daleko, więc nie będę ciągnąć waszej dwójki, gołąbki. — W tej sekundzie, niezauważalnie, mrugnęła. W moim kierunku! Co za podstępny uczynek!

Róża, błagam, nie zostawiaj mnie z tym samej!

— Co? I ja mam się za tobą wlec? Żartujesz? — chłopak zaprotestował gwałtownie, zgorszony całym pomysłem. Miałam nadzieję, że znów postawi na swoim...

Ale niespodziewanie syknął z bólu, spowodowanego zdecydowanym kopniakiem w łydkę.

Bezduszna intryga!

Nie miałam w sobie dość odwagi, aby wykrzyknąć, jak bardzo nie zgadzam się z takim zamiarem. Jak bardzo się boję i jak mocno ściska mnie w żołądku, na samą myśl o tym, że zaraz się odwrócą i sobie pójdą.

Zostawcie mi chociaż Lamę... Proszę...

— A... tak... No tak... Pamiętam... — Słowa Huberta nie były ani trochę przekonujące.

Ani trochę.

Jednak Jankowi nic nie robiło różnicy... Wrócił zaledwie spojrzeniem na ekran swojej komórki, próbując wystukać jakąś wiadomość, czy informację, czy cośkolwiek innego... I nie spostrzegł ani odrobiny nadzwyczajności w całym wydarzeniu.

Letnie SzczęścieWhere stories live. Discover now