3. Cisza

946 64 8
                                    

- Hej, hej, Gin, wiesz co? Właśnie pytałam panią Pomfrey, możesz już dzisiaj wracać do dormitorium. Wspaniale, co? – Demelza z mocno udawanym podekscytowaniem chodziła dookoła mnie, czy raczej dookoła mojego łóżka.

Wzruszyłam ramionami, ale nic nie powiedziałam. Naprawdę było mi wszystko jedno, gdzie jestem. Chociaż może nawet wolałam wrócić do siebie, tam przynajmniej miałabym trochę prywatności. Tutaj nadopiekuńcza pani Pomfrey siedziała nade mną dzień i noc, odwiedzali mnie wszyscy, którym się akurat zachciało udawać miłosiernych i wspaniałych, a Demelza wisiała nade mną przez cały swój wolny czas. Czasem przychodziła z Colinem. Naprawdę, zero prywatności. Gdybym chociaż miała szpitalny parawan, ale nie, według pielęgniarki nie byłam w aż takim złym stanie, żeby odcinać się od otoczenia.

- Tak sobie myślę, może urządzimy babski wieczór? Diana i Lisbeth nie powinny mieć nic przeciwko, wiesz jakie one są. A Tina pewnie jak co wieczór schowa się gdzieś w kącie pokoju wspólnego i będzie czytać kolejną książkę, więc jej raczej też nie będzie to przeszkadzać. Możemy wymknąć się do kuchni, jeśli chcesz, zwędzimy trochę ciastek i piwa kremowego, może i miodu pitnego...

Demelza paplała, co ślina jej na język przyniosła. Obserwując ją dokładnie z pozycji półleżącej, z łatwością mogłam dostrzec zaniepokojenie i niepewność w jej oczach, nawet jeśli głos miała radosny. Demelzę zawsze zdradzał wyraz twarzy. Teraz pomiędzy jej brwiami tkwiła pojedyncza zmarszczka, a usta wykrzywiał dziwny, zdeformowany uśmiech. Poza tym unikała mojego wzroku, a robiła to najczęściej wtedy, kiedy próbowała coś przede mną ukryć.

Westchnęłam.

- Demelzo – powiedziałam cicho, lekko zachrypniętym głosem.

Przystanęła i spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Tak, miała do tego pełne prawo, w końcu nie odzywałam się do niej od dwóch tygodni.

- Tak? – spytała, kiedy otrząsnęła się z pierwszego szoku.

- Po co to wszystko?

- Co wszystko?

- Ta cała szopka – skrzywiłam się, dając jej do zrozumienia, co o tym myślę.

- Jaka szopka?

Jak już wspomniałam, Demelza nie była dobrą aktorką. Natychmiast po wypowiedzeniu tych słów odwróciła wzrok. Żeby wyglądało naturalniej, przysiadła na moim łóżku i udawała wielce oburzoną tym, że mogłam ją o coś takiego posądzić. A przynajmniej bardzo się starała.

Nie odpowiedziałam jej, tylko utkwiłam wzrok w swoich dłoniach. Chyba wyszczuplały przez te dwa tygodnie. Nie za wiele jadłam, praktycznie nic. Powstrzymałam się od westchnięcia. Nie tylko dłonie miałam szczuplejsze, cała bardzo schudłam. Nie byłam nigdy bardzo chuda czy gruba, byłam po prostu normalna, ale teraz zaczynało mi być widać żebra. Pewnie ubrania będą na mnie wisieć.

- Ginny?

Nie odpowiedziałam. Zwykłe „hm" nie chciało przejść mi przez gardło. A z resztą, po co? Demelza doszła chyba do wniosku, że nie zareaguję, bo odezwała się znowu.

- Co tak właściwie się stało?

Oderwałam wzrok od dłoni i spojrzałam na nią przelotnie, jednak już po chwili spuściłam głowę, bo utkwiła we mnie pytające spojrzenie, pod którego wpływem źle się czułam.
Cisza. Cały mój świat był wypełniony ciszą.
Osunęłam się na poduszki i podłożyłam dłoń pod głowę, a następnie zamknęłam oczy. Pomyślałam, że może przy odrobinie szczęścia zasnę. Albo chociaż uda mi się nabrać na to Demelzę.

Cisza, cisza, cisza...

* * *

- Witaj w domu – zaśmiała się Demelza, otwierając przede mną drzwi dormitorium.
Ten sam bałagan, te same plakaty graczy quidditcha nad łóżkami Lisbeth i Diany – w tym ogromnej wielkości plakat szczerzącego zęby pałkarza jakiejś drużyny wisiał pomiędzy nimi, chyba nawet zmierzyły dokładnie odległość - a także same Lisbeth i Diana rozwalone na łóżku jednej z nich i przeglądające jakieś czasopismo.

You are the only one |DRINNY| Donde viven las historias. Descúbrelo ahora