34.Wolność

278 26 15
                                    

Po przeleżeniu kolejnego tygodnia miałam już serdecznie dość. Z wielką ulgą powitałam więc wizytę asystentki uzdrowiciel Bone. No, w końcu sobie o mnie przypomnieli, pomyślałam, gdy przyszła, choć wiedziałam, że jestem trochę niesprawiedliwa. Nic by nie dało, gdyby była wcześniej. Naprawdę.

Na szczęście okazało się, że z moim dzieckiem absolutnie wszystko jest w porządku. Najbardziej jednak ucieszyłam się, gdy oznajmiła mi, że dzięki lekom, które regularnie przyjmowałam, nie ma już ryzyka, więc mogę powoli zacząć wstawać.

Gdybym tylko mogła, skakałabym do sufitu. Ale, przede wszystkim, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne. Dostałam jednak zastrzeżenie, że za tydzień muszę pokazać się na badaniu kontrolnym. Zostałam też postraszona, że termin porodu zbliża się nieustannie. Jakbym i bez tego ciągle nie miała tego na uwadze. Dziesiąty października... To przecież już tak blisko.

Kiedy wyszła, wyszczerzyłam się do Draco, który specjalnie tego dnia nie poszedł do pracy.

- Nie wierzę. Wolność. Wolność! - wykrzyknęłam i przygotowałam się do wstania z łóżka.

- Nie ciesz się tak - zgasił mnie. - Masz wstawać stopniowo, pamiętasz?
Uśmiech spełzł z mojej twarzy, ale nie dałam się.

- Czy według ciebie mam leżeć tu jeszcze tydzień, a później robić krok dziennie?

Zwrócił twarz ku sufitowi. Wyglądał, jakby modlił się o cierpliwość do mnie. Dlaczego? Przecież ja byłam taaaka grzeczna.

- Dobra, po pierwsze... - Spojrzał ponownie na mnie. - Leż tu i się nie ruszaj.

Chciałam zaprotestować, ale wtedy wstał z krzesła, na którym siedział, i wyszedł z pokoju.

- Ej, a ty dokąd?! - krzyknęłam za nim.

Wetknął głowę z powrotem do pokoju.

- Leż tu - nakazał.
Świetnie. Miałam szansę wyrwać się z mojego więzienia, mogłam w końcu wyjść na wolność, a tu co? Mój narzeczony mi tego zabrania. W pierwszym momencie byłam tak wzburzona, że nie zamierzałam go posłuchać, ale po chwili dotarło do mnie, że, niestety, ma rację. Nie mogłam tak nagle zerwać się z łóżka i wyjść na dwór, choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała.

Dobro dziecka jest przecież najważniejsze, przeleciało mi przez głowę. Opadłam na poduszki. Głupi Malfoy.
Wrócił po kilku minutach z tajemniczym uśmieszkiem. Przyjrzałam mu się uważnie, ale nie miałam pojęcia, co takiego mógł sobie wymyślić.

Często mnie zaskakiwał swoją nieobliczalnością i coś czułam, że tym razem nie będzie inaczej.

- Okej, możesz usiąść - oznajmił.
Westchnęłam. Wyjęłam spod pleców wielką poduszkę i cisnęłam nią w Draco, krzycząc „jesteś tyranem!". Zaśmiał się diabolicznie, chwytając ją bez trudu.

- Zachowuj się, kochanie, bo skończy się na tym, że w ogóle nie wstaniesz.

- Poeta się znalazł - burknęłam pod nosem, całkowicie obrażona.
Odrzucił mi poduszkę, ale byłam tak zajęta tym swoim obrażaniem się, że nie zauważyłam jej, i uderzyła mnie w głowę. W zaskoczeniu przygarnęłam ją do siebie, zanim spadła.
- A. To tak pogrywasz - stwierdziłam, kiedy już się zastanowiłam nad całą sytuacją.

- Przepraszam! - powiedział szybko, ale bez skruchy. Śmiał się po cichu.
Wychynęłam zza poduszki i popatrzyłam na niego. Wykorzystałam moment, w którym odwrócił wzrok, żeby się odegrać. Na moje nieszczęście chybiłam. Wtedy zaczął się jawnie ze mnie nabijać.
- Ech ty... Już się do ciebie nie odzywam! - zapewniłam.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now