38.Nieprzewidziane

235 21 0
                                    

Siedziałyśmy jak na szpilkach, rzucając sobie pełne strachu spojrzenia. Byłyśmy obie odcięte od informacji, odcięte od bliskich i znajomych.

Moje myśli krążyły wokół osób, które znałam i kochałam, a także wokół tych, których nigdy nie lubiłam. Nie miało teraz znaczenia, kto był kim, ważne było to, że każdy, dosłownie każdy mógł zginąć.

Bitwa o Hogwart... to po prostu nie do pomyślenia! Miałam przed oczami te stare, kochane mury, w których spędziłam sześć lat. Harry zawsze twierdził, że Voldemort nie zaatakuje, póki Dumbledore żyje. Widocznie się mylił.

Nie widziałam żadnego sensu całej wojny. Przecież bez Hogwartu czarodzieje nie będą mieli jak się kształcić, nie będą wiedzieli, jak używać czarów, jak walczyć... No tak!

- Hermiono - powiedziałam, poruszona swoim odkryciem. - Czy myślisz, że on... Że Voldemort chce doprowadzić do tego, żeby to on był jedynym nauczycielem? Jedynym wzorem młodych czarodziejów?

Wzruszyła ramionami, patrząc w okno, chociaż było zbyt ciemno, żeby mogła cokolwiek za nim zobaczyć.

- Nie uda mu się to - stwierdziła, ale jakoś tak bezbarwnie, bez przekonania. - Przecież jest Dumbledore, a Dumbledore nie pozwoli, żeby Hogwart przestał istnieć. To niemożliwe.

Widziałam, że jest cała spięta. Pewnie przeklinała mnie w myślach na wszystkie możliwe sposoby. W końcu gdyby nie ja, mogłaby walczyć u boku Rona i mieć na niego oko. Teraz była bezsilna.

- Idź - powiedziałam, chociaż w głębi duszy niczego nie pragnęłam bardziej, niż żeby została. Nie wytrzymałabym nerwowo sama, a poza tym nie zniosłabym zamartwiania się o jeszcze jedną osobę. Wolałam mieć Hermionę pod ręką i wiedzieć, że przynajmniej jej nic nie grozi.
Popatrzyła na mnie półprzytomnie.

- Nie mogę - odparła. - Malfoy kazał mi cię pilnować.

Poczułam ogromną ulgę, że nie stwierdziła na wstępie, że mam rację, ale źle się czułam, gdy myślałam, co ona musi przeżywać, będąc uwięzioną tutaj ze mną.

Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Nie mogłam być taką egoistką.

- Jeśli chcesz, to idź. Przecież widzę, jak się tu męczysz. A Draco się nie przejmuj, on po prostu wolałby mieć pewność, że... - zacięłam się. No? Co do czego wolałby mieć pewność? Że jestem bezpieczna? Naprawdę? - Po prostu nie lubi zostawiać mnie samej - dokończyłam.

Ale nie miałam co do tego całkowitej pewności. W ogóle ciągle wahałam się co do jego uczuć do mnie. A najlepszym potwierdzeniem, że nie mogę za dużo sobie wyobrażać, było właśnie to jego wybiegnięcie bez pożegnania.

Czy właśnie tym nie udowodnił, że tak właściwie ma mnie gdzieś? Jasne, kazał Hermionie ze mną zostać, ale... Odczułam to tak, jakbym była jakimś, no nie wiem, jajkiem, które wszyscy przekładają sobie z rąk do rąk, dbając, żeby nie upadło, a tak naprawdę wcale się nim nie przejmują.

- Nie zostawię cię samej - oświadczyła Hermiona. - Nie mogłabym znieść myśli, że coś ci się może stać. A dziecko? Pomyśl, gdybyś nagle zaczęła rodzić? Co byś zrobiła?

Nie zastanawiałam się nad tym. Zawsze ktoś ze mną był, więc nie musiałam myśleć o tego typu sprawach. Co bym zrobiła? Chyba zaczęła płakać i panikować. Może jakimś cudem udałoby mi się wyczarować świstoklik i przenieść do szpitala.

Cóż, kominka w mieszkaniu nie było, a teleportacji nie mogłam używać będąc w ciąży, miało to związek z tym całym naciskiem. A nawet gdybym zaryzykowała, w zdenerwowaniu pewnie nie skupiłabym się dostatecznie, żeby się nie rozszczepić. Zresztą i tak nie miałam licencji.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now