15.Pytanie

537 34 13
                                    

Ten dzień nie należał do najlepszych. Najpierw spotkanie ze znajomymi na peronie i udawanie, jak to wspaniale spędziło się czas wolny.

Potem jazda z nimi w jednym przedziale. Znoszenie głupich rozmów Crabbe'a i Goyle'a, którzy, jak zwykle, zastanawiali się, dlaczego pociąg jedzie po szynach i dlaczego jeszcze nigdy z nich nie zjechał, a całą zasługę przypisywali sprawności maszynisty.

Jakby nie mieli lepszych tematów do rozmów. Parkinson okropnie się do niego kleiła i nie rozumiała, co znaczy słowo „nie" i wyjaśnienie „bo nie".

Cały czas w jej głowie roiło się, że okropnie na nią leci i wstydzi się to okazywać. Miał już tego dość. Wstał i wyszedł z przedziału, wzbudzając niemałą sensację. W końcu miał wszystko za sobą. Wszystkich za sobą.

Został sam, bez zbędnego towarzystwa. Nie potrzebował ich. Nigdy nikogo nie potrzebował, zawsze potrafił sobie radzić sam. No, może z małą pomocą Vincenta i Gregory'ego, ale w tym momencie nie miało to znaczenia. To on był mózgiem, oni tylko ciałem.

Teraz chciał w końcu mieć odrobinę spokoju. Tylko tyle, nic więcej. Musiał na spokojnie przemyśleć wydarzenia minionych kilku miesięcy. Jak bardzo zmieniło się jego życie! Śmierć ojca, który zawsze był jego idolem, porzucenie przez Emily, jedynej dziewczyny, do której kiedykolwiek cokolwiek poczuł, no i ten chory układ z Weasley... Ta ostatnia nieźle namieszała mu we wszystkich sprawach. I układach z Dumbledorem.

Jego największym marzeniem było nie widzieć jej teraz bardzo długo, ale musiał upewnić się, czy wszystko z nią w porządku. Rozkaz to rozkaz. Dotarł do jej przedziału i zerknął przelotnie przez szybę. Spodziewał się zastać ją z tym fanatycznie oddanym Potterowi szlamą Creeveyem i jedyną w całym tym towarzystwie czystokrwistą – Robins. Znał ją od kilku lat, była na jakimś przyjęciu z okazji czyjejś rocznicy ślubu, na której znalazł się i on z rodziną. Miał wtedy z dziesięć lat. A może i jedenaście? Wybierał się wtedy do Hogwartu, czy tak?

Od początku był przekonany, że będzie w Slytherinie. Ona, przeciwnie, twierdziła, że to ostatni dom, do którego chciałaby trafić. Stwierdził wtedy, że nie będzie go pouczać głupia, młodsza o rok smarkula i że nigdy więcej się do niej nie odezwie. A potem Robins zaprzyjaźniła się ze zdrajczynią krwi Weasley, tą Weasley, która zaważyła na jego dalszym życiu, a której z całego serca nienawidził ze względu na pochodzenie. Nie jego wina, że była ładna!

Nie jego wina, że znajomi oceniali ją jako jedną z najładniejszych dziewczyn Hogwartu! W zasadzie nie była nie wiadomo jaką pięknością, ale po prostu miała w sobie to coś. I nie jego wina, że pojawiła się w jego życiu w najmniej odpowiednim momencie!

Widać los uwielbiał płatać mu figle.
Tak, tym razem spodziewał się zobaczyć ich troje. Ale się przeliczył. W przedziale siedziała sama Robins. A gdzie Creevey? Gdzie Weasley? Wiedziony ciekawością, wszedł do przedziału.

- Czego tu szukasz? – spytała Robins znudzonym głosem. – Zapraszał cię ktoś?

- Ktoś taki jak ja nie potrzebuje zaproszeń, słonko – odpowiedział, siadając w fotelu naprzeciwko niej i rozkładając się wygodnie. – Zastanawiam się, gdzie podział się twój chłoptaś i kochaniutka Weasley?

- A co ci do tego?

Nawet na niego nie spojrzała. Cały czas wpatrywała się w okno.

- Po prostu chciałbym wiedzieć.

Tak, tak, nienawidził, kiedy ktoś go ignorował. Po prostu MUSIAŁ być w centrum uwagi. Dwie osoby, które w całym jego życiu najbardziej go irytowały? Robins i Weasley. Jak tej drugiej dziwnym trafem potrafił wybaczyć to i owo, tak pierwsza była mistrzynią w doprowadzaniu go do wewnętrznego szału.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now