32.Gość

284 27 2
                                    

Uziemiona. Uziemiona. Uziemiona.
Chciało mi się tylko płakać. Ale i tak dobrze, że skończyło się tylko na tym.

Naprawdę się bałam, wyprawa do św. Munga była po prostu okropnym przeżyciem. Ledwo trzymałam się na nogach, kiedy Draco zaczarowywał swój zegarek w świstoklik, żeby później przenieść nas na londyńską ulicę.

Później wziął mnie na ręce i niósł przez całą drogę do gabinetu uzdrowicielki, pani Bone. Wszystko pamiętałam trochę niedokładnie, bo byłam tak przerażona, że właściwie duchem nie towarzyszyłam swojemu ciału. Nie byłam do końca świadoma tego, co się w ogóle dzieje. Draco odbył szybką kłótnię z jakąś pacjentką, oczekującą przed gabinetem, i wepchnął się do środka bez kolejki, a następnie pokłócił z samą uzdrowicielką.

Ale wszyscy mu wszystko wybaczali. A ze mną było na szczęście nie najgorzej.

Aż do teraz. Któryś już dzień z kolei - nie liczyłam czy piąty, czy dziesiąty, jak dla mnie mógłby to nawet być tysięczny - leżałam w łóżku.

Leżałam... i nic nie robiłam. Ta bezczynność mnie zabijała! Owszem, dziękowałam Merlinowi, że z dzieckiem wszystko w porządku, i że skończyło się tylko na leżeniu, ale... naprawdę, od teraz łóżko miało mi się kojarzyć z nacechowaniem bardzo negatywnym. Postanowiłam nawet, że jak to wszystko się już skończy, zacznę spać na kanapie w salonie, naprawdę.

Właściwie to w mojej twierdzy było nawet przytulnie. W wystroju sypialni Draco przeszedł samego siebie. Chyba chciał ją upodobnić do tej z hotelu w Paryżu.

Jasny, miękki dywan, kremowe ściany, biała pościel i firana w oknie, srebrne akcenty... Najbardziej podobały mi się trzy fotografie w srebrnej ramie, powieszone na wprost łóżka – kiedy półleżałam, mój wzrok spoczywał właśnie na nich. Ten na lewo przedstawiał jakąś zamyśloną kobietę. Ogólnie wyglądał trochę smutno, ale właśnie to dodawało mu uroku. Drogą dedukcji odkryłam, że jest to matka Draco, Narcyza. Była blondwłosa, majestatyczna i piękna. I bardzo podobna do niego. Nie pytałam go o to. Nie miałam nic do powiedzenia w tej sprawie i nic mówić nie chciałam. Szanowałam jego potrzeby, a on uszanował moje, więc na fotografii na prawo była cała moja rodzina, nawet Percy. Stare zdjęcie, przekopiowane z Proroka Codziennego, kiedy ukazał się w nim artykuł o wygranej taty w loterii i naszej wycieczce do Egiptu. Wzruszyłam się, kiedy je zobaczyłam, bo oznaczało to, że chciał, abym dobrze czuła się w tym mieszkaniu. Denerwowało mnie jednak środkowe zdjęcie. Byłam na nim ja. Pamiętam, jak Draco przyniósł kiedyś aparat, to było wtedy, kiedy nasze spotkania pozostawały jeszcze tajemnicą i wymykaliśmy się na łąkę.

Zasłaniałam się rozpaczliwie, tak, żeby nie miał możliwości zrobić mi zdjęcia, ale wybrał sobie moment, w którym akurat moja uwaga była skupiona na czymś innym, i w rezultacie zawisłam na ścianie.

Uśmiechałam się lekko i patrzyłam w bok. Właściwie nie zauważyłam do tej pory, abym choć raz spojrzała na wnętrze pokoju.

Ciągle obserwowałam coś innego, coś niewidocznego dla zwykłego obserwatora. Ale ja wiedziałam, co to było. Ptaki. Dwa ptaszki wyczyniające akrobacje powietrzne. Były tak zgrane i pasujące do siebie, że aż miło było na nie patrzeć.

Tak czy inaczej denerwowało mnie to zdjęcie, i to bardzo. Ale same pięknie rzeźbione ramy wprawiały w ogromny zachwyt.

Kiedy moja mama weszła do tego pokoju, zaniemówiła z wrażenia. Widziałam, jak bardzo jej się podoba. Skąd wzięła się tu moja mama? To proste. Z początkiem września Draco rozpoczynał pracę w Ministerstwie.

Chciał nawet z niej zrezygnować, żeby przesiadywać ze mną całymi dniami, ale go przekonałam, że to nie ma najmniejszego sensu. Czuwała więc nade mną mama, która przychodziła rano, kiedy jeszcze spałam (w momencie, w którym Draco wychodził), a która wychodziła po południu (kiedy Draco wracał). Zawsze, kiedy widziałam ich razem, zaciskała usta i starała się nie powiedzieć, co o nim myśli. Ale zauważyłam, że z czasem zaczyna nabierać do niego zaufania, aż godzinę temu stał się cud – uśmiechnęła się do niego, kiedy wszedł.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now