29.Przyjęcie

296 29 15
                                    

Obudziłam się z bólem głowy. To nie był dobry znak. Nie wyspałam się i nie miałam siły się podnieść. Samo to już wystarczyło, żeby popsuć mi humor.

Leżałam tak i gapiłam się bezmyślnie w ścianę, rozmyślając o dzisiejszym dniu. Moje urodziny. Przyjęcie. Goście, a wśród nich Draco. Nie mogłam sobie tego w żaden sposób wyobrazić, Draco na moim przyjęciu był jak profesor McGonagall w wagoniku rollercoastera. Po prostu tam nie pasował.

Nagle doznałam olśnienia. Skoro dzisiaj są moje urodziny, kończę siedemnaście lat, jestem pełnoletnia, to... mogę używać czarów! To była jedyna pozytywna myśl, która pozwoliła mi się przekręcić i sięgnąć po schowaną pod poduszką różdżkę.

Wycelowałam nią w sufit i umiejscowiłam tam zwisające ze sznureczków baloniki. Roześmiałam się cicho. Wtedy usłyszałam szelest z drugiego końca pokoju. Spojrzałam tam, celując różdżką. Opuściłam ją, widząc, że to tylko Hermiona, która przekręciła się na swoim łóżku polowym. Otworzyła oczy.

- Dzień dobry - mruknęła, ziewając. Kiedy zauważyła różdżkę w moich rękach, dodała: - Och, wszystkiego najlepszego! - Widocznie starała się zdobyć na radosny ton, ale niezbyt jej wyszło, bo znów ziewnęła.

- A dziękuję - powiedziałam. - Źle spałaś?

Pokiwała energicznie głową.

- Taa... Do późna gadałam z Ronem o ofertach pracy. Ma całkiem niezły wybór, mógłby pomagać w różnych sklepach... Ale on uparł się, że zostanie aurorem, a przecież to takie niebezpieczne...

Zdziwiłam się, słysząc o planach Rona. Do tej pory nie miałam o nich pojęcia. Mój brat, gdy tylko mógł tego uniknąć, nie zwierzał mi się. Tak było zawsze. Już szybciej opowiadałby o sobie Percy'emu, niż mnie. Chociaż nie, to chyba złe porównanie...

- Więc Ron chce zostać aurorem? - spytałam. - Serio? Nie wydaje mi się, żeby... - Wyobraziłam sobie Rona za wielkim biurkiem, z nogami opartymi o blat. Na domiar złego studiował jakąś mapę. Wzdrygnęłam się. - Jakoś nie pasuje mi na aurora.

Hermiona westchnęła i podniosła się na łokciach.

- No wiem, wiem. On twierdzi, że nie dowierzam jego umiejętnościom i go nie wspieram. Kiedy ja po prostu się o niego martwię!

Również uniosłam się na łokciach. Wywróciłam oczami, czując sprzeciw ze strony malucha. Zaczął namiętnie kopać, więc powróciłam do poprzedniej pozycji.

- Czyli mój brat ma zamiar iść do szkoły aurorskiej?

- Razem z Harrym - przytaknęła Hermiona. - On też mógłby sobie znaleźć inne zajęcie. Ale są jak dwa uparte osły.

Z radością zauważyłam, że imię Harry'ego nie budzi już we mnie żadnych uczuć, nawet lekkiego smutku. I tak powinno być.

- A ty? Co zamierzasz robić? - spytałam.

- Ja? - zamyśliła się. - Ja... Właściwie to nie wiem. Mam tyle możliwości...

Uśmiechnęłam się.

- I oczywiście we wszystkim jesteś uzdolniona.

- Nie potrafię wybrać - jęknęła. - Chociaż myślę, że tymczasowo mogłabym pomagać w Esach i Floresach, prawie wszyscy pracownicy porezygnowali. Wszystko przez Voldemorta. Mogłabym się przynajmniej przysłużyć tym, którzy mają dość odwagi, by jeszcze wychodzić z domu.

- Przecież nie jest tak źle - stwierdziłam. - Voldemort nie przejął Ministerstwa, ani nic z tych rzeczy, nie powinni chyba tak panikować...

Hermiona obrzuciła mnie ponurym spojrzeniem, wyjęła różdżkę spod poduszki i szybkim ruchem przywołała jakąś gazetę. Chwyciła ją, jeszcze zanim przyfrunęła maksymalnie blisko, i zaczęła szybko przewracać strony. W pewnym momencie zatrzymała się, usiadła prosto, wygładziła stronę i już miała zacząć czytać, ale ostatecznie przelewitowała gazetę prosto w moje ręce.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now