49.Carpe diem

226 22 5
                                    

Wiedziałam już chyba wszystko, co było mi potrzebne.

Zrozumiałam nieprzewidywalność losu, zrozumiałam, jak wiele zależy od przypadku. Wystarczył jeden mały ruch, najmniejszy, a cały nasz świat, niczym zbudowany z kart, mógł runąć w tempie błyskawicznym. Jedno niewłaściwe posunięcie i mogliśmy przestać istnieć. Wszyscy troje.

Przez wiele dni gryzło mnie to, czego Draco nie mógł mi powiedzieć. Gryzła mnie przyczyna tych wszystkich zjawisk, przyczyna całego zła wokół nas. Dużo czasu minęło, nim pogodziłam się z tym, że nigdy się tego nie dowiem. A jeszcze więcej, nim zaczęłam żyć normalnie, ciesząc się tym, co mam, łapiąc dzień, bo każdy z nich mógł być moim ostatnim.

W moim życiu było lepiej niż kiedykolwiek. Wszystko zaczynało się układać. Nicky rósł zdrowo i z dnia na dzień coraz bardziej nas zadziwiał. Pogodziłam się z rodziną. Wszyscy przyjęli mnie bardzo ciepło, choć wiedziałam, że na to nie zasługuję.

Zamknęłam ostatecznie pewien rozdział i rozpoczęłam następny, lepszy.

A największą zmianą, jaka zaszła, był nasz nowy dom. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Stał w szeregu takich samych domków, był dość spory, piętrowy, miał od frontu podjazd i mały kwietnik, a z tyłu, z tego co mówił Draco, znajdował się śliczny ogródek. Kiedy tak stałam przed nim, nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.

- No i jak ci się podoba? - spytał Draco, nie mogąc znieść braku mojej odpowiedzi.

- Hm, to jest... - wyjąkałam - ładne.

Nie takiej reakcji się spodziewał. W zdziwieniu uniósł wysoko brwi.

- Ładne? - spytał.

Chwyciłam jego ramię, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w nasz przyszły dom. Jego ściany były śnieżnobiałe, a dach czekoladowo brązowy.

Drewniane okna okazały się duże i z pewnością wpuszczały do wnętrza sporo światła. Do drzwi wejściowych z okrągłą szybką prowadziły niskie schodki, otoczone, tak jak i mały ganek, drewnianą barierką.

- Śliczne - poprawiłam się, nie mogąc oderwać od nich wzroku.

- Taak?

- Och - żachnęłam się. - Przepięknie tu!

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Takie stwierdzenie już bardziej mi się podoba - stwierdził, a później podprowadził mnie do drzwi i zapukał.

W napięciu oczekiwałam na mieszkańców, ściskając kurczowo ramię Draco. Usłyszałam zbliżające się kroki i otworzyła nam kobieta w średnim wieku z roztrzepanymi, rudymi włosami, mnóstwem koralików zwieszających się z szyi i kolorowym makijażem. Poczułam chęć roześmiania się, ale tylko uśmiechnęłam się serdecznie.

- Dzień dobry - przywitała nas, odwzajemniając mój uśmiech. - Państwo Malfoy? - upewniła się.

- Tak, to my - odpowiedział Draco. - Dzień dobry.

- Dzień dobry - zawtórowałam mu, starając się nie parsknąć śmiechem.

- Phoebe Woodlyn - przedstawiła się, podając nam rękę i potrząsając naszymi z przejęciem. - Mówcie mi Phoebe.

Zacisnęłam usta, żeby za wszelką cenę się nie roześmiać.

- Miło mi, Phoebe - powiedziałam. - Jestem Ginny.

Draco również się przedstawił i po kilku uprzejmościach weszliśmy w końcu do środka.

Okazało się, że Phoebe ma lepszy gust, niż na to wskazuje jej aparycja. Wszystkie pomieszczenia - kuchnia, salon, gabinet, dwie łazienki i trzy sypialnie - były jasne, przestronne i urządzone w eleganckich, klasycznych odcieniach. Meble zostały dobrane nieprzypadkowo i wszystko pięknie współgrało ze sobą. Najlepsze było to, że zamierzała sprzedać dom z całym wyposażeniem, i to w bardzo szybkim czasie.

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now