4. Ocieplenie

768 62 20
                                    

Wiele, wiele dni minęło, nim uświadomiłam sobie, że zostałam sama. Zupełnie sama. Na początku każdy zagadywał, pytał, rzucał jakieś pojedyncze zdania. Stopniowo takich ludzi pozostawało coraz mniej. Gdy zauważyli, że i tak nie zwracam na nich uwagi, zaczęli zostawiać mnie w spokoju. Nie od razu to zauważyłam, dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, dlaczego nagle zrobiło się tak cicho i spokojnie. Nie musiałam kryć się aż tak bardzo, ludzie odruchowo mnie wymijali. Ci, którzy byli moimi przyjaciółmi, odwrócili się ode mnie. A może to ja się od niech odwróciłam? Nie wiem, już nie pamiętam, to było tak dawno temu...

Lisbeth i Diana najszybciej się wyłamały. Skoro nie dało się ze mną poplotkować, nie widziały żadnego sensu dalszej rozmowy.

Tina i tak przeważnie ze mną nie rozmawiała – teraz miała dodatkowy powód do unikania mnie i chyba bardzo jej się to podobało. Jakoś nigdy nie pałała do mnie zbytnią miłością, może to miało coś wspólnego z Deanem Thomasem, w którym skrycie się podkochiwała, a ja zgarnęłam jej go sprzed nosa?

Harry'ego nie chciałam widzieć. Zresztą jego świat miał koniec i początek w Parvati, prawie że prostej drogi poza nią nie widział. Może to dlatego ostatnio huczało od plotek, że stał się straszną niezdarą, ha ha.

Ron przypatrywał mi się czasem z drugiego końca pokoju. Chyba się o mnie martwił, jak niedawno przyszło mi do głowy. W końcu zawsze był trochę nadopiekuńczym bratem. No, może więcej niż trochę. Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że na początku wciąż i wciąż wypytywał mnie o samopoczucie, tyle że wtedy otwarcie go ignorowałam. Aż dziwne, że nie napisał do mamy.

Z Hermioną właściwie zerwałam kontakt już jakiś czas temu. Nie dogadywałyśmy się, miałyśmy bardzo różne poglądy. Zdarzało się, że wymieniałyśmy kilka wymuszonych zdań, ale starałyśmy się siebie nawzajem unikać. To też chyba miało jakiś związek z Harrym. Ach, tak, teraz sobie przypominam, pół wakacji chlipałam jej w rękaw i w końcu powiedziała mi, niezbyt uprzejmie zresztą, co o tym myśli.

Inni? Po jakimś czasie po prostu zaczęli mieć mnie głęboko gdzieś. Tylko Demelza bardzo długo nie chciała zostawić mnie w spokoju. Uparła się, żeby na siłę mi pomóc, co, oczywiście, jeszcze bardziej pogarszało mój nastrój. Najpierw próbowała udawać, że nic się nie stało, później próbowała naciągnąć mnie na zwierzenia, następnie za wszelką cenę chciała spędzać ze mną czas, a później już tylko rzucała mi zaniepokojone spojrzenia.

Ale to nie Demelza, Hermiona czy inni mi to uświadomili. To był Colin. To on sprawił, że zaczęłam zastanawiać się nad tym, co robię.

- Hej – powiedział, przysiadając się do mojego stolika w bibliotece.

Nie odpowiedziałam mu. Nieodpowiadanie na zaczepki innych weszło mi już w nawyk, to tylko niepotrzebnie zachęcało ich do rozmowy. Ale z nim ta sztuczka mi nie wyszła. Nic sobie nie robił z tego, że nawet nie spojrzałam w jego stronę, dalej wertując opasły tom o wdzięcznym tytule „Antidota".
Odchrząknął.

- Słyszałem, że zrezygnowałaś z drużyny quidditcha. To prawda? – spytał, niezrażony moim niezbyt kulturalnym zachowaniem.

- Owszem – odpowiedziałam odruchowo, nim zdążyłam rozważyć, czy zachęcanie go do rozmowy to naprawdę to, na co mam w tym momencie ochotę.

- Dlaczego?

Cisza dzwoniła mi w uszach, kiedy zatrzymałam się na stronie trzysta dziewięćdziesiątej piątej, udając, że czytam. Nie potrafiłam jednak zignorować Colina, zbyt intensywnie się we mnie wpatrywał, co bardzo mnie rozpraszało.

- Z powodów osobistych – powiedziałam, nie mogąc już znieść tego ani chwili dłużej.

- To znaczy?

You are the only one |DRINNY| Where stories live. Discover now