3. PRZEPROWADZKA

418 42 4
                                    

— No dobrze, Sani zamieszka ze mną. Zadowolona? — zapytał matki, która mrugnęła do niego wesoło. Czy ona sobie nie zdawała sprawy, jak bardzo wielki problem ściągnęła mu na głowę?

— Przepraszam, jednak ja nigdy się na to nie zgodzę. — Wstała pospiesznie i dobitnym głosem dodała: — Nie zamierzam się wyprowadzać ze swojego mieszkania, a Jimin ma rację; zapewnienie mi odpowiedniej wyprawki będzie wszystkim, czego mogłabym oczekiwać. Dziękuję za gościnę, do widzenia.

Nagle poczuła ucisk na nadgarstku. Jimin delikatne, jednak stanowczo ociągnął ją na swoje miejsce.

— Nic jeszcze sobie nie wyjaśniliśmy. — Stojąc między młotem a kowadłem, westchnął ciężko i powziął decyzję. — Sani, moja mama ma rację. To będzie jedyne właściwe wyjście.

— Nie, zdecydowanie nie! — uniosła się brunetka. — Tutaj masz mój adres. — Podała mu kartkę z pospiesznie zapisanymi słowami. — Jeśli tylko będę czegoś potrzebować, zadzwonię do ciebie.

— Nie rozumiemy się — powiedział nieoczekiwanie ostro. — Nie pytam cię o zdanie. Muszę w końcu zatroszczyć się o moje pierworodne dziecko i o jego matkę. Jeszcze dziś przewieziemy twoje rzeczy. — Potarł skronie, kiedy zdecydowany ton kobiety zaczął mu działać na nerwy.

— Nie możesz tego zrobić, skoro wyraźnie się na to nie zgadzam. Jesteś... — Urwała i złapała się za brzuch. Zachwiała się, a gdyby nie refleks Parka, zapewne upadłaby na zastawiony stół.

— Sani, kochanie! — krzyknęła pani Park, biorąc w dłonie jej pobladłą twarz. — Po co ci było spierać się z tą biedną dziewczyną! — ofuknęła syna.

Jimin stężał, patrząc bezradnie na byłą sekretarkę, którą posadził na krześle. Wyjął telefon z zamiarem zadzwonienia po karetkę, jednak kobieta go zastopowała.

— To nic takiego — powiedziała słabo ciężarna. — Po prostu kręci mi się w głowie, gdy czymś się zestresuję.

— Widzisz, głupcze?! — zganiła go ponownie. — Przynieś szybko wody, a nie stój jak kołek!

Kiedy Sani zdążyła przynajmniej dziesięć razy zapewnić, że nic jej się nie stało, pani Park troskliwie głaskała ją po głowie i pomagała jej się napić. Zupełnie, jakby była obłożnie chora, a nie w błogosławionym stanie.

— Na pewno nie trzeba cię zawieźć do szpitala? Nic cię nie boli? — Otworzyła oczy, kiedy przestało kręcić jej się w głowie i ujrzała Jimina, który kucał przy jej krześle z nieodgadnioną miną.

— Naprawdę, nie trzeba. — Ulżyło jej kiedy ból brzucha nareszcie ustąpił. 

— I myślisz, że po tym, co widziałem, mógłbym pozwolić ci mieszkać samej? A co, jeśli kiedyś zemdlejesz i uderzysz się przy tym w głowę, co? Nie mam zamiaru ciągle myśleć o tym, czy przypadkiem coś ci się nie stało. Wolę mieć cię na oku, Sani. Nalegam, byś się zgodziła.

Patrzyli sobie w oczy. Jimin wciąż przy niej klęczał. Sani zadrżała, znów poddając się wpływowi jego spojrzenia, którym potrafił ją obezwładniać w zaledwie kilka chwil. Jimin poczuł drżenie jej ciała, jednak błędnie go zinterpretował.

— Jest ci zimno? Może się położysz? — Zaczął rozcierać jej ramiona, a Sani nie mogła przestać gapić się na niego — swojego byłego szefa, z którym przeżyła wiele pięknych momentów, ale też płakała z jego powodu. Odwróciła z trudem wzrok i wyswobodziła się z jego objęć.

— Nie, prosiłabym jedynie, byś odwiózł mnie do mieszkania. — Nie ufała już swoim nogom. Wciąż czuła się słabo. Jeszcze przed zajściem w ciążę ciężko znosiła wszelkie kłótnie i była raczej spolegliwa i dążyła do porozumienia. Jednak odkąd nosiła pod sercem dziecko, jej reakcje i emocje były spotęgowane i czasami nie poznawała samej siebie.

UNEASY ~ P.JM ✔️[3]Where stories live. Discover now