11. SPŁUKANY

307 32 1
                                    

Myślał, że nieobecność Sani w mieszkaniu będzie dla niego długo wyczekiwanym spokojem. Tymczasem sama myśl o tym, że zobaczy Kang dopiero pod wieczór, doprowadzała go do szału.

Czy ona zapominała, kto dbał o jej podstawowe potrzeby i troszczył się o nią? Wracała po pracy do jego domu, jak do hotelu. Miała jeszcze czelność tryskać wtedy dobrym humorem, który zdawał się ulatniać, ilekroć krzyżowali ze sobą spojrzenia.

Jemu samemu głupio było siedzieć bezczynnie podczas jej nieobecności w domu. Czuł, że przez to tylko marnuje czas, zamiast wziąć się do roboty. Jednak firma, która kiedyś dawała mu tyle satysfakcji, teraz była dla niego miejscem tortur.

Chcąc, nie chcąc, przekraczał jej próg o wiele częściej, niżby chciał. Samotne przesiadywanie w domu tym bardziej działało mu na nerwy. Wciąż zastanawiał się, jak czuła się matka jego dziecka i czy przypadkiem nie przeciążała się za dużo.

Kolejne spotkanie z jego księgowym nie dało mu żadnych złudzeń. Oficjalnie stał się bankrutem i przed nim stanęła decyzja, przed którą tak bardzo się wzbraniał. Kiedy podpisywał się pod dokumentami oznaczającymi jego finansową upadłość, miał ochotę podrzeć plik w dłoniach.

Bankrut. Dwie sylaby. Siedem liter, które świadczyły o jego niezaradności. Do tego dochodził fakt, iż nie chodziło już tylko o jego samego. Wiele ludzi utraciło miejsce pracy, a miał przecież na utrzymaniu ciężarną kobietę. Jednak nie było sensu przedłużać tej groteski; musiał wreszcie ogłosić upadłość.

Gdyby mógł, wyjechałby jak najprędzej z Seulu, by ukryć się przed wszystkimi. On, niegdyś nieźle radzący sobie w branży szef firmy transportowej, właśnie stracił jedynie źródło utrzymania. Zdradził tym rodziców, którzy mu zaufali i przepisali mu w spadku opiekę nad rodzinnym interesem. Do czego doprowadziły go spółki i układy? Wspólnik oszukał go i zostawił z wielkim problemem.

Najgorsza była świadomość, że temu wszystkiemu był winien tylko i wyłącznie on. Sytuacja ta mogłaby nigdy nie nastąpić, gdyby ten jeden, przeklęty raz w życiu nie zdecydował się pomóc koledze. Znajomemu, którego wyciągnął z prawdziwych tarapatów i pozostawił mu część władzy nad interesem. Tylko po to, by ten zdrajca mógł go okraść i przepaść jak kamfora.

Park chyba nigdy nie wracał do domu z tak wielkim trudem. Obiecał sobie, że Sani nie dowie się o jego niedołęstwie życiowym. Nie pozwoli, by dowiedziała się o jego upadku. Zdobędzie pieniądze, choćby kopiąc rowy, by Kang i dziecku niczego nie zabrakło. Pomyślał, że na pewno nie będzie to łatwe, tym bardziej, że nigdy w życiu nie zajmował się niczym innym, jak własną firmą.

To właśnie nazywało się dorosłe życie. Musiał poradzić sobie z sytuacją, w którą wpędził się przez przesadne zaufanie.

Przez następny tydzień dzwonił do wszystkich znajomych, czy przypadkiem nie znalazłoby się dla niego miejsce pracy. Musiał schować dumę do kieszeni i otwarcie przyznać, że zawiódł. Nie szczędzono mu w odpowiedzi zawoalowanych przytyków i 'łagodnych' żartów odnośnie utraty rodzinnego interesu.

Nikt nie zaproponowałby mu nawet najmniejszej posady. Zamiast tego większość cieszyła się z jego nieszczęścia.

Wspaniale, cholera. To właśnie byli ci dobrzy znajomi, którzy tak chętnie zapraszali go na biznesowe spotkania i rauty, kiedy jego firma była w największym rozkwicie. Teraz każdy odwracał się do niego plecami, bo któż chciałby mieć do czynienia z człowiekiem odnoszącym porażki?

Sprzedaż samochodów i lokalu z trudem wystarczyły mu na opłatę reszty zadłużeń. Lwią część pożyczył od rodziców i Jina; jedynych osób, które zostały o jego stronie. Starał się nie myśleć, że tak właściwie to nie miał nawet pieniędzy na zakupy na przyszły tydzień. Najważniejsze było to, by chwycić się jakiejkolwiek pracy.

UNEASY ~ P.JM ✔️[3]Where stories live. Discover now