21. ROZSTANIE

349 35 6
                                    

— Coś się stało?

— Nie wrócę z tobą do domu twoich rodziców. Miałam na myśli moje mieszkanie. Zapomniałeś naszą umowę? Miałam zostać na twoim utrzymaniu do czasu narodzin — powiedziała złudnie spokojnym tonem.

Zaniemówił, nie wierząc własnym uszom.

— Fakt, taki był pierwotny plan, ale sporo się zmieniło. Nawet nie żartuj w ten sposób nakazał niewesoło.

Poczuł ścisk w sercu na samą myśl, że Sani miałaby teraz od niego odchodzić.

— Nie, Jimin. Nie widzę sensu, by to przedłużać. Już i tak wystarczająco długo nadużywałam waszej dobroci. Twojej i twoich rodziców — odparła zamyślona. Zmarszczyła czoło w wyrazie zafrasowania.

— W takim razie, ma się rozumieć, zostawiasz mi pod opieką dziecko — odpowiedział cynicznie. Skoro ona mogła tak łatwo podejmować takie decyzje, on był zdolny grać na jej zasadach.

Krew zagotowała się w żyłach Kang. Jeśli kiedykolwiek pomyślała o Parku w pozytywnym świetle, wszystko to odwoływała. Cios prosto w serce nie był niczym, w porównaniu do tego, co przed chwilą jej oświadczył.

Przytuliła dziecko mocniej do piersi w obronnym geście.

— Nie możesz być taki podły. — Pokręciła głową. Chciał zignorował drżenie jej ust, które zwiastowało płacz. Jednak ten widok poruszył w nim wrażliwy punkt. Zawsze walczył o to, by nie był jego słabością. Sani pokazała mu, że wiele było w nim współczucia. Wiedział dobrze, że rzewne sentymenty tylko utrudniały dotarcie do własnych celów. — Nigdy ci go nie oddam — powiedziała z pewnością, chociaż z trudem przełykała ślinę.

W milczeniu obserwował konwulsyjne ruchy jej gardła, gdy starała się pohamować łzy.

Powiedzieć, że poczuł się wtedy jak barbarzyńca, było wielkim niedopowiedzeniem.

— Spokojnie, nic takiego... — Jednak na ratowanie sytuacji było już za późno.

— Nie chciałeś od początku tego dziecka. Teraz miałbyś chcieć mi go zabrać? Matce, która nosiła go pod sercem dziewięć miesięcy, chociaż wiele osób doradzało jej inaczej? — Przymknęła oczy, a łzy pociekły po jej policzkach. — Nie pozwolę na to, słyszysz? — syknęła morderczym tonem zdesperowanej kobiety.

— Sani, poczekaj... To wcale nie tak... — Próbował się jeszcze wytłumaczyć, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że przez jedno zdanie, wypowiedziane pod wpływem gniewu zniszczył to, co pozostało między nimi. Mianowicie: strzępy sympatii.

— Zamknij się! — krzyknęła, jednak kiedy maluszek zakwilił protestująco na ten ostry dźwięk, powstrzymała wściekłość. — Nie chcę cię widzieć!

Chciał coś jeszcze dodać, jednak hardo uniesiony podbródek kobiety, której wzrok mroził mu krew w żyłach podpowiedział mu, by na razie dał spokój. Oboje musieli wyciszyć negatywne emocje i jeszcze raz pomówić o kwestii przeprowadzki.

Cholera, był mistrzem w rujnowaniu tego, co tylko udało mu się zbudować!

Dopiero, kiedy Jimin wyszedł, wtuliła twarz w przyjemnie pachnący kocyk noworodka i wydała z siebie zduszony szloch. Myślała, że naprawdę się zmienił. Miała nadzieję, że po ślubie będą w stanie zachować tę nić porozumienia i chociaż w ich związku na próżno by szukać miłości, oni się dogadają.

Co złego zrobiła? Czy nie taki był ich układ? Trzymała się danego słowa, a co dostała w zamian? Park odsłonił wreszcie swoje prawdziwe oblicze. Niestety, słowa Chong i Taehyunga się sprawdziły. Była na tyle głupia i naiwna, by mimo tego ostrzeżenia zgodzić się zostać żoną Jimina.

UNEASY ~ P.JM ✔️[3]Where stories live. Discover now