4:"Przynajmniej nic wam się złego nie stanie "

344 21 25
                                    

Wróciły do remizy trochę później. Od razu po pojawieniu się patrolu Brett zgłosiła niedyspozycję. Musiały zeznać wszystko. Policjanci zabrali mężczyznę na posterunek i poinformowali, że powinny się zgłosić ponownie jutro po zmianie. Teraz wysiadły i natknęły się na całą zmianę. Mouch podbiegł do szatynki przerażony. Złapał jej ręce i zaczął je oglądać.
- Spokojnie. Sam nie wiedział jak używać tego noża - odparła z uśmiechem. Podniosła wzrok na pozostałych.
- Serio Bee była niesamowita. Dwa ruchy ręką i gość oglądał z bliska naszą karetkę! - blondynka była podekscytowana tym wszystkim.
- No co? - wzruszyła ramionami
-Obezwładniłaś gościa który groził ci nożem - Severide spojrzał na pozostałych - A mówisz o tym jakby to było wypicie kawy - przytaknęli mu.
- Słuchajcie - złożyła ręce na brzuchu - Kiedy miałam sześć lat mój ojciec wysłał mnie do szkoły militarnej do Baltimore. Spędziłam tam czternaście lat swojego życia. Szkolenie z zakresu samoobrony mam w małym palcu. Dla mnie to naprawdę nic takiego - spojrzała na nich. Na większości osób malowało się tam ogromne zaskoczenie.
- Nie zrobiłam nic wielkiego w moim odczuciu - dodała. Na prawdę nigdy nie pozwoliła sobie zrobić krzywdy. Walczyła o swoje odkąd pamięta. Przyglądali się jej w skupieniu.
- Nie macie co robić? - donośny głos Bodena ściągnął ich na ziemię. Wszystkich. Sylvie i Bee odwróciły się w jego kierunku. Zostali w trójkę.
- Dzwonił sierżant z trzynastego. Jutro na dziesiątą musicie stawić na złożeniu pełnych zeznań - oznajmił podchodząc do nich. Brett spojrzała w podłogę. Bee wpatrywała się w niego bez wyrazu. Wyprostowała się składając ręce na plecach. Skinęła głową
- Jesteście całe?
- Tak -rzuciła
- Komendancie, Bee była niesamowita - zaczęła blondynka. Boden zaśmiał się cicho widząc jej ekscytację. Zamilkła widząc jego rozbawienie.
- Domyślam się - oznajmił - Przynajmniej nic wam się złego nie stanie - dodał i poklepał szatynkę po ramieniu. Gong rozszedł się po całym hangarze.
Karetka 61, nieprzytomna osoba, 2865 Cringe
Spojrzały na siebie i odwróciły się do karetki. Boden obserwował je w skupieniu. Wiedział, że Brett w pewien sposób otworzy Bee. Blondynka była bardzo kontaktowa. Obserwował jak karetka wyjechała na sygnale. Pojawienie się Bee było dla niektórych fenomenem. Dla wszystkich będzie to wstrząsem.

Dom przy którym się zatrzymały był piękny. Tak, Bee nazwała je pięknym. Drewniany,wiekowy. Otoczony drzewami. Elewacja była odnawiana co roku.
-Kiedy byłam mniejsza marzyłam o takim właśnie domu - mruknęła Sylvie. Szatynka zaśmiała się łapiąc za wózek i deskę.
-Nie dziwię się. Piękny budynek - ruszyły na schodki. Zapukały.
- Paramedycy - rzuciła Sylvie. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się. Ruszyły za chłopcem, który wezwał ich bo zasłabła jego mama.

Bar 'u Molly' podobał się jej bo był klimatyczny. Po rannej wizycie na komisariacie obiecała Brett, że pojawi się tutaj. Nie chciała być nie słowna. Usiadła przy barze. Stella była kobietą z którą Bee nie miała okazji dłużej porozmawiać przez te dwie zmiany. Ale teraz brunetka na jej widok uśmiechnęła się.
- Przyszłaś jednak - rzuciła - Sylvie mi pisała, że masz wpaść - dodała widząc jej zaciekawione spojrzenie.
- Tak, obiecałam jej to - skinęła głową
-Co pijesz?
- Wodę - tym zamówieniem wprawiła Stellę w osłupienie.
- Wodę? - na to pytanie skinęła głową. Po odejściu z wojska postanowiła nadrobić wszelkie lata swojego życia. Popadła w wir zabawy, alkoholu i narkotyków. Przez dwa lata była na samym dnie. Nie trzeźwiała. Zwłaszcza gdy jej Mama właśnie żegnała się z życiem. A tylko ona była dla Bee najważniejsza. Jej brat był w szkole militarnej. A ona opadała na dno. Miała syndrom psa spuszczonego ze smyczy. Była czysta od sześciu lat. Postawiła przed nią szklankę.
- Wiesz, nie jesteś już w wojsku - zaczęła Stella ale zamilkła widząc jej spojrzenie. Brunetka wsunęła rękę do kieszeni i wyjęła mały żeton. Położyła go na ladzie. Szatynka wytrzeszczyła oczy i podniosła wzrok na Stellę.
- Ale czasami zdarza mi się wypić - dodała. Bee pokręciła głową.
- Chciałam nadrobić całe życie, które spędziłam w szkole czy w wojsku - rzuciła - To nie był dobry pomysł. Mogłabyś nikomu nie mówić? - brunetka pokiwała głową. Nie spodziewała się, że ktoś będzie ją rozumiał. Odwróciła głowę czując jak ktoś usiadł obok niej. Spojrzała na Sylvie, która przytuliła ją rozbawiona.
- Jednak jesteś! -zaklaskała. Beatrice roześmiała się cicho przyglądając się jej w skupieniu. Z każdą chwilą łapała atmosferę tego miejsca. Podobało jej się to. Hermann i Otis na zmianę ze Stellą pilnowali, żeby jej woda ciągle była pełna. Śmiała się słuchając ich dowcipów i anegdot. Na prawdę dawno nie była taka beztroska. Uśmiechnęła się do Severide, który zajął miejsce obok niej. Spojrzał na jej szklankę.
- Podoba się?
- Jest miło - skinęła głową. Czuł się dziwnie zakłopotany w jej obecności. Miał do niej parę pytań. Ale nie wiedział czy były na miejscu.
- Teraz będziesz mi mówić po imieniu? - na to pytanie roześmiała się.
- Teraz mogę - skinęła głową. Uśmiechnął się łapiąc za butelkę. Obserwował ją w skupieniu. Uśmiechnął się podnosząc wzrok. Stella pokazała mu język i odwróciła się w kierunku następnych gości. Zupełnie jej nie rozumiał. Ale on mało razy ją rozumiał.
- Jak podoba ci się Chicago?
- Jest ciekawe - odwróciła wzrok na Sylvie, która z przejęciem rozmawiała z Cruzem. Roześmiała się słuchając jej trajkotania.
- To był rękoczyn Yakuzy - poklepała ją po ramieniu
- No właśnie... I Bee pokazała mi go w zwolnieniu - dodała łapiąc Joe za rękę. Ten według jej polecenia zacisnął palce na jej nadgarstku. Przyglądali się blondynce w skupieniu. Ta z przejęciem wpatrywała się w dłoń zaciśniętą dłoń na swojej. Otoczenie skupiło się na niej. Widząc jej ruch parsknęli śmiechem. Ręka Cruza dalej znajdowała się na jej nadgarstku. Była wyraźnie niezadowolona z efektu. Oparła rozżalona twarz na dłoni.
- Spokojnie, nauczę cie tego - poklepała ją po ramieniu. Blondynka złapała jej dłoń.
-To pokaż jak to robisz - Severide złapał jej nadgarstek. Wszyscy odwrócili się do nich. Podniosła swoją rękę ale zacisnął na niej palce. Zaskoczona spojrzała na niego. Wszyscy otoczyli ich. Przyglądali się im w skupieniu.
- Wiesz, że to może boleć? -uniosła brew.
- Nie pierwszy raz - mruknął. Poczuł jej pacnięcie i nagle jej dłoń została uwolniona. Zaskoczony spojrzał na nią. Zaśmiała się cicho.
- Bij w nadgarstek. To całe centrum sterowania dłonią - wyjaśniła upijając wodę. Zaśmiał się cicho i obserwował ją. Wyglądała jakby nic się nie stało.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now