10:"Co ty odwalasz?!"

303 19 16
                                    

Weszła do remizy. Dzisiaj miała nadzieję na chwilę spokoju żeby ogarnąć sobie notatki. Musiała nadrobić cały materiał z dnia nieobecności. I sprawa z Kelly'm, który wyżywał się na niej bez żadnego powodu. Nawet Sylvie była jego postawą rozzłoszczona.Wszyscy o tym mówili. Weszła do szatni i położyła torbę na ławce. Otworzyła ją w tym samym momencie w którym wszedł pan obrażony. Na jej widok zwątpił. Spojrzała na niego i tylko skinęła głową.
- Dzień dobry poruczniku - mruknęła wracając do rozpakowania. Odłożyła podręczniki obok torby. Zignorował ją zupełnie. Ale w jego zachowaniu dostrzegła zwątpienie. Obrócił się w kierunku swojej szafki. Otworzył ją. Kątem oka spojrzał na opasłe tomy leżące obok niej. Podręcznik do anatomii, biochemia i chemia organiczna. Czyli nie wstąpiła do akademii. Jakoś po podsłuchanej rozmowie nie był zainteresowany w zagłębianie się w temat. Zignorował to. Zsunął z siebie koszulkę ignorując obecność Bee. Ta również ignorowała go. Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Kątem oka dostrzegł jak wyciągnęła telefon z kieszeni i odczytała wiadomość. Jej szeroki uśmiech dosłownie go rozsiedził. Poprawił łańcuszek na swojej szyi i złapał za koszulkę. Wsunęła telefon do szafki. Zamknęła ją z trzaskiem i nachyliła się po książki. Dostrzegła go. Przywykła do widoku mężczyzn bez koszulki. Nie robiło to na niej wrażenia. Ale kilka blizn, które dostrzegła wskazywały, że miał również swoją historię. Złapała za książki i skierowała się do pozostałych. Na korytarzu spotkała Matt'a. Blondyn zatrzymał się widząc książki w jej dłoniach.
- Dzień dobry kapitanie - skinęła głową
- A co to?
- Nadrabiam braki. Dziekan wyraził zgodę żebym nie odpuszczała sobie pracy. Wszystko co jest poruszane dzisiaj na zajęciach muszę nadrobić sama -wyjaśniła
- Widzę ostro bierzesz się za to. Czyli naprawdę chcesz zostać lekarzem?
- Oczywiście. Nie mogę sobie do tego podejść na luzie. Nawet tak nie umiem - weszli do stołówki. Położyła książki na stoliku i poklepała Moucha po ramieniu. Mężczyzna uśmiechnął się do niej szeroko. Spojrzał na książki,które położyła. Nie wątpił w to, że sobie poradzi. Bee do wszystkiego podchodziła na sto procent. Przywitała się ze wszystkimi. Podeszła do ekspresu. Sylvie poklepała ją po ramieniu. Domyślała się, że Bee nie rozstanie się z tymi książkami do końca zmiany. Złapała za kubek i skierowała do kanapy. Złapała za podręczniki, które oglądał Mouch. Usiadła obok niego.
-Jak tam? - upiła kawę wpatrując się w telewizor
- Świetnie - spojrzał na nią. Nie rozmawiali za często ostatnio. Pochłonęły ją studia. Wzięła się ostro za naukę. W pracy jak się widzieli to też mało było czasu na rozmowy. Karetka miała o wiele więcej wezwań niż wozy. A teraz jeszcze ta sprawa z Severide. Chciał iść z nim porozmawiać, ale Trudy kazała mu się wstrzymać. Wiedziała, że Bee nie da sobą pomiatać na dłuższą metę. I ona prosiła żeby się w to nie mieszał. Ale z drugiej strony nie umiał patrzeć bezczynnie na to co się dzieje. Zachowanie porucznika zagrażało właśnie Bee. Kochał ją jak córkę i jak o córkę się o nią martwił. Chciał odjąć jej trosk. I tak w życiu przeszła już dużo. Szkoła, odrzucenie, misja w Afganistanie, śmierć jej mamy, odwyk. Miała bardzo burzliwą przeszłość.

Wszedł do kuchni.Wszyscy na jego widok zamilkli. Bee siedziała w kącie pracując nad notatkami. Sprawnie przerzucała kartki w książkach szukając jakichkolwiek informacji. Czuł ich złośliwe spojrzenia na sobie. Nie przejmował się tym. Był na nią zły, zły że go odrzuciła. A on się tak starał. Z lodówki wyjął butelkę wody i dostrzegł ją w kącie. Pochylona nad książkami w ogóle nie zwracała uwagi na jego obecność. Nie zwracała uwagi na całe otoczenie. Widział jak szuka jakichś informacji w jednym podręczniku i zaraz nanosi to na papier. Pióro, którym pisała, płynnie przesuwało się po papierze. Podszedł do niej. Obserwowali ich w skupieniu. Słysząc, że podchodzi podniosła głowę. Jej spojrzenie go ścięło. W tym świetle te oczy były czekoladowe.
- Norman, co to jest?
- Chemia organiczna, poruczniku - wyjaśniła prostując się. Przyglądali się im wszyscy. Severide wiedział, że był na obcym terenie. Wszyscy, którzy tu siedzieli byli na niego wściekli jak ją traktował.
- To jest remiza, Norman. Natychmiast to schowaj i zajmij się swoimi obowiązkami - rzucił ostro zamykając jej podręcznik. Usłyszał trzask krzeseł i odwrócił się w kierunku wściekłego Mouch'a, który zmierzał w jego kierunku. Uniósł brew.
- Poruczniku, za pozwoleniem - chrząknął - Co ty odwalasz? Przyczepiłeś się do niej zupełnie z dnia na dzień. Czy to takie rażące, że siedzi sobie w spokoju i czyta? - rzucił
-Mouch, spokojnie - Hermann stanął obok niego
- To jest praca a nie szkoła. W pracy, pracujemy a nie pajacujemy - oznajmił spokojnie co sprawiło, że Randall się zagotował.
- To jest miejsce wozu a nie składu, poruczniku - Chris trzymał przyjaciela za ramię - Tu rządzi Casey a on zgodził się, żeby Bee uczyła się - oznajmił spokojnie.
- Ale karetka podlega pode mnie - wyjaśnił - I powiedziałem wyraźnie, Norman - odwrócił wzrok na nią. Siedziała dalej sztywno i patrzyła na porucznika w skupieniu. Odłożyła pióro i zaczęła składać wszystkie materiały
- Tak jest, poruczniku - skinęła głową. Nie widział w jej oczach nic więcej niż obojętności. Podniosła się.
- Jak masz zbyt dużo wolnego czasu to możesz posprzątać karetkę. Ma lśnić - odwrócił się i wyszedł. Randall dyszał wściekle rzucając na plecy Severide'a gromy. Jego ignorancja i złośliwość sprawiła, że wszyscy się zagotowali.

Odwrócił wzrok słysząc otwierane drzwi. Spojrzał na Casey'a, którego mina oznaczała, że kłótnia zaraz się zacznie. Ale Kelly zupełnie nie czuł się winny. Ona sobie na to zasłużyła. I nie będzie traktował jej ulgowo.
- Masz chwilę? - blondyn wszedł do środka.
- Co jest? - odłożył telefon na biurko i odwrócił się w kierunku przyjaciela
- Był u mnie Hermann i powiedział o sytuacji z kantyny - zaczął
- Kelly, nie wiem co ona ci takiego zrobiła. Sam to zauważyłem, że się do niej przyczepiasz o wszystko. I to tak z dnia na dzień. Wywinęła jakiś numer?
-Nie rozumiem o co ci chodzi - rozłożył ręce - Jesteśmy w pracy i mamy pracować a nie zajmować się chemią organiczną
-Bee studiuje medycynę. Ma uzgodnione z Bodenem, że w pracy będzie nadrabiać zaległości kiedy nie może brać udziału w zajęciach
- I ja nic o tym nie wiem?! - poderwał się
- Sprawdzałeś maila? Ja to dostałem i widziałem ciebie w adresatach też - wskazał na komputer. Kelly rozłożył ręce. Nie czuł się w żaden sposób winny. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia o to jak ją traktuje. Skoro ona tak go traktuje, on nie będzie dłużny. Casey rozejrzał się dookoła.
- A co zrobiła, że się tak jej czepiasz?
- Nic - mruknął machając ręką
- Dostałeś w twarz, że chciałeś ją pocałować? - blondyn parsknął
-Nie. Tylko wszystkich traktuje normalnie a tylko mnie trzyma na dystans - mruknął rozżalony. Matt spojrzał na przyjaciela. Ta odpowiedź go rozbawiła. Ale nie mógł roześmiać się w głos. Bo jak się Severide wścieknie to będzie po imprezie. Wtedy ten foch będzie się ciągnął miesiącami.
- Wszystkich? Oprócz Moucha i Brett z nikim nie zacieśnia więzi. Żebym z nią porozmawiał muszę sam pilnować tego o co pytam. Wiele razy słyszałem, że jesteśmy w pracy. Przesadzasz z tym, że tylko ciebie - poklepał go ramieniu. Brunet wywrócił oczami składając ręce na karku.

Sylvie wyszła z kantyny do Bee. Szatynka siedziała w hangarze i czyściła karetkę na polecenie Severide. Widać było, że była wściekła. Ale oprócz rzucania gromów nie mówiła nic. Idealnie panowała nad swoimi emocjami.
- Olej tą karetkę
- Nie chcę dać mu powodów do wyżywania się na mnie - wycedziła wyciskając szmatę. Sylvie widziała jak szatynka wkłada w to więcej siły niż zwykle.
- Chodź, jedziemy zatankować -złapała za drzwi. Bee spojrzała na nią zaskoczona. Blondynka otworzyła drzwi od karetki kiwając głową zachęcająco.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now