6:"Zastanawiam się dlaczego wróciłeś tak szybko"

317 17 18
                                    

Wysiadła z samochodu i spojrzała na brata. Zerknęła na zegarek. Jason uśmiechnął się na jej widok. Po kolacji u Trudy i wujka byli pełni jedzenia. Więc plan zrzucenia wszystkiego w tańcu był dla nich doskonały. Czuła się w nastroju do zabawy. Chciała zobaczyć te sławne kluby w Chicago, które zapewniały świetną zabawę. Spojrzała na swojego brata, który wyglądał doskonale. Poprawił kurtkę. Dostrzegli taksówkę z której wysiadła Sylvie. Blondynka wyglądała zjawiskowo. Sukienka leżała na niej doskonale. Włosy skręciła w loki spięte z tyłu głowy. Bee podniosła rękę na widok koleżanki. Brett podeszła do nich z szerokim uśmiechem.
-Stella będzie za pięć minut. Nie macie problemu z tym, że Severide z nią będzie?
- Nie – rodzeństwo rzuciło to w tym samym czasie. W trójkę wybuchnęli śmiechem. Bee zaśmiała się widząc błysk w oku blondynki. Wiedziała co to oznacza. Skierowali się w kierunku klubu. Tam mieli poczekać na pozostałych.
-Rozumiem, że nikt inny nie dołączy?
- Nie. To nie są typy dochodzenia po klubach. Większość oprócz pracy w remizie zajmuje się tym czymś innym – wyjaśniła. Odwrócili się. Stella wyskoczyła z Mustanga i ignorując swojego kierowcę podeszła do nich. Zatrzymała się i przyjrzała Bee.
- Przepraszam was, ale Severide trochę za długo wybierał koszulę – mruknęła wskazując na mężczyznę, który odjeżdżał autem w kierunku parkingu. Bee zaśmiała się cicho. Jason spojrzał na Sylvie, która spuściła wzrok na chodnik.

      Obserwował ją kiedy podszedł do nich. Beatrice uśmiechnęła się na jego widok. Mężczyzna stojący obok niej był do niej bardzo podobny. To był jej brat. Poczuł dziwną ulgę. Sam nie wiedział dlaczego. Stella uśmiechnęła się do niego poruszając brwiami. Ruszyli w kierunku klubu. W butach na obcasie Bee czuła się doskonale. Widział to w sposobie w jakim się poruszała. Sukienka którą miała na sobie nie była zbyt obcisła. Szedł za nią i obserwował ją. Była atrakcyjna. Tak, bardzo atrakcyjna. I tajemnicza. Pracowała z nimi trzy miesiące a wiedzieli o niej bardzo mało. Ona bardzo mało o sobie mówiła. Najbliżej trzymała się z Sylvie, która zbywała wszystkich chcąc ją o coś odnośnie Bee wypytać. Nikt nawet nie wiedział co ona robiła po pracy. Pojawiała się w remizie i znikała. Trzymała się od nich z daleka. Nawet 'u Molly' pojawiała się tylko na zaproszenie. Sama z siebie tam nie wchodziła.

     Odwróciła wzrok czując ruch za nią. Severide podał jej szklankę. Uniosła brew przyglądając się mu w skupieniu
- Spokojnie, to sam sok – oznajmił. Szanował je jdecyzję o abstynencji. Domyślał się, że wojsko bardzo ciężko będzie jej to wyplenić.
- Pamiętałeś?
- Oczywiście. Skoro nie pijesz to ja nie mam zamiaru cie do tego zmuszać – wyjaśnił stając blisko niej. Podniosła głowę. Przysunęła szklankę w kierunku ust.
- A twój brat kiedy wyjeżdża?
-Pojutrze – mruknęła wyraźnie zasmucona tym faktem – Chciałam go zabrać na hokej, ale biletów już nie ma – dodała
-Hokej?
- Uhm... Jason jest psychofanem Pingwinów a teraz grali z Blackhawks – oparła się o bar.
- A ty?
- Lubię to obejrzeć, ale żeby jak on to nie – zaśmiała się i puknęła swoją szklanką w jego butelkę. Roześmiał się. Po raz kolejny go zaskoczyła. Po raz kolejny zaplusowała u niego. Wpatrywał się w jej oczy. Odwróciła się w kierunku klubu czując jak Sylvie złapała ją za rękę. Roześmiała się znikając w tłumie. Śledził ją ale gdy zamrugał powiekami zniknęła w tłumie. Odwrócił się do baru.

    Oderwała się od mężczyzny niecierpliwie. Pięknym mężczyznom nie umiała nigdy odmówić. A ten brunet wpadł jej w oko już na samym początku. Ale nie mogła go namierzyć. Dopóki nie wpadła w jego ramiona dzięki Brett. Blondynka porwała ją od Kelly'ego wyciągając na sam środek parkietu. Nie, nie miała nic przeciwko zapraszaniu mężczyzn do domu. Nie piła, nie ćpała już. Ale dalej uwielbiała się bawić. Nauczyła się imprezować na trzeźwo. To pozwalało jej wiele zapamiętać. Rozpięła jego koszulę obserwując w skupieniu jego usta. Jego dłonie spoczęły na zamku jej sukienki. Roześmiała się czując jak całuje jej szyję. Jego niecierpliwe dłonie sunęły po jej nagich plecach. Jutro będzie się zastanawiać nad tym co będzie dalej.

     Poranek przyszedł dla niego ciężki. Niechętnie otworzył oczy. Słońce wdzierało się do pokoju przez nie zasłonięte okna. Odwrócił wzrok na bok. Szatynka zatrzymała się w drzwiach. Miała na sobie jego koszulę. Severide nie pamiętał nawet jak ma na imię. Przetarł twarz. Nie pamiętał jak wyszedł z nią z klubu. Kobieta uśmiechnęła się do niego podchodząc do łóżka. W dłoniach trzymała szklankę z wodą. Miał nadzieję, że rozpuściła tam aspirynę. Inaczej głowa mu eksploduje. Przez resztę wieczoru nie widział Bee. Przymknął powieki i uśmiechnął się. Na plecach miała wytatuowaną pszczołę. Ale teraz postanowił skupić się na kobiecie u której spędził noc. Otworzył oczy.
-Dzień dobry – zachrypiał. Uśmiechnęła się siadając na łóżku
- Dzień dobry – nachyliła się nad nim i pocałowała.

    Odwróciła wzrok słysząc dzwonek do drzwi. Słyszała szum wody z łazienki. Jej towarzysz reszty nocy właśnie zbierał się do wyjścia. Przykręciła palnik na kuchence i podeszła do drzwi. Spojrzała na swojego brata. Wyglądał na skruszonego. Roześmiała się widząc jego minę.
- Co jest?
- Nie masz mi za złe, że spałem u Sylvie? - wszedł do mieszkania. Zamknął drzwi i usłyszał jej parsknięcie śmiechem. Wróciła do szykowania śniadania.
-Zastanawiam się dlaczego wróciłeś tak szybko – rzuciła. Jason zatrzymał się i usłyszał szum wody z łazienki. Odwrócił wzrok na siostrę przyglądając się jej z wyczekiwaniem. Ta rozłożyła ręce bezradnie.
- Spodziewałam się, że wrócisz dopiero wieczorem – oznajmiła spokojnie i zaczęła mieszać jajecznicę.
- Wiesz, że jesteś okropna? - roześmiała się w głos. Odwrócili się w bok widząc jak pojawił się brunet. Na widok Jasona zwątpił. Bee uśmiechnęła się do niego
- Spokojnie, to mój współlokator. Miał wrócić wieczorem – rzuciła –Poznajcie się
- Cześć, Jason jestem – wyciągnął rękę do mężczyzny. Ten uścisnął jego dłoń.
- Ben – rzucił – Muszę lecieć, dzwonił szef – wskazał na telefon. Szatynka skrzywiła się słysząc to.
- Szef nie wie, że weekend jest wolny? - prychnęła
- Zadzwonię – cmoknął jej wargi –Miło było – dodał patrząc na Jasona. Po chwili zostali sami. Spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem w głos.
- Zostało śniadanie więc się skusisz co?
- Jak moja siostra gotuje to oczywiście – klepnął ją w łopatkę i złapał za szykowanie stołu. Nie czuła żadnej krępacji z zaistniałej sytuacji. To był nie pierwszy mężczyzna, którego Jason widział w jej mieszkaniu. Byli rodzeństwem. Chcieli się bawić. Beatrice już się wyszalała szybciej. Aż musiał zamknąć ją na odwyku. Ale to wtedy ona o to błagała. Mama umierała i ona nie mogła sobie z tym poradzić. Wtedy te ostatnie miesiące życia ich rodzicielki były dla nich oboje najtrudniejsze. Ale Bee zupełnie sobie z tym nie radziła. On musiał trzymać ją mocno żeby się tylko nie rozpadła. I chyba mu się to udało. Chyba dochodziła do siebie. Od sześciu lat była czysta. Układała swoje życie. A on przekazywał wszystko Ojcu. Ich ojciec był oschły ale bał się o nich, kochał ich. Chociaż tego nie pokazywał. Beatrice była dziewczynką, która zawsze działała mu na przekór. I potrzebowała bliskości najbliższych. Generał Norman nie dyskutował z kimkolwiek na temat sposobu wychowania swoich dzieci. I o zgrozo nie widział w tym nic złego. Uważał, że nic nie da dziecku lepszego wychowania niż wojsko. Jason wpatrywał się w plecy siostry. Miał nadzieję, że będzie z nią wszystko okej. Że już z nią jest wszystko w porządku. 

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now