32:"Mama mi powtarzała, że kłamstwo jest brzydkie"

272 17 8
                                    

Sylvie otworzyła drzwi słysząc pukanie. Siedzenie w domu było nie dla niej. Irytowało ją również to, że jest unieruchomiona. Noga na szczęście nie była złamana. Ale ona powinna być w zupełnie innym miejscu. To ona powinna leżeć pod tą półką a nie Bee. I nie mogła za bardzo uwierzyć, że nic się jej nie stało. Zaskoczona spojrzała na szatynkę stojącą w drzwiach. Bee uśmiechnęła się na jej widok.
- Bee
- Mogę? -blondynka odsunęła się od drzwi. Szatynka weszła do mieszkania i otoczyła ją ramionami. Sylvie poczuła okropne wyrzuty sumienia.
-Jak się czujesz? - spojrzała na przyjaciółkę. Blondynka odwróciła się i pokuśtykała w kierunku kanapy.
- Znudzona.Wkurza mnie ten gips - usiadła i westchnęła zrezygnowana. Szatynka roześmiała się w głos i zajęła miejsce obok niej.
-Szybko zleci i zaraz wrócisz do mnie - wyjaśniła klepiąc ją po ramieniu.
- Bee, wiesz chciałam ci podziękować - Sylvie spojrzała na swoje dłonie - Gdyby nie ty to bym ja leżała pod tą półką i pewnie oberwała bym gorzej
- Nie masz mi za co dziękować. Zrobiłabyś pewnie to samo
- Nie wiem czy bym zrobiła. Nie umiem tak panować na emocjami jak ty - rzuciła podniesionym głosem.
- Myślisz, że ja panuje. W takich momentach ogarnia mnie panika, stres. Zwłaszcza jak ktoś jest ze mną. Ja po prostu się sobą nie przejmuję. Robię co uważam za słuszne - wyjaśniła spokojnie. Blondynka przyglądała się swojemu gościowi w skupieniu. Bee zawsze była opanowana. Zachowywała zimną krew. I nie wierzyła w to co mówiła. W pracy była jak cyborg. Chowała swoje uczucia do szafki w szatni.
- To jak to robisz?
- Mam rymowankę, którą sobie powtarzam w myślach. Kelly uważa, że jest fajna ale jest naprawdę okropna. Jednak pozwala mi to odgonić od siebie myśli o tym co dzieje się dookoła - oznajmiła. Obie się roześmiały.
-To dawaj
-Ale co?
- No tą rymowankę - Sylvie odwróciła się w jej kierunku i oparła głowę na swojej ręce.
-Liczko ma gładkie i mowę kwiecistą
czarci ten pomiot z naturą nieczystą
Życzenia twe spełni zawsze z ochotą,
da ci brylanty i srebro i złoto
Lecz kiedy przyjdzie odebrać swe długi,
skończą się śmiechy, serdeczność przysługi.
W pęta cie weźmie, zabierze bogactwo
byś cierpiał katusze, aż gwiazdy zgasną - spojrzały na siebie i Sylvie roześmiała się w głos. Bee przyglądała się jej w skupieniu.
- Masz rację, jest okropna. Skąd ty ją wzięłaś?
- Z mojej ulubionej gry - wyjaśniła spokojnie - I naprawdę nie myśl o tym. Obie jesteśmy całe, mamy się dobrze. Pamiętaj, że nie ma na nas mocnych - dodała. Blondynka zaśmiała się cicho i otarła twarz. Bee miała rację. One we dwie, w drużynie są nie do zdarcia i zatrzymania. Kto zadziera z nimi to ma problem.

Wysiadła z samochodu i dostrzegła jak dzwoni jej telefon. Wyciągnęła go z kieszeni i uśmiechnęła się szeroko. Dawno nie miała okazji porozmawiać z ojcem. Starała się dzwonić raz w tygodniu ale ostatnio było to utrudnione. Teraz miała wolną chwilę.
- Halo - zamknęła samochód i skierowała się do kamienicy. Wsunęła pod pachę plecak z książkami. Miała dosłownie kilka chwil wolnego zanim pojawi się Kelly.
-Beatrice, co słychać? - nie przywyknie chyba nigdy do takiego wesołego głosu swojego ojca. Generał rozmawiał z nią teraz w zupełnie inny sposób. Tak miękko i po rodzicielsku. Weszła do mieszkania. Odłożyła klucze na szafkę i zamknęła drzwi. Kręciła się po całym mieszkaniu słuchając swojego ojca. Kwadrans później pojawił się Kelly. Ale widząc jej minę domyślił się, że coś się stało. Była wściekła! Aż purpurowa na twarzy. Nigdy jej takiej nie widział.
- Tato przestań! - krzyknęła - Przestań, proszę cie, przestań - tupnęła nogą. Spojrzał na nią. Przesunęła sobie dłonią po szyi kręcąc głową.
- O co mi chodzi?! Na prawdę tego nie rozumiesz?! Jak możesz?! - głos lekko uwiązł w jej gardle. Zsunął z siebie kurtkę i położył ją na krześle przy stole.
- Ale Beatrice, zrozum, że mam szansę...
- Próbujesz wykorzystać śmierć Jasona do swojej politycznej gry! - nigdy nie widział jej aż tak wściekłej. Trzęsła się i oddychała głęboko.
- Chodzi mi o twoje poparcie w tej sprawie. Mam naprawdę duże szansę zostać gubernatorem - mężczyzna szedł w zaparte.
- Wiesz co? Skończmy tę farsę! Pół roku temu pochowałeś swojego syna i teraz chcesz sobie wycierać gębę jego tragedią?! Moją tragedią?! Gdzie jest twoje sumienie?! Gdzie twoja ojcowska miłość?! Jak można być tak wyrachowanym?! - zamilkła kiedy usłyszała kolejne słowa swojego ojca i spojrzała w sufit.
-Nie mam ochoty tego pieprzenia słuchać! Chciałam dojść z tobą do porozumienia ale ty nigdy się nie zmienisz. Jason mnie poprosiło to, starałam się. Ale tak się nie da. Siedź sobie w Baltimore, prowadź polityczną grę ale nie kontaktuj się ze mną już więcej! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - rozłączyła się i dotknęła swojego czoła. Cisnęła telefon na kanapę i z impetem uderzyła w blat. Złapał jej dłoń.
- Spokojnie - spojrzał na nią - Co jest?
- Mój ojciec chce startować na gubernatora Baltimore. Jednym z jego postulatów jest rozwój szkoły kadetów bo słabe dofinansowania doprowadziły do słabego wyszkolenia żołnierzy co sprawiło, że Jason zginął - parsknęła - Rozumiesz? Chce żebym przyjechała do Baltimore i stała razem z nim na tym całym cyrku i opowiadała jakie to szkolenia są słabe. Bo przez słabe przygotowanie zginął mój brat - skrzywiła się. Przycisnął ją do siebie i pogładził po włosach.
- Ale tam nie polecisz?
-Nie ma takiej możliwości. To nie przez słabe przygotowanie... A zresztą to nie ważne - prychnęła wsuwając ręce pod jego ramiona.
- Ale mnie zirytował - dodała po chwili. Usłyszała jego parsknięcie śmiechem.
- Już wiem, żeby cie nie denerwować - spojrzał na nią i cmoknął jej wargi.
- Nie polecam - rzuciła. Roześmiał się w głos i odsunął się od niej.
- Wychodzimy czy nie masz na to ochoty?
- Nie, nie...Idziemy. Herrmann ma dla mnie kolejne przepyszne drinki bezalkoholowe - skrzywiła się i złapała za swoją kurtkę. Roześmiał się. Wsunęła na siebie okrycie i wyciągnęła spod kurtki swoje włosy.

Weszła do baru i podniosła rękę do Herrmanna, który uśmiechnął się do niej promiennie. Jak obiecała tak się zjawiła. O Bee można mówić wiele, ale była słowna. Zawsze jak coś obiecała starała się spełnić obietnicę. Wsunęła się na krzesełko przy barze.
- Para królewska przybyła do zamku! -Stella postawiła przed Kelly'm butelkę. Szatynka zmarszczyła czoło.
- Ej się tak nie patrz na nią. Wszyscy już wiedzą - Otis puknął ją w ramię - W tej remizie nic się nie ukryje - dodał. Odwróciła się do bruneta, który rozłożył bezradnie ręce.
- Gotowa? - Herrmann stanął przed nią
- Teraz to już bez różnicy. Dawaj co masz - machnęła ręką - Wiecie, że jesteście okropni? - spojrzeli na nią
- Ale my się cieszymy waszym szczęściem - Chris przekrzywił głowę przyglądając się im w skupieniu.
- A ty byś coś powiedział! - puknęła swojego towarzysza w ramię. Roześmiał się w głos
- Mama mi powtarzała, że kłamstwo jest brzydkie. Więc nie kłamię -spojrzał na nią. Ściągnęła brwi i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Z resztą jesteśmy po pracy więc jak sama powiedziałaś...
- Dobra, dobra. Już nic nie mów - fuknęła. Poczuła jak cmoknął jej polik. Roześmiała się słysząc ogólne poruszenie zaistniałą sytuacją.
- To co mówiła o tym po pracy? - Stella oparła się o bar i nachyliła w jego kierunku. Bee przyglądała się im w skupieniu. Severide obrócił się do brunetki nie spuszczając wzroku z Beatrice. Zacisnął wargi w cienką linię nie chcąc parsknąć śmiechem. Dziewczyna oparła łokieć na barze i podparła swoją głowę patrząc na nich.
-Dobra! - walnęła w bar - Po pracy jestem jego dziewczyną - dodała co wszyscy skwitowali jeszcze głośniejszym aplauzem
-Pracuje z największymi plotkarzami po tej stronie kanału -mruknęła. Severide roześmiał się w głos widząc jej minę.
-A w pracy?
- Jestem porucznikiem Severide - wyjaśnił -Bolało?
- Jak jasna cholera - pokazała mu język. Odwróciła się do baru.
- No to dzisiaj jedna kolejka jako toast za nowe przyszłe małżeństwo w remizie pięćdziesiąt jeden - Herrmann podniósł szklankę do góry. Pozostali poczynili to samo. Nie rozumiała tego co właśnie się stało. Nie wyglądali na zniesmaczonych zaistniałą sytuacją. Lepiej, cieszyli się z tego.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now