42:" Bee zarobiła dzisiaj zakaz stadionowy na najbliższe trzy mecze"

292 17 12
                                    

Srebrne Camaro zajechało pod remizę. Wszyscy przy wozie zerwali się z miejsc na widok szatynki, która wysiadła. Uśmiechnęła się na ich widok.
- Stażystka przyjechała! - Herrmann odsunął się od walizki i cisnął rękawice na podłogę. Wyszli w jej kierunku. Była stażystką od kilku miesięcy. Z tego co mówił im Severide radziła sobie doskonale. Ale i tak tęsknili za nią, za jej obecnością, za jej trafnymi komentarzami. Nowy współpracownik Sylvie też był sympatyczny i szybko się dogadał ze wszystkimi.
-Stęskniłam się za wami i wpadłam się przywitać - zatonęła w mocnym uścisku wszystkich zebranych tutaj. Zaśmiała się cicho.
-Dobra, a tak serio?
- Serio mówię - roześmiała się widząc ich niedowierzanie - Miałam wpaść do was wczoraj do baru ale studiowanie medycyny na ostatnim roku jest cholernie ciężkie - dodała. Mouch uśmiechnął się na jej widok.
- Ale przynajmniej znajdujesz czas na kolację - oznajmił
- Na ulubione kolacje z ulubionym wujkiem zawsze muszę znaleźć czas. To priorytet - rzuciła. Roześmiali się. Tęskniła za nimi. Ale w szpitalu także nie czuła się wyobcowana. Wiele osób znała już wcześniej. Praca w karetce pomogła jej nabrać znajomości wśród lekarzy. Uśmiechnęła się szeroko na widok porucznika, który wyszedł na hangar. Rozchmurzył się wyraźnie na jej widok.
- A kogo tu mamy?
- Chyba jestem pod złym adresem. Męża szukam -rozejrzała się dookoła.
- Nowego czy obecnego?
- Zależy co się napatoczy - rozsunęli się kiedy podszedł do nich. Roześmiał się słysząc ją. Cmoknął jej wargi. Całowanie jej oficjalnie było dla niego zupełną nowością.
- Co jest?
- Wpadłam tylko się przywitać i zapytać czy ten mecz dalej jest aktualny bo muszę się bronić przed Sally i nadgodzinami na jutro - spojrzała na niego.
- Aktualne - skinął głową. Zaśmiała się i złapała za swój telefon.
- Świetnie. Widzimy się wieczorem - wspięła się na palce i cmoknęła jego polik - Uważaj na siebie. Kocham cie - spojrzała na niego.
- Ty też - obserwował ją jak podchodziła do samochodu. Uśmiechnął się pod nosem widząc jak odjeżdża. Uwielbiał ją. Całą.

Sylvie uśmiechnęła się szeroko widząc ją w Med. Szła z doktorem Halstead'em po holu rozmawiając. Na widok blondynki uśmiechnęła się szerzej. Will podniósł dłoń na przywitanie. Brett odpowiedziała. Powiedziała coś do doktora.
- Sylvie -otoczyła ją ramionami.
- Cześć - spojrzała na nią -Słyszałam, że byłaś dzisiaj w remizie
- Na chwilę. Kelly mówił coś o meczu jutro i chciałam się upewnić. Wiesz, żeby mi nadgodzin nie wcisnęli na jutro - wyjaśniła
- Ale potem wpadacie do baru?
- Jasne - zaśmiała się - Porozmawiamy jutro. Muszę lecieć - odwróciła się i popędziła w kierunku Halstead'a który machnął do niej. Akurat pojawili się sanitariusze z jakąś ofiarą. Sylvie przywykła do rumoru jaki się tu zjawiał kiedy pojawiała się nowa ofiara. Widziała Bee, która stała z boku i notowała wszystko co mówił jej Will. Widać było, że odnalazła się w Chicago Med. Że w końcu robi to co chce. Tęskniła za nią, za jej obecnością w karetce. Przez ten jeden rok bardzo się do niej przywiązała. Chociaż z początku była strasznie milcząca. W końcu jednak dokopała się do tej wesołej i radosnej Beatrice, która ujmowała każdego kto stanął na jej drodze. Pamiętała też jak za każdym razem zachowywała zimną krew w najgorszych sytuacjach. Pamiętała jak obezwładniała bez problemu, każdego kto chciał jej w jakiś sposób zagrozić.

Roześmiał się obejmując ją ramieniem. Weszli do baru po meczu. Słuchał jej w skupieniu i uśmiechał się co chwilę. Czuł się dobrze w jej towarzystwie. Zwłaszcza teraz, kiedy nie pracowała w remizie. Nie starała się go trzymać na jakikolwiek dystans. Zachowywała się zupełnie normalnie. I poprawnie. I on sam czuł się o wiele lepiej. Siedząc w Med nie była narażona na takie niebezpieczeństwo jak podczas pracowania w karetce. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ona sobie poradzi i zadba o swój komfort. Ale czuł się lepiej kiedy nie widział jej przy pożarze czy jakiejś innej ekstremalnej sytuacji. Uśmiechnęła się na widok Chrisa, który machał do nich. Nie czuła się wyobcowana wchodząc tutaj. Powtarzali jej kiedy odchodziła, że remiza zawsze będzie jej domem. Było to naprawdę urocze i naprawdę to doceniała.
- I jak wrażenia? - kiedy usiedli postawił przed nimi szklanki.
-Świetnie - mruknęła co Severide skwitował śmiechem. Odwróciła się w jego kierunku zaskoczona.
- No co?
- Nic. Tylko świetnie to słabe określenie - oznajmił łapiąc za swojego drinka
- No to słucham
- Bee zarobiła dzisiaj zakaz stadionowy na najbliższe trzy mecze - wszyscy zamilkli. Odwrócili się i spojrzeli na szatynkę, która wywróciła oczami upijając łyk ze swojej szklanki.
- Co? - Cruz wychylił się zza Mouch'a który był w tak wielkim szoku, że nie mógł nic z siebie wykrzesać.
- Mam szlaban na mecz do końca trzeciej rundy -pokiwała głową
- Ty? Za co? - Randall w końcu się odezwał
-Za krytykowanie działań sędziego i gwizdanie na każde wejście przeciwnej drużyny - Kelly spojrzał na nią
- Jeszcze mi powiedz, że to moja wina - mruknęła
- No a moja? Ja nie chciałem biletów tak blisko lodowiska. Ty się uparłaś, że w kotle będziesz się bawić doskonale
- No ale miałam rację, bawiłam się doskonale - wyjaśniła obracając się dookoła.
-Nawet nie wiedziałem, że Bee może być takim kibolem - Herrmann pokręcił głową. Szatynka rozłożyła ręce bezradnie. Nie było to jej winą, że przejmowała się wszystkim co działo na boisku. I jeśli już poczuła tę moc hali to leciała po bandzie. Głośno i dosadnie okazywała swoją niechęć do wszystkiego co oburzało ludzi.
- Ale tak jest za każdym razem. W końcu się doigrała - Kelly roześmiał się podnosząc szklankę. Zupełnie zignorował jej pełne oburzenia spojrzenie. Poczuł jak oparła dłoń na jego brzuchu i nachyliła w kierunku jego ucha
- Kochanie, chciałam cie tylko poinformować, że kiedy tak głośno krzyczę, klnę i gwiżdże to jestem całkowicie trzeźwa. Strach pomyśleć co by było po jednym albo dwu piwach - roześmiał się odwracając głowę w jej kierunku. Cmoknęła szybko jego wargi i wyprostowała się.
-Dlatego w takich momentach bardzo się cieszę, że w ogóle nie pijesz
- A myślałam, że cieszysz się z tego w tych momentach w których będę cie odwozić do domu - usłyszał jak Cruz i Tony syknęli słysząc to. Roześmiali się w głos. Wszyscy. Spojrzał na nią w skupieniu.
- Na to się pisałaś jak już zaczęliśmy się spotykać - uniósł brew. Pokazała mu język i odwróciła się na widok Sylvie. Blondynka uśmiechnęła się szeroko na jej widok. Uścisnęła ją. Też musiała przyznać, że tęskniła za blondynką. Bardzo mocno tęskniła. Ceniła sobie ten czas który spędzały w karetce we dwie. Jednak nie mogła wiecznie stać w miejscu. Nauczyła się brać życie za rogi. Nauczyła się spełniać wszystkie swoje plany.

Odwróciła wzrok od książki kiedy usiadł obok niej na kanapie. Postawił przed nią kubek herbaty. Spojrzała na niego z wdzięcznością łapiąc za naczynie. W dłoniach trzymał butelkę wody.
- Jesteś najlepszy -mruknęła stawiając ponownie kubek na blacie. Odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął.
- Jak było w pracy? - rzuciła wtulając się w niego. Objął ją ramieniem.
- Wybuchowo - wymamrotał wtulając twarz w jej włosy. Czuł jak położyła książkę na stoliku za kanapą. Przytulił polik do jej głowy i gładził jej plecy.
- Tak, słyszałam co wywinęliście - rzuciła. Miała ochotę go rozszarpać za to. Ale najważniejsze że wyszedł z tego bez szwanku.
- No co? Miałem dać się usmażyć? - odsunął głowę od niej i spojrzał w jej oczy.
- Ale skakać z dachu do wody?
- Lepiej - skinął głową.
- Wiesz co? - usiadła na klęczkach i spojrzała na niego - Kupię ci na urodziny taką wielką tablice na której będę zapisywać twoje wszystkie spektakularne akcje w remizie i oceniać je w skali od jeden do dziesięć - cmoknęła jego wargi widząc jego minę. Wyciągnął rękę w bok i złapał za podręcznik który odłożyła. Wcisnął go w jej ręce
- Powinnaś się uczyć - mruknął. Zaśmiał się widząc jej minę. Zaczynała właśnie ostatnie egzaminy końcowe w swojej karierze. Staż przebiegał bez problemów. Słyszał, że świetnie dopasowała się do Chicago Med. Doskonale wiedział, że podchodziła do tego profesjonalnie. Nawet do pracy w remizie podchodziła profesjonalnie. W pracy dawała z siebie sto procent. Czuł jak objęła go w pasie przytulając się do niego mocniej. Zaśmiał się cicho.
- Co jest?
- Nic. Po prostu chcę się poprzytulać - mruknęła. Odsunął głowę od niej i spojrzał na nią. Podniosła wzrok.
-Na pewno?
- Na milion procent. Jutro pojedziesz sobie do remizy na całą zmianę. Mamy dla siebie tylko kilka wieczorów w tygodnie jeśli chodzę na rano. Stęskniłam się za tobą - cmoknęła jego wargi. Zaśmiał się cicho. Nigdy nie przywyknie do takiej Bee, jaką była kiedy zamykały się za nimi drzwi. Była straszną przylepą. Wykorzystała każdą chwilę żeby zniknąć w jego ramionach. Oczywiście go to rozczulało ale z drugiej strony niespodziewał się tego po niej. Usłyszał ponownie trzask podręcznika kiedy przyciągnął ją do siebie. Jej dłonie oplotły jego szyję.
- Miałaś... - spojrzał w jej oczy
- Zrobię wszystko żeby się nie uczyć - mruknęła unosząc jego koszulkę do góry. Roześmiał się w głos i nachylił się nad nią kładąc ją na kanapie na plecach.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now