39:"Mój chłopak i jego psychofanklub"

278 17 8
                                    

Wszedł na sale i spojrzał na nią. Stała przed workiem treningowym i okładała go niemiłosiernie. Widział jej napięte mięśnie i słyszał głośne sapnięcia wydobywające się z jej gardła. Nie dziwił się, że była wściekła. Nagle zauważył jak opadła na matę. Zsunęła ze swoich palców rękawice i odchyliła się przecierają twarz. Kiedy podniosła się i odwróciła widział jak zbladła.
- Tata?
- A myślałaś, że nie przylecę? Randall zadzwonił i powiedział, że wpadłaś w kłopoty -podszedł do niej. Wpatrywała się w niego zaskoczona. Rozłożył ręce szeroko i zbliżył się do niej. Poczuła jak przytulił ją do siebie mocno. Czuł jak gładził jej plecy.
- Skończyłaś trening? Chodźmy na śniadanie i porozmawiamy o tym - mruknął. Była w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek powiedzieć. Jej ojciec ją przytulił. Ona nie rozumiała z tego nic.
- Tak, jasne -złapała za swój ręcznik i skierowała się do szatni. Mężczyzna obracał się z zainteresowaniem. To był właśnie świat jego córki? Tak żyła Bee? Podniósł wzrok na okno i spojrzał na Chicago. Urokliwe na swój sposób miejsce. Złożył ręce na plecach. Martwił się o Bee. Tylko ona mu została. Musiał się o nią troszczyć. Nawet jeśli się pokłócą albo ona będzie na niego zła. Dalej jest jego córką. Kocha ją, bez względu na wszystko. On sam nie był idealnym ojcem, uciekło mu prawie całe jej zycie. Teraz chciał to naprawić, chociaż w małym stopniu. Pojawiła się po kwadransie, przebrana i gotowa do wyjścia. Uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała tym samym. Skierowali się do wyjścia. Zatrzymała się słysząc dzwoniący telefon
- Poczekaj, to Louis - spojrzała na wyświetlacz
-Halo - położyła torbę obok swojej nogi. Słuchała w skupieniu głosu mężczyzny.
- Tak, zaraz będę. Jestem z tatą i za chwilę się pojawimy - rozłączyła się i spojrzała na mężczyznę. Wskazała na swój samochód.
- Musimy pojechać do Louisa, ma jakieś informacje - oznajmiła.
- Jasne - skierował się do srebrnego Camaro. Wczorajszy dzień był porażką. Wszystko co się wczoraj działo było nieporozumieniem. Po wyjściu z remizy od razu zadzwoniła do niej Sylvie. Wiedziała, że może na nich polegać. Ale musiała z tym uporać się sama. Nawet nie dzwoniła do Kelly'ego od wczoraj. Musiała się upewnić, że robi słusznie. Może była zbyt naiwna.

Odczytał wiadomość którą mu napisała i poczuł dziwny niesmak. Od wczoraj się nie odzywała. Dzisiaj za to napisała mu, że porozmawiają wieczorem. Czyli do wieczora musi siedzieć w niepewności. Albo z poczuciem ignorowania jego osoby. Po co w takim razie tutaj przyszła? Po co wczoraj to mówiła?!
- A rozmawiałeś z tą Marry? - Benny podał mu worek z lodem, który spoczął na jego ramieniu.
- Nie. Wyszła ze szpitala zaraz po Bee. Potem jej nie widziałem - spojrzał na ojca. Starszy Severide usiadł obok syna. Widział jego zakłopotanie zaistniałą sytuacją. Doskwierało mu to, co się stało. Tym się właśnie różnił Kelly od Benny'ego. Młody Severide jeśli znalazł swoją miłość był jej wierny do samego końca. A Benny był niestabilny.
- To może czas ją odwiedzić i porozmawiać?- mężczyzna wskazał na drzwi
- Ale że tak? Co jej powiem?
-Ja będę gadać. Chodź - obaj podnieśli się. Kroki Kelly'ego były już płynniejsze, mniej sprawiające ból. Nie był przekonany za bardzo do tego pomysłu.

Z uśmiechem wpatrywała się w mężczyzn witających się w gabinecie. Więc tak wygląda rodzeństwo jej ojca? Kiedy obaj byli obok siebie widziała ich podobieństwo. Może nie uderzające ale niektóre elementy twarzy, postawy były identyczne. Siedziała na kanapie i patrzyła na nich z uśmiechem.
- Fantastycznie wyglądasz Lou - generał pogładził jego ramię - Przepraszam, że nie dzwoniłem ale tyle się działo- dodał
- Skończymy tę farsę i porozmawiamy na spokojnie. Teraz musimy dokończyć tę sprawę z Beatrice - wskazał na szatynkę.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Nie mam zbyt często okazji na oglądanie mojego taty ze swoim bratem - uniosła ręce nieznacznie. Zaśmiali się cicho i usiedli przy stole, gdzie siedziała Bee. Złożyła ręce na udzie i słuchała swojego wuja w skupieniu.
- Jutro na godzinę dziewiątą mamy wizytę w biurze prokuratora. Nieoficjalnie wiem, że zarzuty zostaną odrzucone. Prokurator nawet kazał poddać analizie graficznej twoją pięść i jej obrażenia - wyjaśnił
- Skąd w twoim życiu pojawiła się taka psychopatka?
- Mój chłopak i jego psychofanklub - oznajmiła spokojnie. Widziała zaskoczenie malujące się na twarzy swojego ojca. Ale co ona mogła powiedzieć? Ten człowiek nie był jakoś obecny w jej życiu. Wiele rzeczy mu umykało. I to sprawiło, że czuł się niekomfortowo.
-To może wieczorem spotkamy się na kolacji? W czwórkę?
- Zostajesz na noc w Chicago?
- No skoro masz jutro ogłoszenie decyzji prokuratora to poczekam tę jedną noc - generał pogładził jej ramię. Uśmiechnęła się. Poczuła się wyróżniona tym wszystkim. Widziała, że jej ojciec stara się być obecny w jej życiu.

Otworzyła drzwi słysząc pukanie. Nie spodziewała się nikogo. Jej ojciec pojechał do swojego brata. Miała chwilę spokoju. Odłożyła kurtkę na krzesło i odwróciła się do drzwi. Nacisnęła klamkę i spojrzała na Benny'ego. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok.
- Benny
- Cześć. Mogę na chwilę? -wszedł do mieszkania. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na szatynkę.
- Jasne. Co się stało? Coś z Kelly'm?
- Nie - zaśmiał się - Oprócz siniaków i bólu to wszystko z nim w porządku - słyszał lekkie zaniepokojenie w jej głosie. To napawało go optymizmem.
- Chodzi o tą całą sytuację w której jesteście. Ja wpadłem na pomysł, żeby pojechać do Marry i...
-Gdzie pojechaliście?! - złość w jej oczach była oczywista.
-Wyjaśnić sobie wszystko z nią. Okazało się, że jest poszukiwana przez policję w Los Angeles za oszustwa. Właśnie jedzie do niej policja
- A co ma pobicie do oszustwa?
- Odrzucą jej wniosek. Nie jest wiarygodna

Uśmiechnął się szeroko widząc ją w drzwiach. Nachylił się i cmoknął jej wargi. Cały dzień był dniem na wariata. Jeszcze ten jej telefon, że generał jest w mieście. I że mają zjeść razem kolację. Teraz stała naprzeciw niego i czekała. Wsunął na siebie kurtkę i zamknął drzwi. Był szczęśliwy z tego co się stało. Zwłaszcza kiedy pojechali do Marry. Nie spodziewał się tego co wykopał Benny Severide. Ale jego ojciec był o wiele lepszy od prywatnych detektywów.
- Ale nie mówiłaś swojemu tacie, że to moja wina?
- Powiedziałam -spojrzała na niego - Przestań. Jego umysł bardziej skupił się na stwierdzeniu 'mój chłopak' a nie że to twoja wina - złapała jego rękę. Nie stresował się. Był przerażony. Przecież to generał. Oczywiście znał historię jej życia. Ale sam fakt. Ten mężczyzna specjalnie dla niej porzucił kampanię w Baltimore i przyleciał. To już dało mu do myślenia.

Generał wpatrywał się w swoją córkę i jej gościa. Nie wiedział czy prędzej widział na jej twarzy taki uśmiech jak w jego obecności. Wyglądała zupełnie inaczej, zupełnie inaczej reagowała. Śmiały się jej oczy szczerze.
- Czyli pracujesz razem z Beatrice?
- Tak. Jestem porucznikiem ekipy ratunkowej - wyjaśnił spokojnie. Czuł na sobie jego badawcze spojrzenia. Jej wujek był zupełnym przeciwieństwem jej ojca.
- Sam z siebie chciałeś zostać strażakiem?
- Nie. Mój ojciec i dziadek był strażakami
-Czyli tylko nie u nas było to pokoleniowe - generał uśmiechnął się i spojrzał na córkę. Ściągnęła wargi w cienką linię obserwując ojca w skupieniu.
- A jak kampania? Bee mówiła, że planuje pan zostać gubernatorem
- Ostatnia prosta. Nie wiem czego się spodziewać - zaczął. Severide poczuł jak szatynka nadepnęła na jego stopę. Uśmiechnął się pod nosem.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now