8:" Co ty robisz?"

313 21 62
                                    

Otworzyła drzwi słysząc pukanie. Nie była jakoś przekonana do tego co miało się zaraz stać. Nie wiedziała jak ma to interpretować. Nacisnęła klamkę. Na korytarzu stał Kelly. Uśmiechnął się do niej. Złapała za kurtkę i wsunęła ją na siebie.
- Gotowa?
-Tak mi się wydaje - skinęła głową i wyszła za nim. Usłyszał trzask drzwi i kroki za sobą. Chciał ją poznać. W zupełnie inny sposób poznać niż wszystkie kobiety, które stawały na jego drodze. Przede wszystkim ją szanował. Za to co robiła. Całe jej życie które miała wpisane w akta było niespotykane. Zeszli na dół. Wiatr wściekle dął ciągnąc deszczowe chmury. Otworzył automatycznie samochód. Otworzyła drzwi i wsunęła się do środka. Sapnęła. Nie rozumiała zupełnie tego o co tu chodziło. Czego on od niej chciał? Spojrzała na niego nie będąc do końca pewna tego wszystkiego.
- Jak ci się podoba w Chicago?
- Jest na poziomie. Serio. Często do ciebie strzelają ale idzie przywyknąć - słysząc to roześmiał się w głos.
- Kto jak kto ale ty chyba jesteś przyzwyczajona do tego co?
- Jestem?
- No wojsko chyba cie przygotowało do tego - spojrzał na nią. Zaśmiała się
- Byłam medykiem wojskowym. Pracowałam w szpitalu. Tam do nas nie strzelali - wyjaśniła spokojnie.
- Nie strzelali?
- No nie. Nawet w wioskach byliśmy bezpieczni. Leczyliśmy i wojskowych i cywilów - oparła głowę na szybę. Zaśmiał się patrząc na ulicę. Widać, że nie zbyt chętnie wracała do wspomnień o wojsku, misjach. Broniła się przed tym. I była skryta. Ale na spokojnie. On ją rozrusza. Musiał tylko trochę nad tym popracować.

Do tej pory był przerażony tym co stało się na meczu. Jakby wyszedł z niej jakiś demon. Wiedziała po której stronie boiska stanąć. Ale raz prawie została wywalona z trybun. Kibicowała całą sobą. Unosiła się, klęła i denerwowała widząc co działo się na boisku. Był tym równie przerażony co oczarowany.
- Ostatni raz zabieram cie na taki mecz
- Ale o co ci chodzi? Przecież sędziowali jak baby - mruknęła wychodząc przed halę. Cały mecz śledziła walkę w skupieniu, krzyczała, klaskała i śpiewała. Bawiła się doskonale.
- Jejku nie wierzę - roześmiał się schodząc do samochodu - Jesteś gorsza niż ja - dodał. Roześmiała się w głos zapinając kurtkę. Było jeszcze zimniej.
- Mam to uznać za komplement? - wsiadła do samochodu. Spojrzał na nią.
- Owszem - skinął głową
- Przesadzasz. Ja się po prostu dobrze bawiłam
- Oooo powiem, że nawet bardzo dobrze się bawiłaś - teraz wyraźnie się rozluźniła w jego towarzystwie. Widział co raz więcej cech jej charakteru, które w pracy były mało istotne. Przede wszystkim jej umiejętność szybkiego nawiązywania kontaktów. Nie minęło piętnaście minut meczu a znała z imienia wszystkich siedzących obok niej. Nie miała oporów w rozmawianiu z kimkolwiek i wymienianiem uwag. Z jednej strony go to bawiło ale z drugiej przerażało. Bo odkrył, że w pracy trzymała wszystkie swoje uczucia w ryzach. Teraz żartowała, śmiała się. Była zupełnie inną osobą w pracy a teraz. Dla niego to były zupełnie różne osoby. I gdyby nie widział tego osobiście, nikomu nie uwierzyłby w to. Zatrzymał się przy jej samochodzie koło kamienicy. Westchnęła odpinając pas.
- Na prawdę świetnie się bawiłam - oznajmiła kiedy wysiadła. Stanął naprzeciw niej i uśmiechnął się.
- Miło mi to słyszeć - skinął głową. Spojrzał na nią. Był oczarowany nią. Całą. Zwłaszcza kiedy pokazała to jaka jest naprawdę. Nachylił się w jej kierunku zbliżając swoją twarz do jej twarzy. Uniosła brew i oparła dłoń na jego mostku.
- Co ty robisz? - rzuciła. Poczuł jej dłoń, którą odsunęła go od siebie.
- Co w tym złego? - spojrzałna nią. Jej oczy zwęziły się. Zupełnie nie podobało się jej to co się właśnie działo.
- Pracujemy razem - odsunęła się od niego. Spojrzał na nią. Jej głos był twardy, poważny.
-Masz rację, przepraszam - mruknął niezadowolony. Przyglądała mu się w skupieniu opuszczając dłoń. Poczuł się skrępowany tą sytuacją. Ona nie była jedną z tych kobiet, które szły na żywioł. Nie była tą kobietą, która nie martwiła się jutrem. Była zupełnie inna.
- Dobranoc Kelly - skierowała się do drzwi. Nie czekała nawet na jego odpowiedź. Musiała jak najszybciej uciec. To było krępujące. Co on sobie w ogóle myślał? Prychnęła pod nosem niezadowolona. Nie chciała się w to angażować aż tak. Jeśli więc o to mu chodziło to musi się rozczarować. Beatrice nauczona własnym doświadczeniem nie mieszała spraw zawodowych i prywatnych.

Po odprawie jak co rano zabrała się z Sylvie za spis zaopatrzenia. Siedziały w karetce i liczyły wszystko. Musiały przy najbliższej okazji uzupełnić zapasy w szpitalu. Wszystkiego wystarczało na jedną dużą akcję. Ale obie wychodziły z założenia, że lepiej żeby zostało niż ma zabraknąć.
- O co chodzi z tobą i Severide? - Sylvie spojrzałana nią. Szatynka gwałtownie odwróciła wzrok na nią.
- Co?
- Ostatnio po zmianie widziałam jak z tobą rozmawiał - wyjaśniła patrząc na koleżankę. Bee wywróciła oczami.
- Już nic - mruknęła - Próbował wyciągnąć mnie na randkę - dodała a blondynka pisnęła zaskoczona. Doskonale wiedziała co mówiono o poruczniku w remizie. I zdała sobie sprawę, że Bee na pewno tego nie słyszała.
- Próbował?
- Tak, próbował. Co jest z nim nie tak? - złożyła ręce na podkładce z listą.
- Nic. Prócz tego, że przeleciał połowę kobiet w Chicago - oznajmiła a Bee roześmiała się w głos i spojrzała na nią. Przetarła twarz. Ten opis brzmiał identycznie jak u jej brata. Był znanym w jednostce łamaczem kobiecych serc.

Trzask drzwi nawet nie ruszył Matta.Tylko jedna osoba w tej remizie tak robiła. Usłyszał jak zaskrzeczało łóżko. Kończył pisać raport z ostatniego wyjazdu.
- Ona jest dziwna - usłyszał. Tak, Severide leżał na jego łóżku z rękoma skrzyżowanymi za głową.
- Kto znowu?
-Bee - na te słowa blondyn poderwał się i odwrócił w kierunku przyjaciela. Kelly nie przejmował się żadną kobietą od czasów Ann. Ale to było coś do czego nie chciał wracać. Teraz pojawiła się Bee, która w pewien sposób ruszyła porucznika.
- Czemu tak uważasz?
- Byliśmy przedwczoraj na meczu - zaczął - I odwiozłem ją do domu. Próbuje ją pocałować a ona do mnie śmiertelnie poważnie co ja robię - słysząc to Casey roześmiał się w głos. Brunet podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela. Ten był wyraźnie rozbawiony tym co usłyszał.
- I dlatego jest dziwna, bo nie chciała się całować? - oboje parsknęli słysząc to pytanie
- Nie, nie... Dlatego, że powiedziała że pracujemy razem - wyjaśnił siadając. Skrzyżował ręce na swoim udzie.
-No to słuszna uwaga. Plus dla niej
- Mówię, jest dziwna
-Nie Kelly. Ona jest zwyczajna. Po prostu zależy jej na pracy. Pamiętasz jak ty byłeś stażystą? Robiłeś to samo. Skupienie na pracy na sto procent. Potem się rozwiązałeś jak but - wyjaśnił kapitan a Severide wywrócił oczami. Casey roześmiał się widząc jego minę. Niestety ale Kelly musiał przyznać mu rację. Bee zależało na pracy. Oddawała się jej całej. Poza pracą była inna. Widział to na meczu
- W sumie racja - rzucił drapiąc się po karku - Wiesz, że prawie ją sędzia wyrzucił z trybun. Po kwadransie znała każdego dookoła nas
- Za co?
- Za przeklinanie i głośne niezadowolenie z decyzji sędziego - obaj parsknęli śmiechem. Casey kiwnął głową odwracając się do biurka. Nie dziwiło go to. W pracy jesteśmy inni. A Beatrice umiała to w jakiś sposób oddzielić. I to oddzielić bardzo mocną kreską. Imponowała mu tym. Była czymś nowym w tej remizie.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now