24:"Boję się zasnąć"

306 19 6
                                    

Siedzenie w samolocie ściągnęło ją z powrotem do rzeczywistości. Tamte dwa dni były dla niej koszmarem. Pochowała swojego brata. Kogoś kto był z nią zawsze. Kogoś, kto pomógł jej wyjść na prostą. Odpięła pas kiedy samolot zajął wysokość przelotową. Obecność Severide'a dawała jej w pewien sposób ulgę. Jego pomoc, obecność. To jak mogła w każdej chwili zniknąć w jego ramionach. Poczuła jak zacisnął palce na jej dłoni. Odwróciła wzrok na niego. Wyglądała pewnie jak trup. Spała w nocy bardzo mało. Prawie wogóle tego nie robiła. Nachyliła się w jego kierunku i pocałowała.
- Dziękuje - mruknęła. Uśmiechnął się do niej promiennie. Ostatnie dni odzywała się mało. Zamknęła się w swoim świecie w którym przechodziła żałobę na swój sposób. Martwił się tym. Ale z drugiej strony nie znał tych uczuć, które nią targały. Nie miał młodszego rodzeństwa, które kochał do szaleństwa. I to rodzeństwo nie ginęło na wojnie. Cmoknął jej czoło.
- Nie masz za co. Czuje się lepiej jak mam cie na oku - oznajmił cicho. Oparła głowę o jego ramię. Czekały ich trzy godziny lotu. Przymknął powieki przytulając polik do jej głowy.
-Mój ojciec chce być częścią mojego życia - rzuciła
- To chyba dobrze
- Szczerze? Nie czuję tego. Pamiętam do tej pory jak nawrzeszczał na mnie, kiedy powiedzieli mu, że porzucam wojsko. Pamiętam jak unikał mnie na pogrzebie mamy. W sumie wtedy byłam nawalona jak autobus od dwu lat
- A jest coś pozytywnego z nim związane?
- Nie. Nie wiem. Miałam sześć lat jak wysłał mnie do Baltimore. W wakacje i święta nie chciał żebyśmy przyjeżdżali z Jasonem do domu. Pierwsze dwa lata jak byłam w szkole sama i Jason był mniejszy to mnie odbierali ale później niekoniecznie - westchnęła
- Jak ty to zrobiłeś - podniosła wzrok.
- Co?
- No z Bennym?
- Normalnie - mruknął - Znaczy moja sytuacja była inna. Bo nas, Benny po prostu zostawił. Nie był obecny w moim życiu dopóki nie zostałem strażakiem. Miałem z nim jakieś dobre wspomnienia. Wyjaśniliśmy sobie trochę rzeczy i samo z siebie wyszło. Może wam też tego potrzeba. Żebyście usiedli we dwójkę i sobie wszystko wyjaśnili. To w końcu jest twój ojciec, oprócz niego nie masz nikogo innego już - wyjaśnił spokojnie. Spojrzał na zagłówek fotela przed sobą. Nie umiał jej wyjaśnić drogi jaką przeszedł z Bennym.
-Mam ciebie, wujka i Trudy, remizę w sumie też - oznajmiła - Nie wiem czy go potrzebuje, zwłaszcza teraz - zamknęła jego dłoń w swoich patrząc na swoje palce. Uśmiechnął się pod nosem słysząc to. Odwróciła wzrok na nią. Gryzło ją to. Wiedział.
- To już twoja decyzja. Powiedziałem ci co o tym sądzę - odwrócił wzrok ponownie na fotel przed sobą. Ale te jej słowa o nim. Te słowa sprawiły, że miał ochotę śmiać się ze szczęścia. O to mu chodziło. Chciał być dla niej ważny. Chciał się do niej zbliżyć jak tylko mógł. Chciał z nią spędzać każdą chwilę. Chciał spełnić każde jej marzenie. Zacisnął zęby. To nie było zauroczenie. To była miłość. Taka zwykła, najprostsza. Trochę go to przeraziło. Wszystkie kobiety jakie darzył takim uczuciem odchodziły od niego. Albo umierały. Spojrzał na nią. Będzie musiał zrobić wszystko, żeby tylko ona nie odeszła.

Wysiadł z samochodu i spojrzał na srebrne Camaro, które stało obok innych aut. Uniósł brew. Nie mówiła mu, że będzie dzisiaj w remizie. Wyciągnął torbę z tylnego siedzenia i założył na ramię. Nie było go prawie tydzień. Przymusowe wolne, żeby mieć ją na oku. Zachowywała się jak w amoku. Niespodziewana śmierć kogoś bliskiego każdego ścięła by z nóg. Nawet taką osobę jak Bee. Wszedł do szatni. Było tu pusto. Kiedy wszedł do kantyny tam ją dostrzegł. Siedziała obok Moucha. Widział spojrzenia wszystkich pozostałych. Podniosła wzrok na niego.
-Poruczniku - skinęła głową
- Norman - odpowiedział skinieniem i podszedł do ekspresu. To było idiotyczne co robili. Wyglądali jakby chcieli trzymać resztkę pozorów. Cały skład i wóz zerkali to na nich to na siebie. Wydawało się im to w pewien sposób zabawne. Ta dwójka zapewne żyła dalej złudzeniem, że oni nie wiedzą. Ale oni doskonale widzieli i wiedzieli. Bee siedziała po turecku na kanapie przeglądając gazetę. Zaczęła irytować ją cisza, która zapadła kiedy tylko tu weszła. Przerzuciła kolejną stronę
- Słuchajcie, ktoś zmarł że tak milczycie? - podniosła głowę. Hermann spojrzał na nią zaskoczony.
- Noo... -chrząknął. Szatynka rzuciła gazetę na stolik i wstała.
- Ja naprawdę wam dziękuje za całe wsparcie w ostatnich dniach. Ale na boga, gdybym chciała siedzieć w ciszy to zostałabym w domu jeszcze kilka dni - rozłożyła ręce szeroko. Kelly odwrócił się w jej kierunku słysząc pretensję w jej głosie.
- Ale przecież z Jasonem byłaś bardzo blisko i... - Cruz podrapał się po karku
-Przyszłam do pracy żeby po pierwsze nie siedzieć sama, po drugie dostanę na łeb siedząc w ciszy i smęcie. Te dni były cholernie ciężkie ale nic mi nie zwróci Jasona i o tym wiem - syknęła czując jak znowu jej oczy nabiegają łzami. Szybko odetchnęła i poczuła jak wszystko znika.
- Żyjmy normalnie - dodała błagalnie. Zdawali sobie sprawę, że Beatrice miała rację. Nic nie zwróci jej Jasona. Ona musi się podnieść i iść do przodu. A oni nie mogą jej zatrzymywać. Zawsze trzeba iść do przodu. Dała sobie tydzień na żałobę. Ale według Bee to było wystarczające. Wpatrywali się w nią w skupieniu. Każdy z nich chciał zobaczyć czy nie ściemniała.

Cała remiza spała. To był ten jeden z nielicznych dni, gdy zarówno karetka jak i wozy mieli bardzo mało wezwań. Nasłuchiwała jak cały budynek pogrążony był w głębokim śnie. Leżała sztywno na plecach i wpatrywała się w sufit. Nie mogła spać. Bała się zasnąć. Bała się znowu zobaczyć Jasona. Tylko tabletki nasenne pozwalały jej zasnąć spokojnie. Ale też było trudno ją dobudzić. Postanowiła się przemęczyć do rana. Jedna zarwana nocka nic nie zmieni. I tak czuła się pusta. Bez jej brata, życie było puste. Odwróciła wzrok na zegarek i poczuła łzy napływające do jej oczu. W Afganistanie właśnie wybijało południe. Zacisnęła zęby tłumiąc to przytłaczające uczucie nowej rzeczywistości. Rzeczywistości bez brata. Podniosła się i skierowała się w kierunku biura Kelly'ego. Nacisnęła klamkę. Widziała jak spokojnie spał. Uśmiechnęła się pod nosem i zamknęła cicho drzwi. Odwróciła się i poszła do kantyny. Mouch na jej widok uśmiechnął się. Odpowiedziała tym samym przecierając poliki z łez. Usiadła obok niego po turecku i złapała za poduszkę. Wsunęła ją pod brodę. Wpatrywała się w telewizor bez większego zainteresowania.
-Czemu nie śpisz? - spojrzał na nią. Jemu też było ciężko odnaleźć się w rzeczywistości. Jason zawsze na urlopie go odwiedzał. Za każdym razem. Jeden maksymalnie dwa dni spędzali razem. Uwielbiał tego chłopaka. Miał w sobie pełno uporu i woli zmiany świata. Przypominał swoją matkę. Ona też chciała zbawić cały świat. Jason był pełen ideologii. Lojalny i odpowiedzialny mężczyzna, który chciał służyć swojemu krajowi.
- Nie jestem senna - mruknęła skubiąc rękaw. Podniósł pilot i wyłączył telewizor. Otoczyła ich cisza. Odwróciła wzrok na niego.
- A tak naprawdę? - przyglądał się jej w skupieniu. Znała ten wzrok. Wiedział, że kłamała. Bee umiała kłamać. Ale nie jego. Znał ją doskonale. Wiedział na co zwracać uwagę w jej zachowaniu.
- Boję się zasnąć. Boję się, że Jason znowu do mnie wróci. Od pogrzebu co noc mi się śni. A ja się boję na niego patrzeć. Odszedł za szybko. Nie mogę ogarnąć swojego świata bez niego. Czuję jakby ktoś wyrwał ze mnie duszę - jęknęła czując ponownie łzy na swoich polikach. Poczuła jak przytulił ją do siebie i cmoknął jej skroń.
- Mi też go brakuje - oznajmił - Tylko twój brat chce ci pokazać, że jest szczęśliwy. Nie broń się przed tym - szepnął.
- Ale nie wiesz...
- Wiem, Bee. Kiedy zmarła twoja mama przechodziłem to samo. Pamiętaj, że śmierć bliskich zawsze dla nas będzie za szybka. Nie ważne ile żył. Dla ludzi, którzy kochali kogoś jego śmierć będzie szokiem - oznajmił. Spojrzała na niego. Widział już ten wzrok. Sześć lat temu, kiedy składała się do kupy. Kiedy odwiedził ją na odwyku. Wtedy wyglądała tak samo. Była przerażona, zagubiona a jemu serce pękało bo nie umiał jej pomóc. Odsunęła się od niego i przetarła twarz.
- Teraz pozostaje nam tylko się z tego otrząsnąć i żyć dalej. I wiem, że Jason nie chciałby żebyś cierpiała za długo - pogładził jej bark. Uśmiechnęła się blado.
- To miała być jego ostatnia misja -oznajmiła cicho - Chciał wrócić do Baltimore i zostać instruktorem w Los Angeles - uśmiechnęła się.
- No rękę do dzieci to on miał - Mouch pokiwał głową
- A pamiętasz jak kiedyś z trampoliny musieliśmy go wycinać u kuzynki Chloe - oboje roześmiali się w głos.
- Pamiętam. I pamiętam też, że ty biegałaś dookoła i nagrywałaś wszystko zamiast mu pomóc - puknął jej nos. Zaśmiała się i złapała za swój telefon. Przysunęła się do wujka i włączyła wspomniany filmik. Siedzieli na kanapie i zaśmiewali się z tego. Śmiali się z miny Jasona, który odgrażał się Bee. Po tym włączyła kolejny filmik z Jasonem i kolejny. Śmiała się przez łzy ale zrozumiała, że Randall miał rację. Jason nigdy nie pozwalał jej być zbyt długo smutną. I na pewno nie chciał, żeby była smutna teraz.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now