41:"Jestem w raju"

257 19 15
                                    

Spojrzał na bezkres oceanu, który otaczał ich z każdej strony. Wpatrywał się oczarowany błękitem nieba i błękitem wody. Ciepły wiatr otoczył go całego. Co on tutaj robił? Dał się wyrwać Bee na urlop na drugi koniec świata. Ale Bali było rajem na ziemii. Drewniane domki ustawione w wodzie były oddalone od siebie znacznie. Po ostatnich przygodach jakie mieli odpoczynek im się należał. Poprawił okulary na czole. Uśmiechnął się pod nosem czując jak objęła go w pasie.
- Myślałem, że śpisz - oznajmił
- Absolutnie. Tu jest za pięknie żeby spać - mruknęła. Nie mogła uwierzyć, że Kelly się zgodził na ten urlop. Kiedy oglądał broszury był niezbyt sceptycznie nastawiony. Obawiał się tego wyjazdu? Nie miał czego. Ostatnie miesiące były dla nich ciężkie. Zwłaszcza ta sprawa z Marry. Jak obiecał Severide, nie żałowała tej drugiej szansy. Robił wszystko by zapewnić ją o tym. I chyba mu się to udawało. Obrócił głowę w jej kierunku. Widział dziwny blask złośliwego uśmieszku na jej twarzy. Co ona kombinowała? Poczuł nagle jak leci do przodu. Napierała na niego całym ciałem.
- Utopię cię - jęknął wpadając do wody. Usłyszał jej śmiech. Wypłynął na powierzchnię. Wbrew pozorom woda była bardzo ciepła. Spojrzał na nią ścierając wodę z twarzy. Stała na pomoście i wpatrywała się w niego z szerokim uśmiechem opierając ręce na biodrach. Po chwili dostrzegł jak jej nurkuje. Rozejrzał się z zainteresowaniem. Tak to wygląda? Wakacje w raju? Wypłynęła na powierzchnię niedaleko niego.
- Wytłumacz mi w końcu dlaczego Bali? To samo jest na Hawajach - oznajmił spokojnie. Był totalnie sceptycznie nastawiony do tak długiej podróży. Zmiana strefy czasowej też sprawiła, że czuł się senny. Poczuł jak oparła dłonie na jego ramionach
- To był plan Jasona żeby polecieć na Bali. Robiliśmy sobie takie wypady co roku. Na tydzień lub dwa. Wydaje mi się, że to będzie hołd dla niego - odparła spokojnie. Mruknęła zadowolona czując jak ją całuje. Nie mogła narzekać na Kelly'ego. Na prawdę udowadniał jej, że nie zmarnuje drugiej szansy. Roześmiała się w głos czując jak jego dłonie przesuwając się w dół po jej boku.
- Po tej wodzie nie trzeba się kąpać?
- Jest tak krystaliczna, że ta w kranie jest okropna - objęła jego szyję.

Roześmiał się w głos słysząc jej pełne zadowolenia westchnięcie. Obrócił się i spojrzał na nią jak siedziała przy kuchennej wyspie opierając nogi na drugim krzesełku a w dłoniach trzymając szklankę z sokiem.
- Co to było? - odsunął się od kuchenki.
- Jestem w raju - rzuciła - Jest ciepło, nikt mnie nie goni a gość który wygląda jak młody bóg właśnie gotuje mi kolację - dodała. Roześmiał się ponownie.
- Nieprzyzwyczajaj się do tego - mruknął wracając do zerkania czy wszystko w garnku jest w porządku. Usłyszał jak zaszurało krzesełko. Poderwał się czując jak objęła go w pasie i cmoknęła jego łopatkę.
- Dlatego muszę się nacieszyć tym co mam teraz - mruknęła - Zostaw ten obiad. Wybitnie głodna nie jestem
- A może ja jestem?
- Jesteś? - odsunęła głowę i spojrzała na niego. Roześmiał się w głos widząc jej minę
- Zależy co będziemy robić kiedy zostawię ten obiad - rzucił. Poczuł jak jej dłonie zaczęły powoli przesuwać się po jego brzuchu. Po jego ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Ciepły oddech drażnił skórę na jego plecach.
- Możemy zobaczyć ile jeszcze nasze łóżko jest w stanie wytrzymać - mruknęła. Roześmiał się w głos czując jak jej zęby delikatnie zacisnęły się na skórze na jego łopatce. Usłyszała trzask wyłączanej kuchenki. Po ułamku sekundy czuła jak wpił się w jej wargi przyciągając do siebie. Jego niecierpliwe dłonie przesuwały się po jej plecach. Pisnęła zaskoczona kiedy bez najmniejszych problemów podniósł ją. Usiadła na blacie obejmując jego biodra swoimi łydkami. Jej mocny uścisk skutecznie uniemożliwił mu najmniejszy ruch. Dotyk jego dłoni na jej udach sprawił, że całe jej ciało pokryła gęsią skórka. Poczuł jak mocniej zacisnęła palce w jego włosach.
- Miało być łóżko - zaśmiała się czując jak ustami drażni płatek jej ucha. Roześmiał się. Przyjemne dreszcze oplotły całe jej ciało.
- Kuchnia też wydaje się spoko miejscem - rzucił. Widział jak zadrżała.

Wyszedł przed domek i spojrzał na nią jak na pompowanym materacu swobodnie dryfuje po tafli wody. Ciepłe słoneczne promienie przyjemnie ogrzewały go. Nie wiedział nawet w którym momencie ona zniknęła. Z książką w dłoni, okularach na nosie i butelką soku spokojnie leżała na materacu. Skrzywiła się kiedy stanął za nią, zasłaniając jej słońce.
- Liczyłam na trochę spokoju - westchnęła zakładając okulary na głowę. Uśmiechnęła się do niego odwracając. Klęknął na pomoście obserwując ją.
- To nie ja chciałem wypróbować ile to łóżko wytrzyma
- Ale nie negowałeś tego - wyjaśniła spokojnie.
- Jak kiedyś ci powiedziałem, umiem korzystać z sytuacji - roześmiała się słysząc to. Nie, nie chciała jeszcze wracać do Chicago. Tu było jej doskonale. Zwłaszcza z kimś takim jak Kelly Severide. Nie spodziewała się nigdy, że straci dla niego głowę. Przypominając sobie to jaki był na samym początku a teraz. Niebo a ziemia.

Kelly zaśmiewał się w głos stojąc jak najdalej od Beatrice i całego zamieszania. Złapał za telefon. Musi uwiecznić tą chwilę. Wyszli trochę do cywilizacji. Planowali zjeść obiad w jednej z restauracji ale Bee wpadła na pomysł dokarmiania ptactwa. Teraz stała w towarzystwie policji i tłumaczyła im się mętnie z zaistniałej sytuacji. Widział jak pokornie wpatrywała się w swoje buty i kiwała głową. Kelly miał wrażenie, że zaraz pęknie ze śmiechu.
- Moje drogie, przyszłe dziecko. Nie próbuj być jak twoja matka bo może się na wakacjach skończyć to w ten sposób - mruknął włączając nagrywanie. Doskonale wiedział siebie i scenę, która toczyła się za nim. Ze łzami spowodowanymi śmiechem wpatrywał się w jej minę. Widział jak wyciągała portfel z torebki płacąc mandat. Kiedy została sama, dostrzegła Kelly'ego. Ściągnęła brwi i ruszyła w jego kierunku. W tym samym momencie zdążył odłożyć telefon z powrotem do kieszeni. Odwrócił się w jej kierunku i roześmiał się w głos.
- Nie wiem co cię tak bawi - mruknęła. Poczuła jak objął ją ramieniem i przycisnął do siebie.
- Byłaś taka pewna że nic ci nie grozi - oznajmił patrząc na nią. Ruszyli w kierunku restauracji. Zaśmiała się cicho łapiąc jego dłoń.

Uśmiechnął się pod nosem czując jak usiadła obok niego na ławce i podkuliła nogi pod siebie. Wpatrywali się w zachodzące słońce czując jak cała energia tego wypadu właśnie ich opuszcza. Czuli się umęczeni całym dzisiejszym dniem. I tym wszystkim co działo się w ostatnim czasie. Oplotła jego ramię, swoimi rękoma a głowę wtuliła w zagięcie jego szyi. Jej pełne rozluźnienia westchnięcie sprawiło że przytulił głowę do jej.
- Nie chcę wracać - oznajmił spokojnie
- A byłeś nastawiony do tego sceptycznie - mruknęła gładząc jego ramie. Uśmiechnął się pod nosem.
- Wiesz, w sumie nie ważne gdzie jestem. Ważne żeby być z tobą - podniosła głowę słysząc to. Widziała jak jego skóra zrobiła się brązowa od nadmiaru słońca. Ostatnie dwa tygodnie większość czasu spędzili w łóżku. Ona ogarnięta była stażem i przejmowała się wszystkim. On na dwadzieścia cztery godziny znikał w remizie. Teraz kiedy tam już nie pracowała za każdym razem czuła dziwny niepokój. Sama pamiętała doskonale co działo się przez rok jej kariery tam. Wiedziała, że ta praca nie jest najbezpieczniejsza. Kiedy on szedł na zmianę chciała tylko żeby wrócił do niej w jednym kawałku. Nie mogła sobie wyobrazić w tej właśnie chwili kogoś innego obok. Przy Kelly'm czuła się bezpiecznie. Dawał jej ogromne wsparcie w karierze i dopingował ją na każdym kroku.  Spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. Uniosła parę centymetrów nad siedzisko i pocałowała go.
- Kocham cię, Kelly - rzuciła odsuwając się od niego z wyraźną niechęcią. Jego twarz rozjaśnił promienny uśmiech słysząc to. Gdy rok temu spojrzał na nią pierwszy raz nie sądził, że zapragnie mieć ją dla siebie na całe życie. To jak oddzielała grubą kreską życie prywatne od zawodowego od samego początku, sprawiło że była dla niego jak zakazany owoc. Ale im dłużej z nią rozmawiał, im bardziej ją poznawał utwierdzał się w przekonaniu, że nie będzie mu dane już w życiu poznać kogoś bardziej wartościowego od niej. To jak była bardzo opanowana, wiedziała co ma powiedzieć i jak się zachować. Imponowała mu tym co przeszła w życiu. I był z niej dumny w pewien sposób. Bo była najlepszym co na razie mu się przytrafiło. Jak była wyrozumiała gdy po zmianie w remizie, zajmował się dodatkową pracą. Nie kręciła nosem, nie zabraniała mu. Wciskała mu w ręce kanapki i życzyła dobrego dnia. Pewnego dnia się jej oświadczy, ożeni się z nią i zamieszkają w małym domku z własnym ogródkiem. Gdzieś blisko jeziora, żeby mógł wodować tam swoją łódkę.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now