38:"Ale Kelly obiecaj, że nie będę tego żałować."

273 17 26
                                    

Nie chciała wchodzić do remizy. Myśl, że za ścianą siedzi blondynka napawała ją ogromną wściekłością. To ona swoim pojawieniem się zepsuła wszystko co było dobre. Sylvie uśmiechnęła się na jej widok.
- Nie martw się, sama jej oczy wydrapię - wsunęła rękę pod jej ramię. Bee roześmiała się w głos.
- Cieszę się, że już wróciłaś - szatynka spojrzała na nią. Sylvie uśmiechnęła się miękko do niej. To był ten rodzaj uśmiechu kiedy oznajmiała, że poczuła się miło z powodu tego co usłyszała. Ale Bee nie mogła jej tego nie mówić. Przez te dwa dni Sylvie ją bardzo wspierała. Opowiadała jak załatwi Marry każdym ciosem, którego nauczyła ją Bee. Co szatynka kwitowała tylko śmiechem. Weszły do szatni kiedy pojawiła się Connie.
-Bee, komendant prosi cie do siebie - spojrzały na siebie zaskoczone. Bee zostawiła swoją torbę na ławce i ruszyła za kobietą. Jej mina nie wróżyła nic dobrego. Ale czego mogła się spodziewać. Mouch oraz Boden ostrzegli ją, że w konsekwencji może zostać zawieszona w swoich obowiązkach na czas trwania dochodzenia. I chyba nie czuła się zdziwiona widząc wujka oraz komendanta razem w gabinecie. Ale z nimi stał ktoś jeszcze. Zapukała i nacisnęła klamkę. Mężczyźni spojrzeli na nią.
- Dzień dobry -mruknęła zamykając za sobą drzwi. Wyprostowała się i złożyła ręce na plecach. Mouch stanął obok niej. Nie odzywał się nic i nie patrzył na nią. Boden też wyrażał obojętność swoją miną. Mówiąc szczerze to nie wiedziała czego się spodziewać po wizycie tego mężczyzny.
- Beatrice to jest komendant Chen - Boden spojrzał na nią. Odwróciła się do mężczyzny i skinęła głową. Odpowiedział tym samym.
- Nie mamy dla ciebie zbyt dobrych wiadomości. Zawiadomienie o zaistniałej sytuacji dotarło już na samą górę. Robię to z ciężkim sercem ale muszę cie poinformować o zawieszeniu na czas trwania dochodzenia. Prokurator Cooper nadal analizuje wszystkie dowody. Jeśli zostaniesz oskarżona o pobicie będziesz zwolniona z CFD. Wiem jednak, że prokurator jest osobą skrupulatną i przeanalizuje każdy, nawet najmniejszy dowód - komendant Chen wyciągnął w jej stronę kartkę. Złapała za nią niepewnie. Zapoznała się z treścią decyzji. Coś podeszło do jej gardła.
- Beatrice, musisz wiedzieć, że zastanawiano się nad natychmiastowym zwolnieniem ciebie. Ale wiedząc co zrobiłaś do tej pory z kilkoma osobami wywalczyliśmy tylko zawieszenie - dodał. Uśmiechnęła się blado do mężczyzny.
- Dziękuje, bardzo to doceniam - rzuciła szczerze. Spojrzała na Moucha, który tylko nieznacznie pokręcił głową. Nie obrzucała go winą za to co się stało. Powiedzieli jej o tym już wtedy, tego wieczora w barze. Była w pewien sposób na to przygotowana. Ale tylko w pewien sposób. Bo dalej miała nadzieję, że nic takiego się nie stanie.

Zaklął siarczyście słysząc co przekazał mu Casey. Poczuł się potwornie źle. Bo to tak na dobrą sprawę była jego wina. To przez niego ona ma problemy. A najgorsze jest, że nie chce z nim rozmawiać. Próbował do niej wczoraj dzwonić ale w ogóle nie odpowiadała na połączenia. Nie dziwił się. Tylko, że z przerażeniem odkrył, że nie dała mu się wytłumaczyć. I to go naprawdę bolało. Kochał ją. Chciał spędzić z nią resztę życia a przez pojawienie się kogoś takiego jak Marry wszystko poszło w piach. Wszystko. Cały rok budowania zaufania, zbliżania się do niej. Wszystko legło. Poprawił poduszkę pod swoimi plecami. Był beznadziejny. Nie umiał utrzymać przy sobie żadnej kobiety do której coś czuł. Odchodziły. Umierały. Los w wyjątkowo okrutny sposób z niego żartuje. Odwrócił głowę słysząc dzwonek do drzwi.
- Muszę kończyć - rzucił do kapitana i powoli podniósł się.
- Już idę! - krzyknął. Przez obite plecy miał problemy z chodzeniem. A mógł nie wyskakiwać z tego cholernego okna. Mógłby normalnie chodzić i Bee nie dowiedziałaby się wszystkiego o tym co się stało. Powoli skierował się do drzwi i przekręcił zamek. Zrobiło mu się niedobrze widząc gościa. Wpatrywała się w niego ze ściągniętymi brwiami. Jakby sama nie wiedziała do końca po co tutaj przyszła.
- Jestem głupia, że tu przychodzę - rzuciła wchodząc do środka - Bo w sumie nie powinno mnie tutaj być. Jestem jeszcze bardzo mocno na ciebie wściekła ale przecież my o tym nie porozmawialiśmy. A no i jestem głupia jak wspomniałam - Bee usiadła przy stole i spojrzała na niego. Był w tak ciężkim szoku, że nie mógł wykrzesać z siebie nic więcej poza
-Mhm... - zamknął drzwi i odwrócił się w jej kierunku. Siedziała przy stole i patrzyła się na niego. Jej oczy nic nie mówiły. Nie wskazywały co czuła. Powoli podszedł do stołu i usiadł naprzeciw niej. Patrzył na nią nie wiedząc od czego zacząć.
-Przepraszam - rzucił nagle. Zupełnie nad tym nie panując.
-Nie, Kelly, nie przepraszaj. Tylko mów o co tu chodzi z Marry. Ale wszystko od początku do końca mów - puknęła dłonią w stół.
- Nie wiem o co chodzi. Na prawdę. Przecież byliśmy razem w Baltimore jak ona pojawiła się w remizie. Nie wiem skąd pochodzi ani nic. Po prostu się do mnie przyczepiła. Próbowała zaprosić na kawę, śniadanie i bóg wie na co jeszcze. A wtedy jak przyszła do szpitala to nie wiem już zupełnie co się stało. Jakby wiedziała że przyjdziesz, że ja się za bardzo nie mogę ruszać. Nie kumam o co jej chodzi. Rozmawiałem z nią może raz, dwa maksymalnie. Bee uwierz, że nie grałem na dwa fronty. Kocham tylko ciebie i tylko ciebie potrzebuje. Nikogo innego
- Spałeś z nią?- wpatrywała się w niego bez wyraźnego wyrazu. Obojętnie ślizgała wzrokiem po jego twarzy. Widziała jak skrzywił się na to pytanie. Coś w jej wnętrzu się rozpadało na milion małych części.
-Kiedy poleciałaś do Baltimore porozmawiać po raz pierwszy z ojcem - oznajmił skruszony. Spojrzał na swoje dłonie. Nie miał odwagi i chyba nawet nie chciał podnosić głowy. Słyszał jej spokojny oddech.
- Czyli kiedy teoretycznie tylko ze sobą spaliśmy. To było przed kolacją z Benny'm? Zanim byliśmy parą?
- No tak -podniósł głowę i spojrzał na nią przekrzywiając głowę. Położyła dłonie na stole i spojrzała na niego wydymając wargi.
- Stella do mnie dzwoniła. Zadzwoniłeś do niej, żeby powiedzieć jej wszystko co się stało wtedy. Przyjechała do mnie kiedy wyprowadzała mnie policja, żeby ze mną porozmawiać. Bo wiedziałeś, że byłam na ciebie wściekła. I powiedziała mi to samo co ty powiedziałeś. Matt, Sylvie, Otis, Cruz mówili to samo o Marry i tobie co mówisz mi ty. Stella miała rację, w jednej rzeczy - podniosła się i wsunęła palce we włosy. Spojrzała w okno i obserwowała budynki na zewnątrz
- Wyrwę tej suce wszystkie włosy z głowy - warknęła. Nie wiedział o co jej chodziło. To co działo się w tej chwili było dla niego abstrakcją. To się działo tak szybko i tak gwałtownie. Znowu weszła do jego życia i narobiła szumu. Była jak tornado.
- Jestem głupia, że to robię. Ale Kelly obiecaj, że nie będę tego żałować. Że nie będzie żadnej kolejnej Marry, Christy, Reene i cholera wie kogo jeszcze - odwróciła się w jego kierunku
- Ale szlag mnie trafia kiedy dzieje się to co się dzieje teraz. Nie umiem wytrzymać bez ciebie chociażby jednego dnia. Nie wierzyłam w jej słowa, wtedy w szpitalu. Byłeś ewidentnie wściekły na nią że cie pocałowała. Ale jak nie zaprzeczyłeś, że z nią spałeś to mi się przykro zrobiło. Musiałam to sobie wszystko poukładać w głowie
-Czekaj, co? - poderwał się nieznacznie na krześle przyglądając się jej w skupieniu. Jakoś nie docierało do niego co właśnie mu mówiła. Podeszła do niego i usiadła na krześle obok. Odwrócił się w jej kierunku.
- Kocham cię - spojrzała na niego - I nie chcę więcej przechodzić przez to, że jakaś twoja psychofanka będzie próbowała wleźć między nas - oparła dłonie na jego polikach. Wyglądał na oszołomionego tym wszystkim.
- Wybaczasz mi?
- Niech mi bóg wybaczy głupotę ale tak - skinęła głową. Roześmiał się w głos zdając sobie sprawę z tego co się właśnie stało. Nachylił się w jej kierunku i pocałował. Zaśmiała się cicho kiedy odsunął się od niej. Nie wiedział co miał jej powiedzieć. Czuł tylko ogromną ulgę z tego wszystkiego. Bo to, że tutaj przyszła... Nie wierzył w szansę jaką właśnie teraz dostał. Nie mógł w ogóle tego pojąć co się stało.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now