33:"Ostrzelali cie kiedyś napalmem? "

275 17 2
                                    

Spojrzał na nią jak zakładała kurtkę. Odwróciła się w jego kierunku i uśmiechnęła do niego. Odpowiedział tym samym zbierając się do wyjścia
- To gdzie ty idziesz?
- Spotkać się z kolegami z wojska - roześmiała się - W ogóle jak to brzmi - parsknęła
- Zupełnie normalnie - spojrzał na nią. Nie chciał żeby wychodziła. Jutro przez dwadzieścia cztery godziny będzie musiał trzymać ręce przy sobie. Albo liczyć się z tym, że je złamie.
- Dziwnie - skrzywiła się - Widzimy się rano?
- Jasne. Baw się dobrze - cmoknął jej polik. Wyszła za nim z mieszkania. Zamknęła je na trzy spusty. Wyrównała z nim krok.
- Na pewno będę - rzuciła. Zaśmiał się i poczuł jak wsunęła dłoń pod jego ramię. Wczorajszy wieczór w barze pozwolił jej zrozumieć,że jakby się nie starała to i tak oni się o wszystkim dowiedzą. Ukrywanie tego co było między nią a Kelly'm właśnie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Wiedzieli! Spojrzała jak brunet wsiada do swojego samochodu i odjeżdża.

Kiedy weszła do kantyny powitały ją brawa. Zaskoczona stanęła w drzwiach i przekrzywiła głowę unosząc brew. Będą klaskać za każdym razem jak tylko pojawi się w drzwiach? No to czeka ją ciekawe kilka miesięcy jakie jej zostało. Nie mogła uwierzyć, że właśnie zaczyna za chwilę ostatni rok i będzie mogła sięgnąć po swoje marzenia.Wyszczerzyła się do nich.
- A to za co? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Za radosną nowinę jaka naszła na tą remizę dzisiaj - Casey podszedł do niej i przytulił ją.
- A jaśniej można prosić?
- No ty i Severide
- Aaaa no dobra -pokiwała głową - Ale to działa tylko po pracy
- Dobra,dobra - blondyn machnął ręką. Uniosła brew przyglądając mu się w skupieniu. Nie rozumiała zupełnie o co im wszystkim chodziło. Potrafiła i potrafi oddzielać sprawy prywatne od zawodowych. I tego będzie się trzymać. Kelly obiecał jej to również. Jeszcze kilka miesięcy. A potem ona stąd znika. Zniknie. Będzie pracować w innym miejscu. Ale będzie nadal blisko nich.
-Kelly zostanie też oklaskany? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Spojrzała na nich.
- Nie. On stawia. Ty nie pijesz i szanujemy to więc zostały oklaski - na te słowa rozpromieniła się. Niech też to odczuje. Roześmiali się widząc jej szeroki uśmiech. Podeszła do ekspresu kiedy usłyszała jak ktoś ją woła. Odwróciła się w kierunku Bodena, który szedł do niej w towarzystwie szpakowatego mężczyzny. Herrmann i pozostali odsunęli się na bezpieczną odległość. Pojawienie się Tima w jednostce oznacza, że Bee i jej opanowanie zostanie wystawione na próbę.
-Bee, poznaj swojego nowego partnera na czas nieobecności Sylvie -komendant sam nie wyglądał na zadowolonego z zaistniałej sytuacji. Wyciągnęła rękę do niego.
- Beatrice - oznajmiła.
-Tim - uścisnął ją. Spojrzał na szatynkę.

Blondynka zatrzymała się w korytarzu obserwując Bee w skupieniu. Miała skrzyżowane ręce na piersi i ściśnięte wargi. Czuła rosnącą złość na szatynkę. Zwłaszcza za to co zrobiła. Albo czego nie zrobiła. Musiała znaleźć sposób jak pozbyć się jej z remizy. Musiała sobie ułatwić drogę do porucznika Severide. Wiedziała, że wszystko jest do zrobienia. Miała głowę na karku i umiała kombinować.
- Wszystko w porządku? - Severide podszedł do niej. Słysząc jego głos uśmiechnęła się promiennie i odwróciła głowę.
- Wszystko w porządku - oznajmiła - Tylko widzę, że Beatrice poznała swojego nowego partnera na czas nieobecności Sylvie - dodała wskazując na szatynkę. Nachylił się do drzwi. Zaśmiał się pod nosem. Bee czeka ciężka przeprawa. Uśmiechnął się do blondynki i skierował do swojego gabinetu. Z kieszeni spodni wyciągnął telefon i wystukał krótką wiadomość. Blondynka dostrzegła jak szatynka wyciąga swój telefon. Nie wiedziała jej miny ale musiało być to coś od porucznika. Odwróciła głowę za mężczyzną. Musi znaleźć sposób żeby pozbyć się jej stąd jak najszybciej.

Wyskoczyła z karetki. Wozy już szykowały się do wyjścia. Casey rozdzielał zadania. W skupieniu obserwowała jak Severide razem z Tonym wskakują do płonącego budynku. To nie także w pracy zostawiała wszystkie uczucia za drzwiami. Martwiła się. Zwłaszcza o niego. Zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń. Zagrożenie jeszcze nie minęło.
- A jak się usmażą? Ja ci mówię, usmażą się - już wiedziała co miał na myśli Kelly życząc jej powodzenia. Spojrzała na swojego partnera. To będzie ciężkie kilka zmian dla niej. Musi tylko znaleźć sposób jak to przeżyć.
- Wiesz, nie usmażą się - rzuciła kąśliwie
-Usmażą. To stara zabudowa, inne składowe ścian i belek nośnych, zobaczysz - pokiwał głową. Szatynka wydęła usta i odwróciła się w jego kierunku.
- Ostrzelali cie kiedyś napalmem?
-Napalmem? Nie
- A mnie tak. Jak mówię, że się nie usmażą to tak będzie - wyjaśniła. Schowała odruchowo głowę słysząc huk wybuchu. Rozejrzała się skołowana. Słyszała wściekły głos Bodena nakazujący im wyjście. Stella wyszła pierwsza prowadząc młodą kobietę. Miała kilka powierzchownych oparzeń i najadła się dymu. Bee złapała ją pod ramię i pomogła jej usiąść. Podsunęła jej pod twarz maskę z tlenem. Nagle z budynku wylecieli pozostali. Odwróciła wzrok słysząc wołanie. Nieśli kogoś. Pierwszy raz widziała tak rozległe oparzenia na ciele poszkodowanego. Zostawiła kobietę Timowi i z noszami oraz plecakiem ruszyła do nich. Wpatrywała się w mężczyznę zaskoczona. Potem przeszło to w przerażenie. Głębokość i rozległość poparzeń dawała mu bardzo małe szansę na przeżycie. Rzadko kiedy się poddawała. Ale tutaj postara się go uratować, jednak nie daje mu wielu szans. Ułożyli mężczyznę na noszach. Pojawił się obok niej Tim. Odwróciła się w jego kierunku ale dostrzegła, że pojawiła się druga karetka.
- Nie wiem czy dam radę go intubować - skrzywiła się obserwując jak jego gardło jest w opłakanym stanie.
-Tracheotomia? - Tim spojrzał na nią. Dotknęła potwornie poparzonej szyi mężczyzny. Pokręciła głową.
- To co chcesz zrobić? - mężczyzna sam nie wiedział co mogłaby jeszcze zrobić.
- Otworzę sobie dostęp do płuca przy linii obojczyka - dotknęła jednego miejsca
- Zrobiłam tak kiedyś w Afganistanie - dodała widząc jego wątpliwe spojrzenie. Podniosła wzrok na komendanta i kapitana. Spojrzeli na siebie. Takie ingerencje musiały mieć zgodę kogoś wyżej. To są niekonwencjonalne metody.
- Spróbuj - mruknął Boden. W tym czasie Tim próbował wkłuć się z kroplówką. Stale monitorował za pomocą stetoskopu pracę serca. Ta była nierówna przez niską zawartość tlenu we krwi. Złapała za wszystkie przyrządy potrzebne i zaczęła zabieg. Obserwowali ją w skupieniu. Jeśli tak wyglądała jej praca na misji to mieli szczęście. Nie poddawała się.
- Podaj mi najcieńszą rurkę jaką tu mamy - mruknęła do swojego zmiennika. Mężczyzna nie był do końca przekonany co do jej pomysłu. Kiedy chciał coś powiedzieć Severide pokręcił stanowczo głową. Bez słowa podał jej rurkę. Obserwowali ją w skupieniu. Kiedy zaczęła wentylować płuca z zaskoczeniem odkrył, że jego serce wraca do normalnej pracy. Wyglądał dosyć dziwnie i niespotykanie z rurką wystającą powyżej linii żeber. Ale jeśli to działało to dlaczego by nie.
- Dobra, jedziemy - rzuciła. Pomogli im wsadzić poparzonego do karetki.

Leżała czytając książkę. Po zostawieniu poparzonego wrócili do remizy. Nie wiedziała czy była ciekawa jego stanu. Nie dawała mu wielkich szans na przeżycie. I wolała o tym nie myśleć. O tym co się z nim stanie. Odsunęła książkę od twarzy kiedy na jej łóżku usiadł Severide. Uniosła brew patrząc na niego.
- Co jest? - podsunęła nogi pod siebie siadając po turecku na łóżku
- Ten gość z pożaru przeżyje. Dzwonili z Med - oznajmił patrząc na nią. Musiał się powstrzymywać. Obiecał jej to. Zależało mu na niej.
- A co to będzie za życie? Miał poparzone prawie całe ciało - rzuciła. Spojrzał na nią z zaskoczeniem i lekkimi wątpliwościami.
- Tak, czasami jestem w tej kwestii okrutna. Ale widziałam to już, takich ludzi. Ratowałam ich ale albo umierali po kilku dniach z powodu zakażenia albo wegetowali jak roślina
- W Afganistanie?
- W Iraku - pokiwała głową smutno - Chciałam ich wszystkich uratować. Zawsze ich ratowałam. Ale jestem realistką. Wiem co oznaczają takie rany. Nie chcę wyjść na nieczułą czy na jakiegoś zwyrola. Ale takie są fakty. Odczuliłam się na widok ofiar po pierwszej misji. Płakałam w Iraku za każdym razem kiedy ktoś umierał mi na rękach czy na stole. Wiem, że świata nie zbawię chociaż bym bardzo chciała - złapała jego dłoń i zacisnęła na niej palce. Spojrzał na to zaskoczony.
- I wiesz co? Chciałabym się mylić. Za każdym razem jak tak myślę - dodała. Poczuł jak zamknęła jego dłoń w swoich. Uśmiechnął się do niej. Z jednej strony miała rację. Chcieli zbawić cały świat. Chcieli uratować wszystkich ale często ten ratunek nie jest taki jakiego by chcieli. Mimo że się starają. Tylko oni tego nie dostrzegają. Ona jest inna. Bo ona doświadczyła wojny. Spoglądała śmierci w oczy za każdym razem kiedy wychodziła na zewnątrz.

Beeride  [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now