prolog

703 46 27
                                    

Budzi mnie dźwięk budzika. Otwieram oczy i wyłączam go. Wzdycham, patrząc w stronę okna. Za nim rozciąga się piękny widok. Ku niebu wznoszą się Alpy Algawskie, a pod nimi znajdują się domy. Oberstdorf.

Powoli siadam na dwuosobowym łóżku. Spoglądam na nie. Jest takie puste. Chcę, abyś nareszcie wróciła do domu. Uśmiecham się. Wstaję i wyciągam ręce w górę. Coś przeskakuje w moim kręgosłupie. Syczę z bólu. Przez chwilę nie ruszam się, czekając, aż ból minie. Gdy tak się dzieje, zakładam pluszowe kapcie i wybieram się do łazienki. Korzystam z porannej toalety, po czym staję przed lustrem. Patrzę na swoje odbicie. Natura zdecydowanie nie była dla mnie łaskawa. Chociaż powinienem się cieszyć. Niedawno skończyłem osiemdziesiąt lat, a dobrze się trzymam. Na nic nie choruję, tylko czasami mam problemy z ciśnieniem, jednak lekarz mówi, że nie muszę się tym martwić. Wierzę mu.

Obmywam twarz zimną wodą, ubieram się i znów spoglądam w lustro. Przeczesuję siwe włosy, nakładam nawilżający krem na pomarszczoną twarz, ponieważ dokucza mi zbyt sucha skóra. Uśmiecham się do swego odbicia. Wychodzę z łazienki, kieruję się na parter. Prawie zbiegam po schodach dzięki mojej nadal wyśmienitej formie. Podążam do kuchni. Wyjmuję z szafki dwa pudełka medykamentów, jedno z witaminami, drugie z magnezem. Łykam tabletki i popijam je wodą gazowaną. Jedząc kanapkę, wchodzę do salonu. Z komody wyjmuję ogromny, gruby album. Znajdują się w nim wszystkie najważniejsze zdjęcia z naszego życia. Uśmiecham się pod nosem. Gdy kończę śniadanie, ubieram wiosenną kurtkę, zakładam czapkę z logiem Mannera, mojego wieloletniego sponsora, i wychodzę z domu. Zamykam mieszkanie na klucz. Wsiadam do auta, wyjeżdżam z podwórka. Po drodze wstępuję do sklepu, aby kupić sok pomarańczowy oraz ciastka brownie. Twój ulubiony zestaw.

Wjeżdżam na parking, zostawiam samochód, podążam ku szpitalowi. Gdy wchodzę do budynku, od progu witają mnie pielęgniarki oraz lekarze. Cóż się dziwić, bywam tu codziennie, trwam przy tobie całymi dniami. Kieruję się w stronę wind, jadę na trzecie piętro. Wchodzę na oddział chemioterapii i skręcam w lewo, do pokoju, w którym zostałaś ulokowana. Uchylam drzwi i od razu widzę, że śpisz. Nie zamierzam ci przeszkadzać, przecież jest jeszcze wczesna godzina. Mimo to gdy siadam przy twoim łóżku, ty budzisz się.

Całuję cię w spierzchnięte usta, wpatruję się w twe szare oczy, gładzę po głowie, na której nie ma ani jednego włosa. Uśmiechasz się do mnie, wszystkie zmarszczki na twojej twarzy uwydatniają się. Tak długo się nie uśmiechałaś. Wiem, że to będzie dobry dzień.

Pielęgniarka przynosi śniadanie. Karmię cię. Trwa to długo, ponieważ bardzo powoli przeżuwasz. Udaje ci się zjeść cały posiłek. Zawsze zostawiałaś połowę. Moja kochana, czyżbyś zdrowiała?

Kładę się obok ciebie na łóżku, mimo że nie powinienem tego robić. Biorę w dłoń album i otwieram go na pierwszej stronie, na której są napisane nasze imiona. Spoglądam na ciebie kątem oka. Widzę, że wpatrujesz się we mnie. Całuję cię w policzek.

— Mathilde, moja Mathilde — szepczę. — Dziś sprawię, że we dwoje przeniesiemy się w czasie. Zgadzasz się na to?

Przytakujesz ochoczo. Łapię cię za rękę. Przewracam kartkę.

Mathilde, moja największa miłości. Czy jesteś gotowa na przejście przez nasze życie jeszcze raz?


__________

Kochani, wróciłam do Was z nowym fanfiction! Tym razem o Karlu Geigerze. Jak widzicie po prologu, będzie ono dość specyficzne, ale mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Rozdziały - jak zawsze - będą pojawiać się w piątki i niedziele (jeżeli nic mi w tym nie przeszkodzi). Do zobaczenia za dwa dni! Czekam już na Wasze opinie po przeczytaniu wstępu. 

A. 

photograph | k.geigerWhere stories live. Discover now