🆇🆅

8.7K 417 24
                                    

Następnego dnia obudziłam się pełna energii. Pełnia zawsze dawała mi niezłego kopa. Niczym kilkunastogodzinny sen. Tak właśnie się teraz czułam. Jak po bardzo długim wypoczynku. Chociaż tak naprawdę w nocy nie spałam zbyt wiele. Dużo myślałam o Kevilu i Curtisie. A pełnia tylko to spotęgowała. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie pragnęłam mieć kogoś u swego boku. Ich obu darzyłam uczuciami, których nie do końca rozumiałam. Jednak się na nie godziłam. Nie chciałem niczego wypierać. I chociaż było to dziwne, dopuszczałam do siebie myśli o tym, że mogę być zauroczona w nich obu. Chociaż było to niepoprawne i nie przystoiło komuś z moją pozycją.

Weszłam do łazienki, po drodze zgarniając ubrania na przebranie. Zdjęłam z siebie koszulkę i zobaczyłam plamę krwi pod prawą piersią. Skóra na moim znamieniu popękała do tego stopnia, że zaczęła krwawić. Spojrzałam na to zdziwiona. Nigdy wcześniej coś takiego mi się nie przydarzyło. Przemyłam znamię wodą i jak się okazało, po ranie nie było już śladu. Jakby nigdy jej tam nie było. Wydało mi się to bardzo dziwne jednak chyba nie bardziej jak magiczne znamię i te bujdy o zesłaniu przez przodków. Jestem w stu procentach przekonana, że nasi przodkowie spoczywają w pokoju i nie mają na nas żadnego wpływu. Jednak jak wiadomo ludzie i wilkołaki muszą mieć w co wierzyć, by wytłumaczyć sobie rzeczy niewytłumaczalne.

Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Zimna woda schłodziła moje rozgrzane ciało. Wilkołaki z reguły są dosyć ciepłe. Jednak w trakcie pełni temperatura naszego ciała może dochodzić nawet do czterdziestu pięciu stopni. I właśnie dlatego nie raz musiałam zostać w domu w trakcie pełni. Wyszłam z kabiny i uważnie przyjrzałam się znamieniu. Dokładnie takie jak zawsze. Ubrałam na siebie legginsy i zwykłą podkoszulkę z myślą, że pójdę pobiegać. W końcu nic tak nie umie mnie uspokoić, jak długi bieg przez las.

Opuściłam dom watahy pomijając tego dnia śniadanie. Pełnia to jeden z niewielu dni w miesiącu, kiedy nie odczuwam głodu. Moje ciało jest nastawione wtedy tylko na rozmnażanie i wysiłek fizyczny. Zresztą nie tylko moje. Przed budynkiem zgromadziła się masa wilków. Najpewniej cała wataha postanowiła dzisiaj poćwiczyć. Po chwili namysłu stwierdziłam, że zrobię rozgrzewkę w lesie. Nie jestem oznaczona i wolę nie ryzykować.

Zaczęłam biec, całkowicie się wyłączając. Udało mi się oczyścić umysł z dziwnym myśli, które krążyły głównie wokół alfy. Biegłam, miarowo przyspieszając aż nagle zrobiło mi się słabo. Przystanęłam, opierając się o pień drzewa. Przed oczami zobaczyłam pojedyncze obrazy. Monę jedną ze znanych mi wiedźm. Pomieszczenie ze świecami. Krew kapiącą do misy i na końcu umierającego wilkołaka. Otworzyłam oczy biorąc gwałtowny wdech. To było co najmniej dziwne. W tym momencie przypomniałam sobie rozmowę z Semarą. Kilka wilków w stadzie chorowało na coś dziwnego. Jednak chyba nie powinnam się tym martwić. To pewnie jedna z tych zbiorowych wizji przyszłości. Ponoć wszyscy Sipho raz na jakiś czas ich doświadczali. A jako że średnio wierzę w te brednie to kiedy poczułam się lepiej, ruszyłam dalej.

Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Ktoś musiał biec niedaleko. Z czystej ciekawości ruszyłam w tym kierunku a moim oczom ukazał się Curtis. Przodkowie, jeśli naprawdę macie wpływ na rzeczywistość to przesadzacie. Kiedy mnie dostrzegł, uśmiechnął się lekko co ja mimowolnie odwzajemniłam.

Nieco dziwnie było mi oglądać go w szortach i koszulce zamiast w garniturze. Wyglądał na zdecydowanie mniej spiętego. I jakoś tak młodziej. Dobiegłam do niego równając z nim krok, co on mi ułatwił nieco zwalniając.

- Gdzie zgubiłeś Oxane? - Spytałam, na co ten warknął cicho pod nosem.

- Ona jest... Niezbyt lubi biegać. Woli inne formy treningu. - Wyjaśnił, lekko przyspieszając. - Ścigamy się do jeziora?

- Kto pierwszy ten alfa.

Rzuciłam się przed siebie, w momencie zwiększając prędkość. Uwielbiam biegać. W ogóle aktywność fizyczna to coś, co kocham. Kiedyś nawet myślałam nad zapisaniem się do jakiejś szkolnej drużyny, ale rodzinka skutecznie mnie zniechęciła. Jak dla nich to było zbyt ryzykowne.

Byłam bardzo szybka, jednak Curtis deptał mi po piętach. Do jeziora dotarł zaledwie kilka sekund po mnie. Przystanęłam, odwracają się do niego przodem.

- Nie miałam tak rajskiego życia, jak ci się wydaje. - Zaczęłam, czym kompletnie go zdziwiłam. - Mam siedmioro idealnego starszego rodzeństwa. I zawsze to ja byłam ta najgorsza. Nie uczyłam się tak dobrze jak powinnam, ani nie zachowywałam w tak nienaganny sposób, jak tego oczekiwano. Urodzeni w czepku nie mają aż tak łatwo, jak ci się wydaje.

- Dlatego farbujesz włosy na granatowo? - Spytał rozbawiony. - W ramach buntu i przeciwstawienia się systemowi?

- Chyba tak. - Stwierdziłam rozbawiona. - Od dziecka wszyscy mi mówią, jaka mam być. A ja mam tego po prostu dosyć. Bo nie mam pojęcia, czego chce od życia i nikt mnie o to nigdy nie pyta.

- Więc czego chciałabyś od życia Azano? - Brunet podszedł do mnie na odległość wyciągnięcia dłoni.

- Kiedyś tego nie wiedziałam. - Przyznałam, ścierając pot z czoła. - Rozważałam wiele opcji w tym wyjazd. Tak by odpocząć od rodziny. A potem poznałam ciebie. - Spojrzałam w jego zielone tęczówki. - I wtedy zapragnęłam zostać z tobą już na zawsze. Być twoją żoną, luną i matką twoich dzieci. Mimo że wcześniej nie chciałam słuchać o założeniu rodziny.

- Przecież wiesz, że to niemożliwe. - Westchnął ciężko, a jego ramiona opadły. - Musisz odnaleźć inny sens życia. Bo, mimo że teraz tak ci się wydaje, to nie istniejesz tylko dla mnie. Masz prawo do szczęścia niezależnie ode mnie.

- Powiedz mi prawdę. - Zażądałam jeszcze bardziej zmniejszając dystans między nami. - Czy gdybyś mógł cofnąć czas, to poczekałbyś na mnie? Cofnąłbyś swoje tak wypowiedziane przed ołtarzem, by być ze mną?

Curtis patrzył mi prosto w oczy i milczał. W końcu jednak złączył nasze usta, całując mnie agresywnie. Bez chwili zastanowienia oddałam jego pocałunek, zarzucając ręce na jego szyję. On złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Poczułam wybrzuszenie w jego spodniach, na co mruknęłam cicho nawet na chwilę nie przerywając naszego pocałunku. Alfa całował mnie tak, jakby miał mnie już więcej nie zobaczyć. Bo w rzeczywistości taki pewnie był jego plan. Dwa dni, jeszcze tylko tyle miałam pozostać w jego sforze.

- Tak - Mruknął do mojego ucha, przerywając pocałunek. - Jednak nikt nie ma takiej mocy by cofnąć czas Azano.

Zrobił krok w tył, zabierając dłonie z mojej talii. Tym razem to ja stałam, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Osiągnęłam to, czego tak bardzo pragnęłam. Na swój dziwny sposób Curtis właśnie powiedział, że mnie kocha. Jednak w tym zawiłym przekazie ukrył również kolejny fakt, który mniej mnie cieszył. Dał mi jasno do zrozumienia, że mimo iż mnie kocha, nigdy nie będziemy razem.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now