🆇🆇🅸🆇

8K 367 32
                                    

Poczułam pulsujący ból w całym ciele. Leżałam na czymś zimnym i twardym. Z trudem otworzyłam oczy. Z ulgą stwierdziłam, że w pomieszczeniu panuje pół mrok, przez co moje oczy nie musiały przyzwyczajać się do światła. Ostrożnie podniosłam się do siadu, walcząc z bólem. Rozejrzałam się, jednak nie miałam pojęcia gdzie jestem. Pomieszczenie było spore. Rosło w nim dużo kwiatów, przez co w powietrzu unosił się przyjemny zapach. Zeszłam z marmurowego podestu, o mało nie wpadając do wody. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem ubrana w sukienkę.

- Dobrze, że się obudziłaś. - Jak na zawołanie do pomieszczenia weszła kobieta z narady. - Oczekiwałam cię.

- Wiedziałaś, że się obudzę? - Poczułam zawroty w głowie. Zrobiłam krok w tył i oparłam się o podest, na którym wcześniej leżałam.

- Oczywiście, że wiedziałam. - Pokonała dzielącą nas dystans i stanęła obok mnie. - Przodkowie nie powołują nikogo do życia tylko po to, by go uśmiercić. W tym przekonaniu utwierdził mnie fakt, iż masz mate.

W tym momencie przypomniałam sobie o Curtisie. Gdyby nie fakt, że nie mam pojęcia gdzie jestem, pobiegłabym go szukać. Jednak byłam w obcym miejscu, gdzie pewnie go nie było.

- Gdzie ja w ogóle jestem? - W końcu postanowiłam, że muszę najpierw ustalić, co się stało, kiedy byłam martwa.

- Po twojej chwilowej śmierci przenieśliśmy cię do najbliższej świątyni przodków. - Wyjaśniła, ruszając w stronę wyjścia. - Tutaj połączenie z przodkami jest lepsze, więc łatwiej było ci ożyć.

- No, ale chyba mogę wrócić do domu? - Ruszyłam za kobieta, nie chcąc się zgubić.

- Oczywiście. - Szła przed siebie, nawet na mnie nie patrząc. - Jednak najpierw porozmawiamy.

Przyspieszyła kroku, a ja starałam się jej nie zgubić. Mimo bólu w całym ciele szłam za kobietą, która wyraźnie miała w poważaniu moje samopoczucie. Zatrzymała się, dopiero kiedy wkroczyła w długi korytarz, na ścianach którego wisiały liczne obrazy.

- To, czemu zapobiegłaś było zaledwie poczetkiem. - Spojrzała na mnie z powagą wypisaną na twarzy.

- Początek czego? - Spojrzałam na nią zirytowany.

- Przepowiednie nazywają to upadkiem dzieci nocy. Jego początkiem miała być choroba wilkołaków. - Wyjaśniła, wskazując stare obrazy portretujące chorujących. - Następne mają być wampiry. 

- Skoro wilkołaki są zdrowe, to przepowiednia chyba się nie spełni. - Stwierdziłam pełna nadziei. 

Szczerze miałam już dosyć tej całej historii z przodkami. Zrobiłam swoje i chciałam już tylko wrócić do swojego życia. A ta kobieta wyskakuje mi tu z czymś takim? I co mnie to niby obchodzi? Ja swoje zrobiłam. Wampiry to już nie moje przeznaczenie. 

- Kiedy jedna frakcja upada, reszta cierpi. - Spojrzała na obraz przedstawiający makabryczną scenę. 

Obraz przedstawiał nocną scenę polowania wampirów. Niby nic niezwykłego, a jednak. Grupka wampirów żywiła się ludźmi i wilkołakami, rozrywając ich ciała. Wszędzie znajdowały się ciała pozbawione krwi. A może raczej ich fragmenty porozrzucane po całej przestrzeni przedstawionej na obrazie. 

- Tutaj już chyba nie pomogę. - Spojrzałam na obraz i poczułam ciarki przechodzące przez moje ciało. 

- Nawet nie wiesz jak wielka jest twoja rola, w tej przepowiedni. - Położyła dłonie na mojej odsłonięta talii. - Jednak na razie musisz odpocząć. 

- No dzięki. - Warknęła, szukając wyjścia z korytarza. 

Kobieta podała mi ramię, które ja przyjęłam. Liczyłam, że w końcu pokaże mi drogę do wyjścia. Tak bardzo chciałam już zobaczyć się z bliskimi. 

Sipho zaprowadziła mnie do kolejnego pomieszczenia. Pokój musiał pełnić funkcję garderoby. Wskazywały na to liczne kosmetyki, lustra oraz parawany. 

Podeszłam do jednego z luster i się w nim przejrzałam. Miałam na sobie długą aż do ziemi sukienkę z golfem. Posiadała ona dwa duże wcięcia w talii, które obnarzały moje znamię. Z przodu znajdowali się duże rozcięcie. Sukienka miała mój ulubiony granatowy odcień. I muszę przyznać, że jak w życiu sama bym się tak nie ubrała, to wyglądałam całkiem dobrze. 

- Masz dobre biodra do rodzenia dzieci. - Kobieta spojrzała w odbicie lustrzane, a ja mało nie padłam na te słowa. - Daj spokój. - Kobieta  machła ręka olewczo. - To miał być komplement. 

- Wiem i dzięki. - W momencie przypomniałam sobie płacz dziecka. Mojego dziecka, które jeszcze się nie urodziło. - Chciałabym wreszcie wrócić do domu. 

Powtarzałam to w kółko aż do znudzenia. Jednak naprawdę chciałam być już w domu. Wśród ludzi których kocham. Z dala od wszystkich Sipho. 

- Przebież się, bo jak cię zobaczy, to jeszcze nie dotrawcie nocy poślubnej. - Szatynka wskazała ubranie przewieszone przez parawan. 

- Ty tylko o jednym. - Parsknęłam rozbawiona. 

Weszłam za parawan i z trudem wydostałam się z sukienki. Była piękna, ale za to, jaka niepraktyczna. Po prostu idealna do leżenia w trumnie. Szybko włożyłam swoje ubrania i wyszłam za parawanu. 

- Powiedziałaś, że nie doczekamy nocy poślubnej. - Zaczęłam nieco niepewnie. - On tutaj jest? 

- Tak. - Otworzyła spore dwuskrzydłowe drzwi. - Mówiłam mu, że nie wiadomo kiedy się obudzisz. Tłumaczyłam, że lepiej będzie, jak wróci do domu. Jednak on był tu cały czas. 

- Ile byłam nieprzytomna? 

- Dwa dni. - Opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie sama. 

No tak przecież powrót do żywych musiał trochę potrwać. No cóż, ważne, że to już za mną. Wypełniłam swoje przeznaczenie jako zesłana przez przodków. Teraz mogę odpocząć. 

Nagle do pokoju wpadł nie kto inny jak mój mate. Spojrzałam w jego zielone tęczówki. Tak samo idealne, jak za pierwszym razem. Włosy jak zawsze ułożone perfekcyjnie a na ciele garnitur. Uśmiech sam wpłynął na moje usta. Rzuciłam się na jego szyję, przytulając go mocno. 

- Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego. - Przytulił mnie mocno, jakby bał się, że znowu mu ucieknę. 

- Nie zrobię. - Zaciągam  się jego idealnym zapachem. - Inni też już widzą? 

- Kiedy tylko zmarłaś kapłanka wytłumaczyła nam, że zapewne się obudzisz. - Wytłumaczył, odsuwając się ode mnie. - Tylko nie umiała powiedzieć kiedy. Twój ojciec był tu jeszcze wczoraj, ale musiał wracać ze względu na twoją mamę. 

- Coś jej się stało? - Spytałam zmartwiona. Nie miałyśmy jakiś super relacji jednak to moja mama. 

- Nie. Tylko słabiło ją na widok twojego martwego ciała. - Wyjaśnił, nawet na chwilę nie odrywając spojrzenia od moich oczu. - Dobrze, że wreszcie się obudziłaś Azano. Nie wiem co bym zrobił, gdybyś naprawdę odeszła. 

- Wtedy ten rozwód okazałby się całkowicie niepotrzebny. Byłoby zabawnie, gdyby okazało się, że rozwiodłeś się dla trupa. 

Chciałam nieco rozluźnić spiętą atmosferę. Nie lubiłam, kiedy robiło się zbyt poważnie. Rozumiem, że umarłam jednak tylko na dwa dni. Teraz jestem tutaj i nie chce trącić czasu, na roztrząsanie tego, co się stało. 

- Ty się nigdy nie zmienisz co Aza? - spytał rozbawiony, kładąc dłonie na mojej talii. Jakby naprawdę nie wierzył, że tutaj jestem. 

- Czekaj powiedziałeś do mnie Aza? - Curtis w życiu nie powiedział do mnie zdrobniale. Więc to określenie nieco mnie zdziwiło. - To jeszcze większy cud od zmartwychwstania. 

- Niepoważna jak zawsze. - Przyciągnął mnie do siebie. 

- Przynajmniej wiesz, że to nie żadna tania kopia, tylko naprawdę ja. - Położyłam dłonie na jego torsie. Na razie miałam dosyć przytulaniu. 

- Nigdy z nikim bym cię nie pomylił. - Zaczesał niesforne pasmo włosów za moje ucho. - Chodź, zabiorę cię do domu.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Où les histoires vivent. Découvrez maintenant