🆇🆇🅸

8.5K 363 41
                                    

Biegłam przez ten sam las co zawsze. Kiedy z niego wybiegłam, moim oczom ukazała się ta sama polana. Tak dobrze znane mi  postacie wyłaniające się znikąd. Niezmiennie jedna z postaci wystąpiła przed szereg, zdejmując z głowy kaptur. Był to mężczyzna w średnim wieku. Miał blond włosy i niebieskie oczy. Był uderzająco podobny do mojej matki. Jednak nie przypominam sobie, bym go znała.

- Musisz odkryć własne przeznaczenie.

Obudziłam się i przekręciłam na drugi bok. Czułam się, jakbym w ogóle nie spała. Było mi gorąco i byłam wyczerpana. Jakbym całą noc ćwiczyła, zamiast spać. Okropne uczucie.

- Wstawaj leniu. - Usłyszałam nad sobą głos przyjaciółki. - Miałaś do mnie dzwonić i jak to masz ostatnio w zwyczaju, mnie olałaś. - Ściągnęła ze mnie kołdrę. - No już.

- Dobra. - Podniosłam się do siadu. - Pali się czy jak?

- Jak sprawy z betą. - Usiadła obok mnie na łóżko wyraźnie podekscytowana.

Westchnęłam cicho, opierając się o zagłówek łóżka. Potrzebowałam chwili, by się rozbudzić i wszystko sobie ułożyć. W końcu to dosyć skomplikowana historia. Spojrzałam jeszcze czy drzwi są zamknięte i zbliżyłam się do Semary.

- Tak jakby nie jestem już dziewicą. - Wyszeptałam, tak by nikt inny nie usłyszał. Moi rodzinę wyznawali stare zasady zero seksu przed ślubem.

- Opowiadaj. - Dziewczyna wydawała się naprawdę podekscytowana. Chyba długo czekała na te słowa.

- Przespałam się z betą w trakcie pełni. Jednak to wcale nie jest takie fajne. - Odgarnęłam włosy z twarzy. - Pamiętasz, jak opowiadałam Ci o alfie?

- Aza ja się zaczynam bać. - Szatynka spojrzała na mnie podejrzliwie. - No, ale tak pamiętam.

- Wtedy w klubie to był on. Jest moim mate, ale woli swoją żonę. - Odczekałam chwilę w oczekiwaniu na jej reakcje. Ona jednak nic nie powiedziała. - Wtedy w dzień pełni weszłam do jego gabinetu, kiedy się obściskiwali. Potem się pokłóciliśmy i przespałam się z jego betą. - Kiedy jej to mówiłam, czułam się jeszcze bardziej zażenowana niż wcześniej. Zachowałam się jak skończona idiotka.

- Az tak mi przykro. - Dziewczyna przytuliła mnie mocno. - Któregoś dnia idiota zrozumie, co stracił. - Głaskała mnie po plecach, chcąc mnie pocieszyć.

- Ma żonę, a ja przespałam się z jego betą. Marne szanse. - Uwolniłam się z uścisku dziewczyny. - No, ale coś trzeba żyć dalej. Wczoraj powiedziałam mamie, że idę na studia. Muszę odpocząć od tego miejsca.

- Doskonały pomysł. - Szarooka podniosła się z łóżka gwałtownie. - Pójdziemy gdzieś razem i odpoczniemy od rodziców, rodzeństwa i tego wszystkiego. - Klasnęła w dłonie entuzjastycznie. - To jest pomysł.

- Też uważam, że jest dobry. - Również podniosłam się z łóżka. - Ogarnę się i czegoś poszukamy. - Ruszyłam w stronę łazienki, jednak nagle zakręciło mi się w głowie.

Przed oczami zobaczyłam kilka obrazów. Podobnie jak ostatnio, przed oczami miałam Monę i misę z krwią. Potem był krąg ze świec, moje znamię i umierający wilkołak pijący krew.

- Azana wszystko okej. - Spytała Semara z troską, pomagając mi usiąść na łóżko. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

- Miałam wizję. - Rzuciłam, niewiele myśląc. - To znaczy, widziałam kilka obrazów. To już drugi raz w tym tygodniu.

- Mówiłaś komuś? - Usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.

- Jak mam komuś powiedzieć, że widzę obrazy przed oczami? - Położyłam głowę na jej ramieniu. - Wzięliby mnie za wariatkę.

- Co przedstawiają tę wizję?

- Widzę Mone - Przymknęłam oczy i skupiłam się, by sobie przypomnieć. - Widzę krew i swoje znamię... I umierającego wilkołaka pijącego krew. A i jeszcze świece.

- Kompletnie bez sensu. - Przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiała. - Zadzwonię do Mony. Powinnyśmy z nią o tym porozmawiać.

- Masz rację. - Podniosłam się z łóżka i poczułam, jak coś spływa po moim brzuchu. - Cholera. - Spojrzałam na plamę krwi na koszulce.

Semara spojrzała na mnie zmartwiona. Po chwili złapała brzeg mojej koszulki i go podwinęła. Tak jak przypuszczałam, to znamię krwawiło.

- Przodkowie chyba się o ciebie upominają. - Stwierdziła zmartwiona dziewczyna. - Naprawdę trzeba coś z tym zrobić. I to szybko.

- Widzę... Mój sen, który Ci kiedyś opowiadałam...

- Nosz kurwa, co jeszcze. - Szatynka zostawiła moją koszulkę, spoglądając mi w oczy.

- Widziałam twarz tego mężczyzny dokładniej niż zwykle. Był podobny do mojej mamy. - Poprawiłam ubranie.

- Może to twój przodek. - Zasugerowała, wyjmując telefon. - Nigdy nie poznałaś ojca swojej matki. Może to on.

- Możliwe. - Podeszłam do szafy. - Idę się umyć.

Weszłam do łazienki i zrzuciłam z siebie ubrania. Wzięłam prysznic i doprowadziłam się do porządku. Ostatnio bardzo dużo się działo. Sprawa z alfą i beta a teraz to. Jakby przodkowie nie mieli się kiedy o mnie upomnieć. Wcześniej starałam się wmówić sobie, że to bzdury. Jednak teraz to już nie jestem pewna.

Wyszłam z łazienki i spojrzałam na Mare. Ta przeglądała coś na telefonie. Kiedy mnie zauważyła podeszła i pokazała mi jakieś zdjęcie.

- To on. - Stwierdziłam zaskoczona, przyglądając się mężczyźnie. - Jak?

- To twój dziadek. Był alfą jednej z watah składowych. Jednak kiedy jego córka wyszła za mąż, oddał władzę jej i jej mężowi. - Zabrała telefon, chowając go do kieszeni. - Zmarł dokładnie dziewięć miesięcy przed twoimi narodzinami.

- To przestaje brzmieć jak zbieg okoliczności. - Podeszłam do jednej z półek i zabrałam z niej buty. - Muszę porozmawiać z Moną.

Razem z Semara ruszyłyśmy do wyjścia. Po drodze o dziwo wpadłyśmy na Zawena. Spojrzał na mnie z podejrzanie miłym wyrazem twarzy.

- Gdzie idziecie? - Stanął tak, bym nie mogła przejść.

- Na spacer. - Warknęłam zdenerwowana. - Zresztą nie mam piętnastu lat i nie muszę ci się tłumaczyć.

- Spokojnie. - Podniósł ręce w geście obronnym. - Chodzi o to, że jest coraz więcej zarażonych. I nie mamy pojęcia co to za choroba. Nikt nie umie tego wyleczyć, więc unikajcie dużych skupisk ludzi.

- Nie musisz się o mnie martwić - W końcu udało mi się go wyminąć. - Idziemy odpoczywać od watahy, a nie się uspołeczniać.

- Dobra, ale jak się dowiem, że się włóczysz byle gdzie... - Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam.

- Mam ojca i kto by pomyślał, że tak się o mnie martwisz.

- Ktoś musi, inaczej już dawno coś byś sobie zrobiła. No ewentualnie komuś. - Oświadczył rozbawiony.

- W ogóle niezabawne. - Wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.

- Nikt nie umie cię tak wkurzyć, jak bracia. - Stwierdziła Mara, doganiając mnie. - Coś o tym wiem. Sama mam ich pięciu.

- Jak wilkołaki mogą mieć tyle dzieci? To nie do pomyślenia. - Przyspieszyłam kroku.

- Wiem, ale to nie rozmowa na teraz.- Szatynka również przyspieszyła. - Widzimy się w tej starej chacie na skraju terenów stada i sabatu wiedźm.

- Co to znaczy, że się widzimy. - Spojrzałam na nią zaskoczona. - Gdzieś się wybierasz?

- Nie, po prostu wiem, że zostawię cię daleko za sobą. - Rzuciła się do przodu, przemieniając w powietrzu.

Nie pozostałam jej dłużna i po chwili sama się przemieniłam. Zaczęłam biec przed siebie tak szybko, jak tylko mogłam. Chciałam w końcu dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now