🆇🅻🅸🅸🅸

5K 238 27
                                    

Wraz z Az stanęliśmy u progu drzwi na salę weselną. Wszyscy goście byli już w środku i czekali tylko na nas. Za salę weselną służyło nam specjalnie przygotowana do tego sala w domu watahy. To w niej dzieją się wszystkie co po ważniejsze imprezy. I są tego ogromne plusy. Nie musimy się z niczym ukrywać. Możemy wyć i przemieniać się w willi, kiedy tylko zechcemy. A to bardzo ważny element każdego wilczego wesela. Az chciała już wejść do środka, jednak ją zatrzymałam. Wziąłem ją na ręce, w stylu panny młodej i odczekałem chwilę. W końcu z głośników wydobyła się piosenka "Highway to Hell" zespołu AC/DC. Zastanawiałeś się jeszcze nad wyborem utworu "Back in black" jednak ostatecznie postawiłem na to pierwsze. Moja żona uwielbia zespół AC/DC a ten kawałem bardzo pasował mi do tej okoliczności. Az zarzuciła ręce na moją szyję a ja pewnym krokiem wkroczyłem na salę weselną. Goście w znacznej większości byli zachwyceni. Gwizdali i bili nam brawo. Jedynie dostrzegłem grymas na twarzy teściowej.

- Od kiedy ty taki zabawowy? - Spytała moja mate, wyciągając jedną rękę w góry z dłonią złożona w pięść.

- Nie możesz w końcu czuć, że jestem dla ciebie za stary. - Zakręciłem koło wokół własnej osi i pozwoliłem żonie stanąć na własnych nogach.

- Uwielbiam, kiedy tak mnie zaskakujesz. - Jedną dłoń położyła na moim ramieniu a druga na mojej otwartej dłoni.

Muzyka się zmieniła i teraz leciał wolny kawałek, do którego mieliśmy zatańczyć pierwszy taniec. Ani ja, ani Az nie byliśmy urodzonymi tancerzami, dlatego zdecydowaliśmy się na bardzo prosty układ. Nie ma co wydziwiać. Przez cały czas patrzyłem żonie w oczy i nie mogłem powstrzyma się, od uśmiechu. Bardzo ją kocham. Długo z tym walczyłem, jednak właśnie tak jest. I nic nie jest w stanie tego zmienić.

Po pierwszym tańcu zajęliśmy miejsce przy głównym stole. Zgodnie z planem teraz goście mieli zjeść lekki posiłem, a potem będziemy się bawić. Po prawej stronie obok Az siedziała jej druchna Semara, a po mojej lewej siedział mój świadek Kevil. Przy stole siedzieli również nasi rodzice. Nasze rodzeństwo siedziało przy najbliższym stoliku.

- No Curtis spisałeś się, to ci muszę przyznać. - Mara wychyliła się za pleców panny młodej i poklepała mnie po ramieniu. - Masz u mnie plusa. A Kevil ma przewalone.

- I powiedz mi, jak ja przebije takie wejście? - Kevil udał załamanego a ja parsknąłem śmiechem.

-Będziesz musiał wykazać się kreatywnością. - Oświadczyłem, zaczynając posiłek.

<Azana>

Mój mąż... Matko, jak to dziwnie brzmi. Na, ale wracając mój mąż, bardzo mnie zaskoczył. Spodziewałam się raczej, że po prostu wejdziemy i tyle w temacie. A tutaj proszę. Postarał się i pokazał mi, że pamięta o takich pierdołach jak mój ulubiony zespół. To było dla mnie bardzo ważne. Bo właśnie takie szczegóły pokazywały mi, jak bardzo mu na mnie zależy. Drobne gesty takie jak to w jaki sposób na mnie patrzy i pamięta co lubię, liczyły się dla mnie o wiele bardziej niż drogie prezenty czy nawet puste słowa. Chociaż miło jest usłyszeć 'kocham cię' z ust miłości swojego życia.

Po pierwszym poczęstunku zgodnie z tradycją przyszedł czas na zabawę. Wstał od stołu i zdjęłam opaskę z głowy. Kojarzycie te tradycje z rzucaniem welonu? U nas jest podobnie tyle, że panna młoda ucieka z welonem w pysku pod postacią wilka a wszystkie panny na weselu gonią ją również przemienione. W końcu co to za zabawa tak po prostu rzucić? Podałam opaskę Marze i szybko przybrałam wilcza postać. Przyjaciółka podała mi opaskę, a ja złapałam ją zębami. Teraz żałuję, że nie wybrałam welonu. Byłoby mi o wiele łatwiej. No, ale cóż dam radę. Dwa wilki otworzyły szklane drzwi prowadzące na zewnątrz. Zaczęłam uciekać i już po chwili, usłyszałam resztę kobiet biegnących za mną.

Byłam znana z tego, że jestem bardzo szybkim wilkiem. Dlatego starałam się nie rozpędzać maksymalnie. Biegłam przez siebie omijając przeszkody i już po chwili, obok mnie pojawiła się Senakala pod postacią brązowej wilczycy. Starała się wyrwać mi opaskę, jednak jej się to nie udało. Po chwili dogoniła mnie reszta sióstr i młodsza siostra Curtisa. Po dłuższej chwili dogoniły mnie moje kuzynki i jakieś wilki, których nie znałam pewnie od strony rodzinę męża. Reszta gości biegła nieco dalej obserwując nasze poczynania. W końcu Cyntia pod postacią białej wilczycy wyrwała mi opaskę i ruszyła w drogę powrotną.

Curtis odmienił się i zdjął czerwony krawat. Zawiesił go na mojej szyi, a po przemianie złapał go zębami. Teraz to on uciekał, a niesparowane samce go goniły. Ostatecznie wygrał jeden z kuzynów Curtisa. Wróciliśmy na salę gdzie Cyntia i Neo zatańczyli zgodnie z tradycją.

Dzień mijał mi rewelacyjnie. Tańczyłam chyba z każdym na sali. Bez przerwy ktoś mnie o to prosił a mi ani śniło się odmawiać. Tańczyłam do upadłego, a Curtis nie miał lepiej. W końcu nawet moi bracia prosili go do tańca. Co wyglądało całkiem zabawnie.

W końcu przyszedł czas na kolejny posiłek. Tym razem stanowił on coś znacznie porządniejszego. Każdy dostał porządny kawał mięsa z ziemniakami i surówką. Nic wyszukanego, ale wilkołaki nie gustują w tej kuchni. Raczej wampiry lubią te wykwitne dania, gdzie jest więcej talerza jak jedzenia. Wilkołaki musiały być najedzone, inaczej robiło się nieprzyjemnie.

- Gorzko! - Zaczął krzyczeń ktoś w głębi sali, a reszta zaczęła mu wtórować i klaskać w dłonie.

Curtis począł nasze usta w długim namiętnym pocałunku. Odkleiliśmy się od siebie, dopiero kiedy zabrakło nam tchu. Na koniec obaj zawyliśmy niczym dwa dzikie wilki, a reszta poszła w nasze ślady.

W końcu nastała godzina czwarta rano i wszyscy zaczęli się zbierać. Ja z mężem staliśmy w wejściu i żegnaliśmy się ze wszystko. Starałam się zapamiętać jak najwięcej imion. Chociaż było to spore wyzwanie. Wilkołaki zakładają serio za duże rodziny. Kurwa ojciec Curtisa miał piętnaścioro rodzeństwa. Kiedy jego dziadek to wszystko narobił. No bez jej. Do tego każdy z nich miał przynajmniej piątkę dzieci to policzcie sobie ile to już kuzynostwa. Jeszcze niektórzy już mieli dzieci. Tak więc było sporo osób do zapamiętania, chociaż u mnie nie było dużo lepiej.

W końcu zostaliśmy sami. Spojrzałam na męża i uśmiechnęłam się szeroko. To był dzień, który będę pamiętać do końca życia. Zwięczenie całego trudu, który zadałam sobie, aby teraz stać z Curtisem i nazywać go swoim mężem. Złapałam za kołnierz jego marynatki i przyciągam go do siebie, całując zachłannie. Przyszedł czas na noc, która będę pamiętała już zawsze.

Przekleństwo Sipho: Wilkołaki Where stories live. Discover now