26

591 63 70
                                    

Pałac królewski było widać już z oddali, zbudowany na wzgórzu, górował nad całym miastem i wybijał się na tle soczyście zielonych drzew, które okalały go z obu stron.

Yoongi wiedział, że będzie ogromny i onieśmielający, ale kiedy tylko przekroczyli wysoką, przynajmniej kilku metrową bramę, nie spodziewał się tak wielkiej przestrzeni. Przez chwilę miał ochotę złapać Jina za ręką albo schować się za nim, by uciec od spojrzeń mijających ich osób. Nie zrobił tego jednak, czuł na plecach rękę starszego chłopaka i to w jakiś sposób dodawało mu odwagi.

- Mam wrażenie, że wszyscy się na nas gapią - powiedział cicho. Było mu głupio, że nie zna keplerskiego, bo wydawało mu się, że uniwersalny język brzmi tutaj jakoś niewłaściwie.

- Bo tak pewnie jest - odparł równie cicho Jin i uśmiechając się do Yoongiego, puścił mu oczko. - Też możesz się na nich gapić, wtedy zrobi im się głupio - dodał. Yoongi nie zamierzał korzystać z tej rady, ale dodała mu ona pewności siebie.

Gapili się, bo Jin był ich księciem. Do tego księciem, któremu wyprawili pogrzeb i opłakiwali według swoich tajemnych, keplerskich obrzędów.

Na pewno nie chodziło o niego. Z całą pewnością nie wiedzieli nawet, kim jest i czemu się tam znalazł. Szczerze mówiąc, tego drugiego nawet on sam nie był pewien. Kiedy dzień wcześniej Jin zapytał go, czy chciałby pojechać z nim do pałacu, po prostu się zgodził, nie zadając żadnych pytań.

Po części dlatego, że był ciekawy, a poza tym nie pomyślał, że może to wyglądać dziwnie. Nadal trudno mu było ogarnąć fakt, że jego Jin jest księciem. To nawet brzmiało jakoś głupio. Jasne, czasem żartował ze starszego chłopaka, nazywając go "wasza wysokością", a Jin frustrował się wtedy tak, że robił się cały czerwony. To było nawet zabawne.

Jednak teraz, kiedy kroczyli środkiem za długiego, jak na gust Yoongiego, dziedzińca, nie mógł już ignorować tego faktu albo obrócić go w złośliwy żart, bo każda z mijanych ich osób, na widok Jina kłaniała się w pas, a on tylko pozdrawiał ich gestem ręki, naturalnym i w jakiś sposób władczym, jakiego Yoongi nigdy u niego nie widział.

- Nie będziesz miał jakiś problemów? - zapytał, kiedy w końcu weszli do jednego z ogromnych budynków o zielono-czerwonych ścianach, które w miejscach, gdzie łączyły się ze spadzistym dachem, zdobiły kolorowe malowidła. Yoongi zadarł wysoko głowę, by przyjrzeć się temu, co przedstawiają.

- Z jakiego powodu? Że mnie widzieli? - zapytał Jin, kłaniając się lekko przed wejściem do budynku. Yoongi automatycznie zrobił to samo, chociaż nie miał pojęcia po co.

- Że nas widzieli - uściślił.

Jin zatrzymał się nagle, gwałtownie nabierając powietrza. Wyglądał na wkurzonego, ale przez dłuższą chwilę nic nie powiedział. Yoongi do końca nie rozumiał tych nagłych emocji. Nie był z Keplera, nie był nawet z jakiejś innej, szanowanej planety, a do tego nie pochodził z dobrej rodziny, więc to wydawało mu się dosyć naturalne, że Keplerczycy mogą nie być zachwyceni tym, że taka przybłęda jak on przebywa na ich dworze.

- Nie będę mieć problemów - odparł w końcu, zachowując spokój. - I ty też nie - dodał po chwili z wahaniem. Yoongi skinął głową.

- Ale nie są szczególnie zadowoleni? - zapytał, znowu, chociaż wiedział, że to niekoniecznie był najlepszy pomysł na omawianie takich tematów, zwłaszcza w tym momencie. Tak naprawdę nie rozmawiali nawet jeszcze o swoim związku, odsuwając ten temat tak bardzo, jak tylko się da.

- Niektórzy mogą nie być szczególnie zachwyceni - przyznał wolno Jin, jakby wypowiedzenie tych słów dużo go kosztowało.

Yoongi nie do końca rozumiał, dlaczego. Przyzwyczaił się do tego, że jako osoba pochodząca ze stacji, raczej nie był nigdzie radośnie witany. Dlatego nie spodziewał się, że na Keplerze będzie inaczej. Nie liczył na to, że wszyscy z miejsca go polubią i razem stworzą jedną, wielką szczęśliwą społeczność.

✔Event Horizon | BTS | ot7Where stories live. Discover now