Rozdział 10

874 64 4
                                    

Siedziałam na krześle. Moje ręce i nogi było do niego przywiązane. Nie mogłam się ruszyć. Gdy próbowałam uwolnić ręce poczułam przeszywający ból nadgarstków. Jakby ktoś wbijał w nie gwoździe. Ból był nie do wytrzymania więc przestałam próbować. Drzwi do pomieszczenia, w którym byłam zamknięta się otworzyły i usłyszałam czyjś jęk. Uniosłam głowę i zobaczyłam jak facet w masce wepchał do środka Lauren. Była poobijana i widać było, że cierpi. W moich oczach od razu pojawiły się łzy.

-Zostaw ją. – Krzyknęłam na co zaczął się śmiać.

Wyciągnął broń i wymierzył ją w dziewczynę.

-Proszę nie rób jej krzywdy. – Błagałam ale on miał to gdzieś. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy nawet nie miałam zamiaru ich ukrywać.

Miałam gdzieś, że zobaczy mnie w takim stanie. Zobaczy mnie słabą. Patrzenie na Lauren w takim stanie łamało moje i już tak połamane serce.

-Zrób ze mną co chcesz ale ją zostaw. – Krzyczałam mając nadzieje, że podejdzie i to we mnie wymierzy broń. Odwrócił się do mnie z wrednym uśmieszkiem.

-Miłość boli. – Oznajmił i szczelił dziewczynie prosto w głowę.

Patrzyłam na jej nie ruchome ciało, które zrobiło się całe blade. Krew cały czas wypływała z rany. Próbowałam krzyczeć ale nie potrafiłam. Moim ciałem wstrząsnął szloch. Nie mogłam przestać płakać. Gdy w końcu to mi się udało byłam pusta. Całkowicie pusta. Nic nie czułam. Cały ból zniknął jakbym umarła. Umarła razem z Lauren. Otworzyłam oczy a z moich ust wydobył się krzyk. Próbowałam nabrać powietrza do płuc ale nie potrafiłam. Nagle koło mnie znalazła się dziewczyna złapała mnie za rękę i popatrzyła głęboko w oczy.

-Spokojnie Camz to tylko sen. Jestem tutaj.

Przyciągnęłam ją do siebie przez co wylądowała by na mnie gdyby nie przytrzymała się ręką. Wtuliłam się w nią. Potrzebowałam czuć jej ciepło. Czuć, że tu jest i nic jej się nie stało, że nikt jej nie zabił. Odsunęła się trochę ode mnie i położyła obok. Tym razem to ona mnie do siebie przyciągnęła.

-To tylko sen. – Powtórzyła gładząc mnie po plecach i złożyła czuły pocałunek na moim czole.

Wiem, że to był sen ale wydawał się taki prawdziwy, taki przerażający. Rzadko w moich koszmarach pojawiały się osoby trzecie. Przeważnie byłam ja i ten facet. Czasami pojawiła się moja matka ale nigdy jej nie zabijał. Patrzenie jak umiera Lauren a ja nie mogłam jej pomóc był najgorszym koszmarem jaki do tej pory miałam. I ostrzegał mnie przed miłością.

-Mogę cię o coś prosić? – Spytałam nie pewnie wtulając się jeszcze bardziej w jej tors.

-Zawsze.

-Nie zakochuj się we mnie.

-Za późno.

-Ale ja mówię poważnie. – Podniosłam się żeby popatrzeć w jej oczy.

-Ja też.... – Przyznała przyciągając mnie do siebie i łącząc nasze usta w pocałunku.

Oddałam pocałunek, chociaż czułam, że to co się między nami dzieje jest nie dobre. Ten koszmar namieszał mi w głowie. I nie wiedziałam co mam z tym zrobić.

Nightmares ✔Where stories live. Discover now