Prolog

2K 93 25
                                    

- Koszmarny dzień! A miało być tak pięknie! - oburzała się Ginevra Weasley wchodząc do restauracji. Elegancka kobieta zrzuciła mokry płaszcz nie zaszczycając spojrzeniem nikogo z obsługi i ruszyła do stolika. Była doskonale znana w tym ekskluzywnym lokalu, gdyż codziennie o tej samej porze wraz z Luną Lovegood oraz Hermioną Granger umawiała się na lunch.
- Na pewno do wieczora przestanie padać - zapewniała przyjaciółkę Luna.
- To jest mój dzień! Rozumiesz? Mój! - mówiła chłodno Weasley - Nic mi tego nie popsuje - dodała sztucznie się uśmiechając do kelnera, który przyszedł przyjąć zamówienia.
- Ginny.... - zaczęła Hermiona, jednak się poprawiła i zaczęła jeszcze raz - Przepraszam.... Ginevro przyćmisz pogodę swoją osobą. Kiedy wszyscy zobaczą cię w tej nowej sukni nic nie będzie ważne, a Harry będzie leżał u twoich stóp.
- Wiem Hermiono... - westchnęła rudowłosa - Co więcej, jestem tego pewna!
- A nie miałaś się z nim jeszcze dzisiaj spotkać? - zagadnęła uśmiechając się bez przerwy Luna.
- Oczywiście, że miałam. Jak zwykle się spóźnia. Musimy wybrać mu odpowiedni garnitur.
- Masz tak wiele pracy, wszystkiego musisz dopilnować sama... - patrzyła z zachwytem na swoją idolkę Lovegood.
- Tak, mam ciężkie życie - westchnęła teatralnie Weasley - Luna, musisz kupić sobie inne buty, są zbyt podobne do moich - dodała szybko Ginevra.
- Oczywiście, jeśli tak uważasz - przytaknęła blondynka - Spójrz tylko co stało się z moimi nowymi trzewikami. Zupełnie zniszczone po tym deszczu...

Konwersacja przy najlepszym stoliku trwała jeszcze długo. Właściwie szczebiotanie było skutkiem rozmowy rudowłosej piękności i słodkiej blondynki. Przy samym oknie siedziała jeszcze jedna kobieta. Na pierwszy rzut oka nie odbiegała statusem i stylem od pozostałych dwóch pań. Szatynka pogrążona była w swoich myślach zapatrzona w rozpryskujące się krople za oknem. Wyłączyła się z rozmowy jakiś czas temu, jedynie taktownie przytakiwała co kilka minut. Tę sztukę improwizacji miała opanowaną do perfekcji. Jej uwagę w pewnym momencie przykuło dopiero przybycie młodego mężczyzny.
- Harry... - powiedziała Hermiona uśmiechając się szeroko.
- Witam piękne panie - przywitał się szarmancko Potter.
- Spóźniłeś się! - wysyczała twardo Weasley.
- Wybacz... - spoważniał Harry.
- Dobrze, że już wybrałam dla ciebie garnitur i elegancką szatę wyjściową. Idziemy! - zdecydowała Ginevra i pociągnęła swego narzeczonego do wyjścia.
- Jak ja im zazdroszczę. Są tacy szczęśliwi - wzdychała w stronę Hermiony Luna.
- Tak... bardzo... - prychnęła Hermiona widząc jak rudowłosa tłumaczy coś zawzięcie Potterowi energicznie gestykulując, a ten na wszystko kiwa głową.

Kiedy Hermiona opuściła restaurację odetchnęła wreszcie pełną piersią. Na jej twarz zaczęły spadać miarowo coraz większe krople deszczu. Kobieta jednak nic sobie z tego nie robiła. Nie miała parasola i nie miała zamiaru chronić się pod pobliskimi markizami. Nie chciała się teleportować. Nie tym razem. Chciała, żeby ten dzień był choć odrobinę inny od każdego wcześniejszego. Wczesny poranek, kilka godzin w pracy, obiad w tej samej restauracji w tym samym towarzystwie. Powrót do domu i przygotowania do kolejnego bankietu, na którym będzie starała się dobrze bawić tańcząc z każdym kto będzie tego oczekiwał. Może uda jej się uciec razem z Harrym do kuchni, żeby zjeść pyszną pizzę. Jeśli jednak przyjaciel będzie zbyt zajęty, a może się tak stać, w końcu to jego zaręczyny, będzie głodowała przez cały wieczór. Wynudzi się okropnie uśmiechając się sztucznie do ludzi, których nie zna. W nocy Ron odwiezie ją do domu. Zostanie na noc i pewnie wyjdzie zanim wstanie. Wszystko było takie przewidywalne...

Kiedy Hermiona dotarła do mieszkania czekały na nią cztery sowy, które dostarczyły jej paczkę. Zaciekawiona kobieta otworzyła ją prędko.
- Suknia? - zapytała zaskoczona biorąc do ręki dołączony liścik.

Hermiono,

to suknia dla ciebie. Wybrałam inną szatę Ronowi.

Dostosuj się!

Do zobaczenia wieczorem.

Ginevra

ps. Nie spóźnij się.


Hermiona westchnęła po przeczytaniu liściku i z rezygnacją udała się do łazienki. Nie miała ochoty uczestniczyć w kolejnej wyreżyserowanej przez Ginny scenie. 

Chwilę ukojenia przyniosła gorąca kąpiel. Hermiona zanurzyła się w ciepłej wodzie i otulona pachnącą pianą zaczęła myśleć nad swoim życiem. Wiele osób oddałoby wszystko, żeby być na jej miejscu, ale Hermiona wiedziała, że dusi się w swoim życiu. Jest marionetką....

W pewnej chwili zanurzyła się pod wodę i nie wynurzała się przez dłuższą chwilę. Dopiero, gdy zaszumiało jej w głowie przerażona swoim postępowaniem łapczywie łapała powietrze siadając w wannie. Chwilowy wzrost adrenaliny spowodował, że chciała spróbować jeszcze raz, kolejny i jeszcze jeden...

Kiedy woda ostygła młoda kobieta opuściła łazienkę z dziwnym uczuciem. Uczuciem, że coś od niej zależy. Nie miała wpływu na swoje poukładane i zaaranżowane życie, ale miała w rękach śmierć, za sznureczki, której mogła pociągać. I podjęła najodważniejszą decyzję, jedyną własną decyzję... I postanowiła umrzeć. 

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEWhere stories live. Discover now