XX. Chcę zostać panią Potter

1K 57 8
                                    

Hermiona nie mogła spać przez całą noc. Jej krótkie chwile snu przerywane były przez dręczące ją koszmary. W wizjach sennych pojawiali się jej przyjaciela, którzy odchodzili od niej i zostawiali ją na pastwę śmierci obdarzając ją niechętnym, wręcz pełnym nienawiści spojrzeniem. Młoda kobieta zmęczona marami wstała z łóżka zlana potem. Siedziała chwilę zamyślona, smutna i rozdygotana na posłaniu lecz ukojenie nie nadchodziło. Postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza jeszcze przed śniadaniem. W tym celu ubrała się ciepło, gdyż na zewnątrz panował chłód i mrok.
Hermiona szła powoli przez znane tereny kliniki. Jej wędrówka, początkowo nie mająca konkretnego celu, doprowadziła ją do pobliskiego sadu. O tej porze roku nie było  tutaj tak przyjemnie. Na drzewach nie pozostało już wiele liści. Za to ziemia, wcześniej pokryta równiutką, zieloną trawą, teraz zakryta była przez grubą warstwę różnokolorowych liści. Widok ten był dość ponury ze względu na dominację ciemnej, zgniłej zieleni i brudnych brązów. Czarownica nie zważając jednak na to wszystko usiadła pod swoim ulubionym drzewem z westchnieniem. Właśnie tutaj zawsze odnajdywała ją jej przyjaciółka i powierniczka Elwira. Sama nigdy nie odważyłaby się pójść do gniazda smoka. Relacje miały dobre, ale Hermiona nie była głupia, to było jednak dzikie stworzenie, które miało swoje pierwotne instynkty.
Po krótkiej chwili tuż koło jej boku pojawiła się wielka głowa, która pomimo mroku była doskonale widoczna ze względu na lśniące spojrzenie.
- Już myślałam, że cię nie ma... - zażartowała Hermiona, na co smoczyca westchnęła z irytacją - Przepraszam, wiem, że zawsze tu jesteś - sprostowała kobieta. Pomimo tego, że Elwira miała tu wszystko czego potrzebowała, to jednak brakowało jej tego najważniejszego - wolności. Hermiona doskonale rozumiała stworzenie, którego środowiskiem naturalnym były otwarte, duże przestrzenie, gdzieś wysoko w górach, z dala od niszczącej działalności człowieka.
- Chciałam się pożegnać - odparła w końcu Granger - Już długo tutaj nie zostanę - Elwira spoglądała na nią swoim mądrym wzrokiem, który zdradzał jednak niezrozumienie - Pewnie tego nie zrozumiesz, ale stworzenia takie jak my, umierają... - powiedziała ze łzami w oczach Hermiona.
Kobieta skuliła nogi pod siebie obejmując się ciasno. Smoczyca przyglądając się szatynce chciała ją ogrzać dmuchając w jej kierunku ciepłym powietrzem z nozdrzy.
- Dziękuję, jesteś kochana - przyznała Granger odczuwając błogie ciepło na swoim ciele - Chciałabym coś dla ciebie zrobić, ale co ja mogę... - westchnęła Hermiona opierając się o pancerz smoka.
Obie spoczywały w tej pozycji długi czas. Zaczynało już świtać, a nad horyzontem wstawał nowy dzień.

Zdenerwowana szatynka wkroczyła do stołówki pełnej ludzi. Była spóźniona dlatego jej wejście zwróciło uwagę obecnych. Na jej widok wiele osób zaczęło szeptać. Za sprawą jej wczorajszej awantury na korytarzu cała placówka wiedziała, że jest umierająca i zostało jej niewiele czasu. Niektóre spojrzenia zdradzały litość i smutek, inne zaś złość i rozczarowanie, zapewne jej niedawnym skandalicznym zachowaniem. W tym momencie jednak dla Hermiony liczyła się tylko jedna osoba. Krucha brunetka siedząca samotnie przy stoliku i przyglądająca się porcji jedzenia stojącej przed nią. Hermiona przez chwilę zawahała się, jednak biorąc głęboki oddech pewnie ruszyła w kierunku obranego celu.
- Granger... - zatrzymał ją męski głos. Hermiona nie spuszczając jednak wzroku z przyjaciółki z determinacją odpowiedziała:
- Wiem co robię Malfoy.
- Mam nadzieję... - westchnął blondyn nie spuszczając wzroku z odchodzącej byłej Gryfonki. Teraz właśnie wyglądała dokładnie tak jak w szkole, skupiona, uparta i zdeterminowana. Nastawiona na konkretny cel, który dzięki swojej wiedzy, umiejętnościom i empatii była w stanie zrealizować.

Hermiona nie pytając o zgodę usiadła na przeciwko Pansy.
- Dlaczego nic nie jesz? - zapytała neutralnie Hermiona chcą wybadać nastawienie przyjaciółki. Sama dla przykładu przeżuwała kolejny kęs tosta.
- Jak mogę cokolwiek przełknąć w tej sytuacji? - zapytała płaczliwie brunetka podnosząc wzrok na Hermioną. Jej czerwone od płaczu spojrzenie jeszcze bardziej zasmuciło szatynkę i pogłębiło jej wyrzuty sumienia.
- Twoja głodówka nic tutaj nie zmieni, ewentualnie ty nabawisz się jakiegoś świństwa - wyjaśniła rzeczowo Granger.
- Nie wiem jak możesz mówić o tym tak spokojnie? - westchnęła ze zrezygnowaniem Parkinson.
- Pożegnałam się z marzeniami i przyszłością. W pewien sposób sama tego chciałam. Chciałam wolności, a jeżeli tylko w taki sposób mogę ją zdobyć to trudno. Paradoksalnie bardziej chce mi się żyć, kiedy wiem, że nie jest mi to dane - pierwszy raz od jakiegoś czasu otworzyła się Hermiona - Przepraszam cię za moje zachowanie, ale czasem jest dla mnie tego za wiele. Nie chcę,żebyś cierpiała, kiedy mnie już nie będzie.
- Wiesz, że nie zrazisz mnie do siebie? - zapytała Pansy.
- Zdążyłam zauważyć... - westchnęła Hermiona lekko się uśmiechając.
- Więc, nawet nie próbuj - zagroziła przyjaciółce była Ślizgonka.
- Obiecuję... - przytaknęła szatynka.

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEWhere stories live. Discover now