XVI. Czas poznać prawdę

1.1K 73 1
                                    

Londyn jesienią wyglądał jeszcze bardziej przytłaczająco niż przez resztę roku. Z nieba bez przerwy padał deszcz, a ulicami płynęły strugi wody. Ciemnowłosa kobieta od kilku dni mieszkała w tym mieście, a wszystko to miało na celu odnalezienie i zmuszenie do rozmowy Harry'ego Pottera. Niestety o ile mężczyznę udało się odszukać w przeciągu pierwszych kilku godzin, zważywszy, że każdy znał rozkład dnia bohatera narodowego i dyrektora Biura Aurorów, to już dyskretna rozmowa pozbawiona świadków chyba nie była możliwa. Cały czas Pansy próbowała zbliżyć się do bruneta, wpaść na niego chociaż na chwilę i przekazać ważne informacje. Dni mijały a Parkinson chciała już wrócić do siebie. Klinikę Malfoy'a traktowała jak swój dom. Nie miała na świecie innego miejsca, gdzie ktoś by na nią czekał, gdzie byłaby mile widziana. Jej nazwisko w magicznym świecie nie kojarzyło się dobrze. Jej rodzice byli skazani jako pierwsi na odsiadkę w Azkabanie. Pansy nie tęskniła za nimi. Nie miała szczęśliwych wspomnień związanych z rodzicami, którzy byli wierni Czarnemu Panu do samego końca. Nie zastanowili się nawet przez chwilę, kiedy w grę wchodził wybór pomiędzy dobrem córki, a służbą i oddaniem mrocznej idei. Jej życie nabrało jakiegokolwiek sensu, kiedy otrzymała pomoc od swojego przyjaciela. Draco, pomimo tego, że zrobił mały przekręt, zamknął ją w klinice, co uratowało ją przed losem rodziców, którzy sami pogrążyli ją swoimi zeznaniami. Dumni i pewni tego, że córka chce się poświęcić w imię tego co jej wpajali potwierdzili, że była jedną z popleczników Voldemorta. Tylko nikt nigdy nie zapytał jej o to. Dzięki temu, że dziwnym zbiegiem okoliczności Draco i Narcyza zostali zrehabilitowani ich zeznania pomogły jej. Nigdy nie była Śmierciożercą, nie miała Mrocznego Znaku. Nic nie traciła zgadzając się na uznanie jej niepoczytalną. Nic nie traciła, a wiele zyskała...

W tym dniu przechadzała się w pobliżu Ministerstwa Magii i czekała, aż Potter skończy pracę. Był to jedyny moment, kiedy były Gryfon był pozbawiony towarzystwa większej ilości osób. Kiedy dochodziła godzina siedemnasta, na ulicy zaczęli pojawiać się kolejni czarodzieje. Widać było, że bardzo starają się wtopić w tłum, lecz nie każdemu się to udawało. Pansy zachichotała na widok starszego, siwego mężczyzny w soczyście różowych spodniach i kwiecistej koszuli. Może i wyglądał jak mugol, ale taki, który przeniósł się na współczesną londyńską ulicę z lat siedemdziesiątych.

Wreszcie na horyzoncie pojawił się Harry Potter w otoczeniu kilku kolegów z pracy. Całe szczęście kolejno zaczęli się ze sobą żegnać i Potter został sam. Brzydka pogoda spowodowała, że szybko chciał ukryć się w swoim aucie zaparkowanym przy krawężniku.

- Przepraszam, czy możemy porozmawiać? - zatrzymał go miły kobiecy głos. Brunet spojrzał na młodą, ładną kobietę, która stała otulona płaszczem. Pomimo braku parasola wcale nie mokła, co mogło oznaczać, że nie była mugolką.

- Proszę mi wybaczyć, ale nie mam ochoty na wywiady - odpowiedział Harry uśmiechając się przepraszająco. Twarz kobiety, na której pojawił się nieśmiały uśmiech wydawała mu się dziwnie znajoma. Musiał już ją kiedyś widzieć, nie wiedział tylko w jakich okolicznościach. Codziennie jednak zdarzał się ktoś, kto pracował dla jakiejś gazety i nagabywał go o kilka minut uwagi. Brunet po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że pewnie stąd kojarzy brunetkę. Zapewne już się spotkali na jakiejś gali.

- Nie chodzi mi o wywiad. Ja w prywatnej sprawie - powiedziała spokojnie Parkinson.

- Prywatnej? My się znamy? - zdziwił się mężczyzna.

- Znamy się ze szkoły, ale nie chodzi o mnie, a o moją przyjaciółkę. Chciałam porozmawiać o Hermionie, Potter - wyjaśniła Pansy i na wspomnienie przyjaciółki uśmiechnęła się z sympatią.

- Harry! Harry! Zaczekaj! - wymianę zdań przerwał głos Weasleya, który podbiegł do przyjaciela - Zabiorę się z tobą - Potter tylko kiwną twierdząco głową. 

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant