VIII. Idź do diabła

1.3K 72 7
                                    

Hermiona szybko odwróciła się w stronę zamykających się prędko drzwi, za którymi zniknęła twarz Pansy.
- Już ja jej pokażę... - obiecała sobie w myślach i delikatnie uderzyła dłonią w drewnianą płytę drzwi opierając się o nie czołem. Hermiona przymknęła lekko powieki i wciągnęła głośno powietrze przygotowując się na konfrontację z dyrektorem tego żałosnego miejsca.
- Proszę usiąść... - szatynka lekko drgnęła po usłyszeniu tych słów - Mamy niewiele czasu, wkrótce cisza nocna i nie wolno będzie ci się kręcić po korytarzu.
Hermiona słuchała wywodu mężczyzny w milczeniu nie odchodząc od drzwi.
- Dobrze, jeśli jest ci wygodnie tak stać to proszę bardzo - powiedział beznamiętnie dyrektor, a Hermiona mogła przysiąc, że usłyszała jak oddycha z ulgą - Twoi przyjaciele powierzyli mi opiekę nad tobą i powinnaś wiedzieć, że póki tu przebywasz o wszystkim decyduję ja.
- Wybacz brak zainteresowania, ale mam to gdzieś - powiedziała twardo Hermiona - Kiedy stąd wyjdę?
- Jeżeli będziesz współpracować to szybciej niż myślisz, jednak obserwując twoje poczynania i brak zainteresowania czymkolwiek, masz marne szanse... - powiedział niedbale magomedyk. Hermiona spięła się w sobie postanowiła przejść do ataku:
- Czy ty wiesz kim ja jestem?! - wykrzyknęła oburzona zamaszyście odwracając się do rozmówcy i szybko ruszając w jego kierunku. Jednak jakie było jej zdziwienie, kiedy za biurkiem dostrzegła znajomą twarz, która wykrzywiała się w tym momencie w ironicznym uśmiechu.
- Oj, doskonale... Granger! - wysyczał blondyn.
W tej chwili Hermiona doskonale wiedziała skąd kojarzyła ten głos. Jej zaskoczenie spowodowało, że zatrzymała się w połowie kroku i wpatrywała się w szaroniebieskie tęczówki swojego przeciwnika.
- Malfoy... - zmrużyła oczy.
- Skoro powitanie mamy już za sobą to może usiądziesz i wysłuchasz co mam ci do powiedzenia... - powiedział poważnie mężczyzna.
- Nie zamierzam. Dla mnie to było pożegnanie - poinformowała Hermiona i chciała wyjść z gabinetu jednak drzwi były zamknięte na zamek - Natychmiast mnie wypuść! - krzyknęła w jego kierunku.
- Siadaj - rzucił Malfoy.
- Nie masz prawa przetrzymywać mnie na siłę. Nie jestem niewolnicą! - denerwowała się Hermiona podchodząc do biurka.
- Właściwie... - zastanawiał się na głos mężczyzna.
- Co właściwie?! - przedrzeźniała Hermiona. Draco w odpowiedzi rzucił na środek biurka dokument z nazwiskiem Hermiony - Co to jest? - zapytała kobieta przebiegając wzrokiem po tekście.
- W tym momencie jesteś pozbawiona własnej woli, a o wszystkim decyduję ja.
- Jak to możliwe? - zastanawiała się na głos spanikowana szatynka - Ginny? - dostrzegła podpis przyjaciółki na końcu strony.
- Weasley podpisała papiery i tylko ona może cię stąd wypisać, no chyba, że wcześniej twój terapeuta prowadzący wyda na to zgodę - powiedział rozciągając się na krześle Malfoy.
- Chcę zadzwonić do Ginny! - powiedziała twardo Hermiona.
- Oczywiście, proszę bardzo - ku zaskoczeniu Hermiony blondyn podał jej słuchawkę telefonu, który stał na biurku - Dam wam chwilę samotności - dodał i wyszedł z gabinetu. Zdziwiona kobieta przez chwilę przyglądała się drzwiom, za którymi jeszcze przed chwilą stał blondyn. Szybko jednak otrząsnęła się z letargu i wykręciła numer przyjaciółki. Musiała jak najszybciej się stąd wydostać. To miejsce było gorsze niż myślała. Po kilku sygnałach po drugiej stronie odezwał się znudzony głos rudowłosej:
- Haloo!?
- Ginny, zabierz mnie stąd natychmiast! - Hermiona krzyknęła do słuchawki.
- Kto mówi? - zapytała oburzona kobieta.
- To ja Hermiona. Jak mogłaś mnie zostawić z Malfoy'em? Zabierz mnie do domu natychmiast - mówiła szybko szatynka.
- To niemożliwe, robimy to dla twojego dobra. A o twoim wyjściu zdecyduje lekarz - powiedziała beznamiętnie Ginny.
- Ale to Malfoy, on mnie nigdy stąd nie wypuści. Podoba mu się to, że ma nade mną władzę - mówiła szybko Granger.
- Przesadzasz, on jest najlepszym specjalistą - prychnęła Ginevra.
- Natychmiast daj mi Harry'ego! - rozkazała wściekła Hermiona.
- Nie ma go, wyszedł. Ja zresztą też nie mam czasu, bo dziś jest bankiet w Ministerstwie... sama rozumiesz... - zachichotała kobieta.
- Jasne - westchnęła bezradnie Granger - Przekaż Harry'emu, że dzwoniłam.
- Oczywiście...
Po chwili w słuchawce Hermiona dosłyszała jedynie dźwięk przerwanej rozmowy.

- Kto dzwonił? - zapytał Potter przychodząc do salonu w szacie wyjściowej i rozwiązaną muszką.
- Pomyłka... - machnęła ręką Ginny i zabrała się za zawiązywanie muszki narzeczonego.
- Nie było wieści z kliniki? - zapytał setny już raz tego dnia mężczyzna.
- Ja nic nie dostałam... - wzruszyła ramionami rudowłosa - Chodźmy lepiej, bo się spoźnimy. Ron i Luna pewnie już czekają na nas na dole...

Hermiona czuła się jakby właśnie ktoś uderzył ją w twarz. Była pewna, że rozmowa z Ginny to tylko formalność i za chwilę będzie mogła uciec jak najdalej tego miejsca i Malfoy'a.
- Jak oni mogli? - pytała samą siebie kobieta ściskając w dłoni słuchawkę - Pozbyli się problemu? - oburzona Granger cisnęła słuchawką w pobliski barek, na którym stało kilka cennych egzemplarzy alkoholi. W jednej chwili wszystko runęło na ziemię - Ha... jeszcze sprawię, że Malfoy będzie błagał, żeby stąd wyszła - powiedziała do siebie kobieta. W następnej chwili go gabinetu wpadł blondyn, którego zwabił hałas tłuczonego szkła.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - krzyknął Draco i podbiegł do Hermiony krępując jej ręce, aby nie mogła zdewastować niczego więcej - Uspokój się!!! - krzyknął jej w twarz trzymając mocno jej nadgarstki.
- Jestem oazą spokoju! - wyznała słodko Hermiona - Pierdolonym, kurwa, zajebiście wyluzowanym kwiatkiem na tafli jeziora...
- Granger, nie prowokuj mnie... - wysyczał blondyn.
- Pan dyrektor jest mało profesjonalny - zakpiła kobieta.
- Siadaj... - Malfoy pchnął Hermionę na fotel i unieruchomił jej ręce za pomocą zaklęcia wiążącego.
- Teraz będziesz mnie więził? Jakie to terapeutyczne... - Hermiona prychała jak dzika kotka.
- Wiem do czego zmierzasz, ale nie uda ci się to... - zagroził jej mężczyzna pochylając się nad nią.
- Jak z tobą skończę to będziesz żałował... - zaczęła kobieta.
- Oj, Granger... nic się nie zmieniłaś, ta sama irytująca gadka, odrażająca fryzura... - naśmiewał się z Hermiony blondyn nawijając na palec pasmo jej włosów.
- Idź do diabła Malfoy! - mówiła Hermiona twardo patrząc mu w twarz.
- Byłem u niego. Spoko gość - zaśmiał się blondyn siadając za swoim biurkiem.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, którą przerywało szamotanie Hermiony, która próbowała wyswobodzić się z więzów. Malfoy w ciszy przyglądał się poczynaniom kobiety. Już zapomniał jaką przyjemność sprawiało mu obcowanie z tą osobą. Wyprowadzenie z równowagi dotychczas pozbawionej emocji kobiety stało się prostsze niż przypuszczał. Pansy miała rację... kolejny raz... naprawdę stawała się lepszym terapeutą i obserwatorką niż on... musiał jej pogratulować, a tymczasem pozostało mu uporanie się z siedzącym przed nim problemem.
- Granger, jesteś mi winna sporo alkoholu z najwyższej półki.
- Pozwól, że pójdę do sklepu i ci odkupię - uśmiechnęła się sztucznie Hermiona.
- Ha... bardzo śmieszne - zakpił blondyn - Tutaj inaczej odpracowujemy swoje przewinienia... Jutro o 6 rano... na dziedzińcu - poinstruował blondyn ściągając zaklęcie.
- Nie liczyłabym na to... - powiedziała szatynka odchodząc i wysyłając w jego stronę buziaka.
- Bo sam po ciebie przyjdę i wywlokę z tej twojej norki... - mówił blondyn machając Hermionie na do widzenia i zakładając na twarz przyklejony uśmiech. Gdyby w tym momencie ktoś obserwował te obrazem bez fonii mógłby pomyśleć, że żegna się ze sobą dwoje przyjaciół.

- Parkinson!!!! - na korytarzu rozbrzmiewał wrzask zbliżającej się do brunetki Hermiony.
- Hermiono jak się czujesz? - zapytała niewinnie Pansy.
- Jak mogłaś wpuścić mnie do gniazda węży bez ostrzeżenia? I ty chcesz się nazywać moją przyjaciółką? - energicznie gestykulowała Granger.
- Hermiono, traktujesz mnie jak przyjaciółkę? - zapytała rozanielona brunetka i nie czekając na odpowiedź rzuciła się na Hermioną z uściskami.
- Nic takiego nie powiedziałam... - broniła się Granger odpychając Pansy.
- Ale miałaś na myśli... - nie dawała za wygraną Parkinson.

- Nie wiem komu bardziej współczuję... - zastanawiał się Malfoy stojąc przy ścianie na korytarzu i obserwując zajście pomiędzy kobietami.

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant