V. To mnie kochasz, a nie ją

1.5K 75 2
                                    

W gustownie urządzonym apartamencie siedziała rudowłosa kobieta głęboko się nad czymś zastanawiając. Na jej pięknej twarzy dostrzec można było delikatny grymas wskazujący na jakieś zmartwienie. Ginevra nieświadomie zagryzała swoje czerwone usta skupiając całą swoją uwagę na kawałku papieru, który powoli zamieniał się w kupkę popiołu. W płomieniach można było dostrzec pojedyncze słowa Hermiony. Od kilku dni panna Weasley była rozbita i czuła, że traci grunt pod nogami. Jej zaplanowane i poukładane życie zaczynało wymykać się spod jej władzy. I to wszystko za sprawą jednej małej głupoty, którą chciała zrobić Hermiona.
Brunetka od kilku dni znajdowała się w szpitalu św. Munga. Jej stan się stabilizował, a lekarze zapewniali o rychłym wybudzeniu się ze śpiączki. Ten fakt wcale nie ucieszył Ginny szczególnie po tym co usłyszała pewnego wieczoru z ust swojego narzeczonego.
- O nie Harry... - mruczała do siebie - ... może jeszcze nie wiesz, ale to mnie kochasz, a nie ją....

- Cześć, jest.... - przerwał Ron widząc swoją siostrę w dziwnym stanie, który wskazywał na zdenerwowanie i złość jednocześnie, na domiar złego Ginny trzymała w dłoniach różdżkę, którą delikatnie i miarowo przypalała jakąś kartkę - ....Harry? - dokończył rudzielec.
- To pytanie jest zbędne. Doskonale wiesz, że Harry praktycznie zamieszkał u Hermiony - wysyczała Ginny.
- Myślałem, że pojedziemy do niej razem... - westchnął Ron - Ostatnio magomedycy wyrzucili mnie do domu, bo zacząłem tam przysypiać...
- To Harry Potter, jemu wolno wszystko. Nie zapominaj Ronaldzie - powiedziała poważnie Ginny.
- A ty nie wybierasz się do Hermiony? - zagadnął Weasley już wychodząc.
- Dotrę później, mam jeszcze coś do załatwienia za miastem - powiedziała wyraźnie zadowolona Ginny przeglądając dzisiejszego Proroka.

- Dyrektor zaprasza panią do gabinetu... - powiedziała kobieta zapraszając pannę Weasley przyjaznym uśmiechem do sąsiedniego pomieszczenia.
Ginevra wstała z eleganckiej skórzanej kanapy i nie zaszczycając młodej dziewczyny spojrzeniem opuściła recepcję wyrafinowanego, urządzonego w starym stylu budynku, który zaadaptowany został na prywatną klinikę psychiatryczną.
- Ginevra Weasley... - przedstawiła się kobieta wyciągając rękę w stronę mężczyzny, który siedział za biurkiem.
- Jeszcze pamiętam kim jesteś - odpowiedział ironicznie dyrektor - Zresztą nie da się zapomnieć... - zaśmiał się złośliwie wskazując na prasę, która leżała na stoliku. Ginny z oburzeniem zrobiła głęboki wdech - Nie mam czasu na twoje obrażanie się, czego ode mnie chcesz? - zapytał niegrzecznie mężczyzna.
- Jestem twoją klientką, więc radzę zachowywać się grzeczniej... wystarczy jedno moje słowo, a zamknął tą budę razem z tobą - warknęła Ginny.
- Nie wydaje mi się, zwłaszcza, że jestem ci potrzebny - zaśmiał się blondyn odchylając się na oparcie fotela i zakładając ręce za głowę.
- Skąd... - zaczęła Weasley, ale nie dane było jej dokończyć.
- Weasley, jak widzisz czytam prasę....
- Tym lepiej! Przejdźmy w takim razie do rzeczy... - powiedziała Ginny konspiracyjnie pochylając się nad biurkiem dyrektora placówki - Zamkniesz u siebie Hermionę Granger! - wypaliła bez ogródek kobieta.
- Zabrzmiało to tak jakbyś chciała się jej pozbyć, a nie pomóc przyjaciółce... - snuł domysły mężczyzna.
- Moje intencje pozostaw mnie - w oczach rudej dostrzec można było niebezpieczne iskry - Kiedy mam ją wypisać z Munga?
- Nie powiedziałem, że ją przyjmę - skrzyżował ręce na piersi młody dyrektor.
- Nie przyjmuję odmowy! Każdy ma swoją cenę... powiedz tylko jaką masz ty! - mówiła poważnie Ginny.
- Granger nie będzie zwykłym pacjentem, wiesz o tym. Jeśli zrobi sobie coś u mnie to Potter zamknie mnie w Azkabanie za morderstwo... - spoważniał blondyn.
- Możesz być pewien, że nie... Biorę na siebie Pottera i Weasley'a - zapewniła rudowłosa.
Dyrektor przez dłuższą chwilę się zastanawiał. Widać było, że gdzieś w głowie mężczyzny kotłują się myśli. Decyzja, którą musi podjąć wbrew pozorom nie należała to najprostszych. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął krążyć po gabinecie. W końcu jego przemyślenia przerwała nadal obecna kobieta:
- Chyba mówiłeś, że nie masz czasu? - zapytała ponaglająco.
- Dobra, wezmę ją... - powiedział nieprzekonany mężczyzna. - ...ale to będzie kosztować.
- Interesy z tobą to czysta przyjemność - powiedziała zadowolona Ginny uśmiechając się zniewalająco.
- Pamiętaj, że twoja przyjaciółka jest umierająca... - prychnął do rozradowanej kobiety, która wychodząc z gabinetu prawie podskakiwała.
- Celna uwaga Malfoy - powiedziała Ginny przywołując na twarz minę cierpiętnicy.

- Ginny, coś ty wymyśliła?! - oburzył się Ron.
- Po pierwsze, Ginevra, a po drugie, to najlepsza klinika - mówiła pewnie i spokojnie kobieta.
- Ale to Malfoy! Hermiona go nienawidzi i jego widok na pewno jej nie pomoże - tłumaczył Weasley.
- W takim razie Harry zdecyduje... - mówiła panna Weasley.
- O czym zdecyduje? - powiedział zaspany Potter, który dołączył do rodzeństwa Weasley'ów stojących pod salą Hermiony.
- Hermiona powinna trafić do kliniki, gdzie się nią zaopiekują profesjonalnie i dadzą jej fachowe wsparcie, kiedy tylko się wybudzi - powiedziała z troską w głosie Ginny.
- Hermiona powinna być z bliskimi... - mówił jakby do siebie Potter.
- Harry, kochanie... - zaczęła Ginny przytulając narzeczonego - ... mnie też jest trudno się z nią rozstawać, ale teraz liczą się jej potrzeby, a nie nasze. Nie wiadomo jak zareaguje po przebudzeniu, czy nie będzie chciała zrobić.... - zawiesiła teatralnie głos kobieta - tego... - podkreśliła słowo Ginny - ... jeszcze raz - zaczęła płakać Ginevra wpadając w ramiona zaskoczonego Pottera.
- Może ona ma rację? - zapytał nieśmiało Ron nabierając się bez trudu na teatrzyk siostry - Nie będziemy w stanie jej cały czas pilnować, i to przecież nie o to tutaj chodzi. Hermiona ma wrócić do normalności, a nie być naszym więźniem.
- Harry... nie oddamy jej byle gdzie, znalazłam dla niej miejsce w najlepszej klinice - zapewniła Ginny widząc, że chłopak mięknie pod ciężarem logicznych argumentów.
- Nie możemy wybrać innego miejsca? - zaproponował Ron.
- To najlepsza magiczna placówka. Hermiona będzie miała tan fachową opiekę, dobre warunki mieszkaniowe i spokój od reporterów - wymieniała zalety Weasley.
- Tak i Malfoya do towarzystwa - warknął Ron.
- Słucham? - Potter był pewny, że się przesłyszał.
- Och, Harry. Nic nie poradzę, że jest najlepszy w swojej dziedzinie - wzruszyła ramionami Ginevra - Poza tym, panowie, jesteśmy już dorośli i nikt nie pamięta co było w szkole...
- Hermiona pamięta... - wyszeptał Harry tak, że nikt go nie usłyszał.
- Coś mówiłeś Harry? - zainteresowała się Weasley.
- Nie nic. Zdawało ci się.
- Dobrze, w takim razie idźcie załatwić formalności - odesłała mężczyzn do siedzib magomedyków.

- Panno Weasley jaki jest stan Hermiony Granger?
- Czy to prawda, że ukrywacie przed światem jej samobójstwo?
- Dlaczego targnęła się na swoje życie?
- Czy panna Granger nie mogła znieść odrzucenia ze strony Harry'ego Pottera, który postanowił oświadczyć się pani?
- Harry Potter nie opuszcza szpitala, czy spędza każdą chwilę z przyjaciółką, w której potajemnie się kocha? - te i wiele innych pytań skierowano do Ginevry Weasley, która wyszła przed budynek szpitala.
- Proszę państwa! -próbowała przekrzyczeć tłum kobieta - Hermiona jeszcze się nie wybudziła, ale jej stan jest stabilny i magomedycy zapewniają, że wkrótce wróci do nas. Pozostałe pytania prowokują niepotrzebne insynuacje. Wraz z Harry'm planujemy rychły ślub, na który błogosławieństwo otrzymaliśmy również od Hermiony.
- Czy to było samobójstwo?! - nie dawali za wygraną reporterzy.
- Stanowczo nie. Hermiona od dawna miała problemy zdrowotne, o których nie wiedzieliśmy. Zapewnimy jej najlepszą opiekę i prosimy o spokój, który jest jej teraz potrzebny.

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEWhere stories live. Discover now