XI. Hipokrytka

1.1K 74 0
                                    

- Hermiono, już po obiedzie! - krzyczała Pansy machając dłonią w kierunku szatynki, która jak codzień spędzała czas w sadzie w towarzystwie smoczycy. Parkinson trzymała się z dala, ponieważ nie przypadły sobie z Elwirą do gustu. Zresztą... mało kto był tym szczęściarzem. W zasadzie tylko Draco i Hermiona.
- Dzięki Pans! - krzyknęła Hermiona przebiegając koło byłej Ślizgonki. Granger była już spóźniona na kolejną rozmowę terapeutyczną z Malfoy'em. Od miesiąca Hermiona miała tego typu dyskusje. Musiała przyznać, że na początku było ciężko dogadać się z blondynem. Z czasem jednak przyzwyczaiła się do panującego tu porządku. Malfoy był profesjonalistą, nigdy nie wspomniał o ich szkolnej przeszłości. Ogromnym zaskoczeniem były również relacje Hermiony i Pansy. Granger była zdystansowana jednak dopiero teraz zobaczyła, że istnieje inne życie niż te, na które była skazana do tej pory.
Kiedy szatynka wpadła do gabinetu dyrektora była rumiana na twarzy od biegu. W międzyczasie żuła kolejny kęs kanapki, która miała jej zastąpić przegapiony obiad. W myślach dziękowała Pansy, że pamiętała o tak przyziemnych sprawach jak jedzenie.
- Słonko, musimy przestać się tak spotykać, bo od tego pojawiają się plotki... - zauważyła Hermiona będąc dziś w wyraźnie dobrym humorze.
- Ktoś tu dzisiaj ma dobry dzień? - zapytał blondyn delikatnie się uśmiechając.
- Całkiem niezły... - odpowiedziała Hermiona spacerując przed regałem z książkami i wybierając kolejny egzemplarz na wieczór - Co dziś robimy? - zapytała zaciekawiona zerkając na Malfoy'a znad otwartej książki.
- Właściwie mam dla ciebie informację... - powiedział Draco.
- Dobra, zamieniam się w słuch - Hermiona zatrzasnęła egzemplarz, który wybrała i odłożyła na stolik. Po kilku pierwszych sesjach wiedziała, że blondyn ponad wszystko ceni sobie uwagę. Gdyby sama była psychologiem to wysunęłaby diagnozę jakoby nadrabiał brak uwagi w dzieciństwie. No, ale co ona tam wie... Skończyła tylko Hogwart, fakt, że z wyróżnieniem, ale nigdy nigdzie nie pracowała. Dopiero teraz zaczęła zastanawiać się jak mogła zmarnotrawić tyle życia na ciągłych zakupach i bankietach.
- Chyba nie bardzo mnie słuchasz właśnie... - uniósł jedną brew dyrektor.
- Zamyśliłam się... Teraz mów... - powiedziała prostując się i wlepiając wzrok w postać blondyna.
- Właściwie to dzisiaj mam niewiele do powiedzenia. Będziesz miała gościa - wyjaśnił zdawkowo.
- Kogo? - Hermiona spojrzała na mężczyznę podejrzliwie.
- A jak myślisz?
- Harry i Ron? - zapytała z nadzieją. W odpowiedzi Draco pokręcił przecząco głową.
- W takim razie nie chcę nikogo widzieć - powiedziała odważnie Granger.
Ciszę przerwało pukanie do drzwi i głos asystentki dyrektora:
- Panie Malfoy, panna Weasley już czeka.
- Nie mogę się z nią zobaczyć... - wypaliła Hermiona. - ...nie chcę... - powiedziała ciszej.
- Wpuścić gościa? - zapytała niepewnie asystentka spoglądając to na Hermionę, to na Draco.
- Tak, za pięć minut - potwierdził blondyn i drzwi się zatrzasnęły.
- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego mnie zaskoczyłeś? Nie mogłam się przygotować... - mówiła Hermiona, która zaczynała panikować.
- Granger! - powiedział ostro blondyn przeszywając szatynkę wzrokiem i widząc jak się spięła - Będę tu cały czas...
- Nie mam jej nic do powiedzenia... - broniła się Hermiona.
- Oboje wiemy, że masz... a teraz się uspokój pokaż nam starą Granger... - uśmiechnął się wrednie blondyn. Po chwili kolejny raz skrzypnęły drzwi do gabinetu.
- Może usiądźmy - zaproponował Malfoy obu paniom, które stały bez słowa przyglądając się sobie. Wyrazu twarzy panny Weasley nie powstydziłby się rodowity Ślizgon. Tuż po przekroczeniu progu rudowłosa z wyższością taksowała Hermionę wzrokiem. Szatynka miała niedbale związane włosy w koczek na czubku głowy. Ubrana była w czarne getry, szeroki szary sweter i czerwoną kurtkę. Zważywszy, że dopiero niedawno przybiegła z podwórka miała na sobie jeszcze kalosze i ciepły szalik, które chroniły ją przed jesienną, deszczową pogodą. Weasley była jej przeciwieństwem - wyprostowana, umalowana, w eleganckim czarnym płaszczu i wysokich szpilkach.
W konfrontacji obu kobiet wyczuć dało się napięcie i chłód.
- Witaj Hermiono. Jak się czujesz? - powiedziała sztucznie Ginny - Dobrze wyglądasz - dodała bez przekonania.
- Ty również - odpowiedziała grzecznie Granger pomijając wcześniejsze pytanie - Gdzie chłopcy? - Hermiona zapytała o jedyną kwestię, która ją interesowała.
- Ron ma wiele pracy przy otwarciu nowego sklepu, ostatnio dużo przebywa we Francji, a Harry szkoli nową grupę aurorów - wyjaśniła spokojnie Weasley.
- Rozumiem... pozdrów ich ode mnie... - powiedziała Hermiona potulnym głosem. Jej spojrzenie napotkało ostry wzrok blondyna - Tzn. nie mogli wygospodarować kilku minut? - zapytała jeszcze nieśmiało Hermiona.
- Przecież mówiłam, że nie - westchnęła oburzona Ginny - Źle się czują i obwiniają się o to co zrobiłaś - powiedziała zgryźliwie rudowłosa.
- Och, ale to nie ich wina... - zmartwiła się Hermiona.
- Tłumaczyłam im to. Przekonywałam, że masz problemy natury psychologicznej, ale wiesz jaki jest Harry... - mówiła beztrosko Ginny.
- Ale ja nie jestem chora psychicznie... - uniosła się lekko szatynka.
- Ależ, nie oczywiście, że nie jesteś - machnęła ręką Weasley.
- Przestań robić ze mnie wariatkę - powiedziała twardo Hermiona i wstała z fotela, aby przejść się po pomieszczeniu.
- Jak możesz mi coś takiego zarzucać? - zachowanie szatynki zdziwiło Ginevrę.
- Nie pamiętasz, że to ty mnie tu zamknęłaś? - kontynuowała Granger. Kątem oka spojrzała na Malfoy'a, żeby sprawdzić jego reakcję. Dostrzegła jedynie poważny wyraz twarzy i .... ku wielkiemu zaskoczeniu kciuk skierowany w górę. Dostając nieme pozwolenie od dyrektora ośrodka nie wahała się już ani chwili - Skoro uważasz mnie za wariatkę to tak się będę zachowywać.
- Co to ma znaczyć? Malfoy? Daj jej coś na uspokojenie - zwróciła się do blondyna właściwym sobie rozkazującym tonem.
- Nie sądzę, żeby to było konieczne. Nie zwracajcie na mnie uwagi - podniósł ręce w geście poddania się i wycofał się zatrzymując pod ścianą przy kominku.
- Masz mi coś do zarzucenia? - powiedziała prowokacyjnie Weasley.
- Hmmm... pomyślmy.... - udawała zamyślenie Hermiona - Nawet wiele...
- Słucham... czym twoim zdaniem cię skrzywdziliśmy... - powiedziała beznamiętnie panna Weasley.
- Nie mieszaj w to chłopaków! - wykrzyknęła Hermiona.
- Zapominasz, że nie jesteśmy już w szkole. Oni nie są chłopcami i ich świat nie kręci się wokół ciebie - warknęła rudowłosa.
- Nigdy tego od nich nie wymagałam. Są po prostu najlepszymi przyjaciółmi!
- Zawsze niewinna... - prychnęła Ginny.
- Hipokrytka! - krzyknęła zdenerwowana Granger. Malfoy dopingował swoją faworytkę w tym pojedynku. Dawał coraz więcej szans Hermionie, która zaczynała walczyć o swoje jak przystało na gryfońską lwicę.
- Jak śmiesz! - teraz już obie kobiety krzyczały stojąc naprzeciwko siebie.
- Do twojej wiadomości, to wszystko twoja wina!
- Myślisz, że mnie tym wzruszysz? - warknęła Weasley.
- Jakby to jeszcze było możliwe... - pokręciła głową Hermiona.
- Nie będę z nią rozmawiała - Ginny zwróciła się do Malfoy'a - Wychodzę. Następnym razem nie wzywaj mnie jeśli nie będzie poprawy.
- Do twojej wiadomości, nigdy nie czułam się lepiej! - zastąpiła drogę wychodzącej kobiecie Hermiona.
- Zejdź mi z drogi.
- Zejdę, ale wcześniej mnie posłuchasz - powiedziała twardo szatynka. Ginevra widząc, że blondyn nie reaguje skrzyżowała ręce na piersi i czekała.
- Pośpiesz się, w przeciwieństwie do ciebie inni mają wiele roboty.
- Zanim, więc udasz się na kolejne przyjęcie niech do ciebie dotrze, że nienawidzę cię! - krzyknęła Hermiona prosto w twarz byłej już przyjaciółce. Ginny pozostawała niewzruszona - Zniszczyłaś mi życie i to nie zamknięciem mnie tutaj. To był akurat efekt uboczny, który wyszedł mi na dobre. Możesz myśleć, że oszalałam, nic mnie to nie obchodzi. Ty mnie nie obchodzisz. Mam nadzieję nigdy więcej cię nie oglądać. I pamiętaj, że nie dopuszczę, żebyś zniszczyła Harry'ego.
- Zajmij się lepiej swoim chłopakiem - oburzyła się Weasley.
- Nie dopuszczę do tego ślubu - zagroziła Hermiona.
- Grozisz mi? - mina Weasley wyrażała bojowe zamiary.
- Ostrzegam... - wysyczała Hermiona.
- Ze mną nie wygrasz... - Weasley ścisnęła Hermionę za ramię - Właściwie to już przegrałaś...
- W tym problem, że w nic nie gram...
- Dobrze, bo szybko stąd nie wyjdziesz - zagroziła rudowłosa.
- Nie ufam ci do tego stopnia, że nie zapytałabym cię nawet o godzinę - powiedziała słabym głosem Hermiona. Malfoy natychmiast odwrócił się w kierunku Granger, która zabrzmiała podejrzanie.
- Koniec widzenia - powiedział blondyn robiąc pierwszy krok w ich kierunku.
- Chwileczkę! Teraz ja chcę coś powiedzieć!
- Powiedziałem koniec!
- Nigdy nie zobaczysz Londynu! Harry'ego, Rona.... nikogo! - zła Weasley potrząsała Hermioną, która z każdym słowem kobiety bladła, aż w końcu przymknęła oczy i bezwładnie wysunęła się z uścisku na podłogę.
- Weasley, wynocha! - wrzasnął blondyn podbiegając do nieprzytomnej kobiety.

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz