VI. No to się zaczyna

1.3K 73 1
                                    

- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - pierwsze myśli, które zaczęły pojawiać się w głowie szatynki rozbrzmiewały w jej umyśle powodując nieznośny ból - Umarłam? Jest miękko, ładnie pachnie? Nie wierzę, niebo istnieje? Samobójcy nie idą do nieba... - biła się z myślami Hermiona.
- Jak ona się czuje? - szatynka usłyszała męski głos, który dobiegał z zewnątrz.
- Ktoś tutaj jest? Czyj to głos? To nie Harry, ani Ron... ale kiedyś go słyszałam... - kobieta zaczynała czuć się osaczona.
- Jej stan wskazuje na to, że za chwilę powinna się obudzić... - odpowiedział miły kobiecy głos.
- Czasem mam wrażenie, że lepiej radzisz sobie z pacjentami niż ja - prychnął mężczyzna.
Słuchając wymiany zdań obcych osób Hermiona zrozumiała, że nie umarła. Co gorsza znajduje się w jakiejś śpiączce.
- Czyli się nie udało... - westchnęła kobieta i tym razem do jej uszu dotarł tembr jej głosu. W sali na moment zapanowała cisza.
- Hermiono, słyszysz mnie? Możesz otworzyć oczy... - zachęcał ją łagodny kobiecy głos.
Granger jednak nie wykonała polecenia. Kobieta westchnęła jeszcze raz i nie wykonała więcej żadnego ruchu.
- Nie umarłam... - echem w jej głowie roznosiła się wiadomość.
Hermiona nie sądziła, że może jej się nie udać. Jak mogło w ogóle dojść do takiej pomyłki? Nie powinno jej tu być! Co teraz się stanie? Będzie jeszcze gorzej!? Wszyscy czekają na wyjaśnienia, ale... właściwie to gdzie są wszyscy? Szatynkę otaczały obce głosy, których pojawiało się coraz więcej, ale żaden nie należał do jej przyjaciół.... Dawniej odważna Gryfonka w tej chwili nie była w stanie stawić czoła tym pytającym spojrzeniom i wyrzutom.
- Proszę otworzyć oczy, wiem, że mnie słyszysz - usłyszała rozkazujący ton.
- No to się zaczyna... - prychnął jakiś mężczyzna - Uparta Granger...
- Bądź profesjonalistą... - ktoś upomniał przedmówcę.
- Wychodzę! - zakomunikował mężczyzna, który jak zdążyła zorientować się Hermiona miał tutaj decydujące słowo - I wam radzę zrobić to samo.
- Może jest w szoku, chyba powinieneś tu zostać - zaproponował ktoś nieśmiało.
- A co ja Gepetto? Drewna nie ożywię - uciął męski głos, który już zaczął Hermionie działać na nerwy. W tym momencie miała jednak większe zmartwienie.
Sytuacja robiła się napięta jednak cierpliwy i stanowczy upór kobiety sprawiły, że sala zaczęła się wyludniać. Kiedy głosy ucichły zupełnie Hermiona z lekkim przerażeniem uchyliła powieki. Kiedy po kilku mrugnięciach oczy przyzwyczaiły się do światła, które i tak było przygaszone ze względu na to, że jedynym jego źródłem w tym momencie była poświata rzucana przez księżyc za oknem.

Kobieta rozejrzała się dyskretnie po pomieszczeniu. Po wyposażeniu wywnioskowała, że znajduje się w szpitalu - charakterystyczne łóżko, parawan, dwoje otwartych drzwi, gdzie jedne ukazywały wnętrze łazienki, a drugie korytarz. Nie było tu jednak zupełnie sterylnie, surowo jak w zwykłym szpitalu. Hermiona delikatnie podnosząc głowę zauważyła ładną zdobioną szafę, która stała w rogu ukryta w półmroku. Dalej natrafiła wzrokiem na toaletkę z lustrem i duży włochaty fotel. Spoglądając na niego Hermiona od razu zapragnęła zagłębić się i poczuć jego przyjemną miękkość. Kierowana impulsem wstała z posłania i boso ruszyła w kierunku pożądanego obiektu. Kiedy jednak chciała zrobić jeden krok z trudem utrzymała się na nogach i runęła na podłogę. Obolała i zaskoczona swoją niemocą leżała na środku pokoju, a na jej twarz spływała poświata księżyca.
Hermiona była pewna, że jej upadek spowoduje przyjście kogoś z personelu. Po dłuższej chwili oczekiwania, kiedy nikt się nie pojawił szatynka szlochając doczołgała się do fotela i wspięła na siedzenie. Tak jak sądziła, dotyk miękkiego materiału wystarczył, by odczuła odrobinę przyjemności.
- Żyję... zostawili mnie wywożąc do jakiegoś domu wariatów... - analizowała zastany stan Hermiona widząc półprzezroczystą tarczę, która osłaniała jej okno uniemożliwiając ucieczkę czy próbę skoku - Nie udało mi się...

Poranek powitał Hermionę piękną pogodą. Śpiew ptaków dobiegał do uszu kobiety drażniąc ją. Jakby świat sprzysiągł się przeciwko niej, jakby chciał pokazać jaki jest piękny, ile mogła stracić i jak dobrze, że jej się nie udało. Jak bardzo wszechświat się pomylił w swoich osądach... Hermiona po otwarciu oczu zauważyła, że odzyskała władzę nad swoim ciałem i może się poruszać bez problemu. Zauważyła również, że podczas gdy ona smacznie spała na fotelu, ktoś złożył jej wizytę i przykrył ciepłym kocem. Tuż przy niej również stało przygotowane śniadanie. Na ten widok szatynka przewróciła z dezaprobatą oczami.
- Kiedy mnie nie powinno tu być... z czego się cieszyć... z kolejnego nijakiego dnia? - Hermiona niechętnie opuściła fotem, który nie był wygodnym miejscem do spania i ukryła się pod pościelą w swoim łóżku.

Ciszę i spokój przerwało pukanie do drzwi, na które Hermiona nie zamierzała reagować.
- Mogę wejść? - odezwał się kobiecy głos, który nie doczekał się odpowiedzi.
Hermiona obrócona do ściany kątem oka dostrzegła, że przybyła postać pomimo ignorancji szatynki nadal jest w pokoju. Co więcej, usiadła na łóżku tuż za Hermioną.
- Powinnaś już wstać... jest już prawie południe, a ty nawet nie zjadłaś śniadania - zaczęła miłą pogawędkę kobieta.
Hermiona nadal kontynuowała obraną wcześniej praktykę absolutnej ignorancji. Młoda kobieta wstała z łóżka, które lekko zaskrzypiało i podeszła do okna, aby je otworzyć i wpuścić do pomieszczenia trochę świeżego powietrza i promieni słonecznych.
- Zamknij to okno! - powiedziała poważnie Hermiona na ruszając się nawet o milimetr.
- Wydaje mi się, że potrzeba ci trochę odświeżenia, dzisiaj mamy taki piękny dzień... - zaczęła szczebiotać przybyła, która ucieszyła się z nawiązania kontaktu z nowo przybyłą.
- Wiesz, co jest najgorsze? - zapytała Hermiona siadając szybko na swoim posłaniu tym samym zaskakując rozmówczynię - Jak się komuś coś wydaje! - dodała patrząc przed siebie. Zaskoczona dziewczyna nie zrażając się nastawieniem Hermiony pozostawiła okno otwartym i  usiadła na łóżku szatynki, która odwróciła głowę do ściany nie chcąc nikogo widzieć. Gdyby się zabiła to nikogo by nie oglądała, niech przynajmniej to się uda...
- Dobrze, że się obudziłaś, teraz pewnie będziesz miała masę gości - próbowała nawiązać sympatyczną rozmowę dziewczyna - Aż dziw, że jeszcze nikogo nie ma, tutaj wieści szybko się roznoszą.
- Aghr... - warknęła zdegustowana Hermiona. - Życie jest do dupy...
- Jedna z pierwszych zasad, które tu obowiązują: Myśl pozytywnie! - wyrecytował gość.
- Hurra! Życie jest do dupy! - przedrzeźniała kobietę Hermiona.
- Wszystko się ułoży, to najlepsza klinika i wszystkim pomagają. Mnie też pomogli... - zapewniła kobieta.
- Z tego szczęścia chce mi się skakać... - mówiła Hermiona, po której słowach druga kobieta rozpromieniła się jeszcze bardziej - najlepiej z mostu.... pod pociąg... - dodała dalej, co starło uśmiech gościa.
- Rozumiem, że nie jest to łatwe, ale musisz od początku zacząć wymagać od siebie wiele. Uratowałaś się i to był cud... Dostałaś ogromną szansę, której nie możesz zmarnować... Po tym jak stąd wyjdziesz możesz zacząć wszystko od nowa, w nowym miejscu i z nowymi ludźmi jeśli zechcesz.... - tłumaczyła zawzięcie pacjentka - Tylko jest jeden warunek, tu żyjemy teraźniejszością! - podkreśliła - Przeszłość należy zapakować hermetycznie i schować. Niezamknięta łatwo się psuje i smrodzi...
- Co ty możesz wiedzieć o mojej przeszłości! - oburzyła się Hermiona odwracając się do rozmówczyni, która zdenerwowała ją swoimi mądrymi radami, a sama nawet nie jest pielęgniarką tylko jakąś świruską. Jakie było jednak zaskoczenie panny Granger, kiedy przed nią z szerokim uśmiechem na twarzy siedziała...
- Pansy?!...

I postanowiła umrzeć - DRAMIONEWhere stories live. Discover now