40. Sherlock Holmes? Blisko, Poirot

190 22 8
                                    

– Czyli wierzysz, że jestem niewinny? – zapytał czarnowłosy, unosząc jedną brew w górę.
– Tak – rzekłem krótko. – Mam dowody.
– Dowody? – zmierzył mnie wzrokiem. – Jakie dowody?
– Przeczytałem napis z tyłu zdjęcia i mam jeszcze kilka innych poszlak – Założyłem nogę na nogę. – Chciałbym znać twoją wersję wydarzeń.
– Jebany detektyw, co? Sherlock Holmes? – Thomas zachichotał, po czym nachylił się nad stołem.
– Blisko, Poirot – Posłałem mu uśmiech. – Będziesz mówił? A może wolisz gnić tu na potrójnym dożywociu za morderstwo obu rodziców i cenionego lekarza? Chcesz to sobie zrobić?
– Twój stary to jebany sadysta – Green splunął na podłogę. – Już w marcu zaczął planować morderstwo, Lizzie to wyczaiła. Myślałem, że żartuje.

Lizzie, pomyślałem, no tak.
– Słuchaj mnie teraz bardzo uważnie, okej? – Dziewczyna z powagą spojrzała na nastolatka. – Thomas ma kłopoty. Naprawdę duże kłopo...

– Nie żartowała – Westchnął. – W dzień, kiedy chciał wszystko zrobić, rozjebał mi telefon na kawałeczki. Wyszedłem, żeby nie mieć z tym nic wspólnego... Postanowiłem zrobić coś, co odwróci ode mnie podejrzenia.
– Czemu nie pojechałeś na policję? Czemu on ich zabił? – Zacząłem być coraz bardziej nerwowy, potrzebowałem odpowiedzi.

– Nie pojechałem na policję, bo się kurwa bałem, dobra?! Każdy ma jakiś swój paniczny lęk, a moim był akurat twój ojciec! – Chłopak wstał ale po chwili agresja przerodziła się w przygnębienie. – Nie podobało mu się, że moi rodzice byli w dobrych kontaktach. Gadał coś o mojej mamie przy każdym możliwym spotkaniu; mieszkał w sąsiedztwie, a ja się bałem, że w końcu coś mi zrobi. Zwariował. Później mówił coś o was.
– To on nas zostawił – Zmarszczyłem brwi.
– Wiem, bez wątpienia – Odkaszlnął. – Osobiście myślę, że oprócz kuku na muniu to jeszcze ma jakieś choroby współistniejące.

– Czyli zabił z chorobliwej zazdrości? Czy to ma sens? – Zacząłem wyłamywać sobie powoli palce. – Co robiłeś w domu?
– Jestem głupi i wróciłem z nadzieją, że może nic im nie jest, albo ich uratuję – Zaśmiał się płaczliwie. – Chuja prawda. Zmanipulował mną i upozorował wszystko tak, abym to ja został oskarżony. On dostał o wiele mniejszy wyrok.
– Wiem. Słuchaj Thomas, śniłeś mi się każdej nocy od tej rozprawy i pamiętam jej każdy detal – poinformowałem go. – Potrzebuję tylko dla świętego spokoju wiedzieć. Dlaczego na mnie wtedy patrzyłeś?

W sali zapadła cisza. Spoglądałem wyczekująco na chłopaka, gdy ten w końcu zabrał głos.
– Nie patrzyłem na ciebie.

– W takim razie na kogo? – Wzdrygnąłem się.
– Na Tima. Złamałem mu rękę, więc zastanawiałem się, czy bolało. Szczerze to miałem nadzieję, że wstanie i wykrzyknie coś w stylu "To nie on! Łamał mi wtedy rękę!"... Ale tego nie zrobił – Oparł swoją twarz na dłoni. – Siedziałeś obok niego, może dlatego poczułeś, jakbym patrzył na ciebie. Nerwy, wyobraźnia. Sam wiesz, jak jest. A może spojrzałem w twoją stronę przez chwilę z nadzieją, że ty to powiesz.
– Racja... – Przeanalizowałem sytuację w głowie. – Przez cały ten czas myślałem, że to na mnie patrzyłeś. Budziłem się w środku nocy, nie wysypiałem się.

– Wybacz za dręczenie cię w koszmarach – Roześmiał się cierpko. – Chciałbym wyjść z aresztu.
– Nie dziwię się – Spojrzałem mu w oczy. – Przepraszam, że to tyle trwało. Potrzebowałem dowodów, pytałem wielu ludzi, wszedłem nawet do twojego domu. Ostatnie miesiące po rozprawie kręciły się wokół twojego aresztowania. Nie poleciałem do Minnesoty, żeby te sny się skończyły. Byłem nawet pod adresem z tyłu zdjęcia.

Never have I everWhere stories live. Discover now