17. Niezbyt przepadam za koszykówką

409 42 31
                                    

Połowa listopada.

Wciąż nie pamiętałem, co mniej więcej wydarzyło się w noc poprzedzającą Halloween. Wiedziałem tylko, że nagadałem strasznych głupot przyjacielowi.

Teraz siedziałem na trybunach szkolnej hali sportowej i dopingowałem drużynę koszykarską. Tak właściwie, to Gareth dopingował, bo stwierdził, że może być cheerleaderem i nikt mu nie zabroni. Swoją drogą, było tam kilku łyżwiarzy, gimnastyków i tancerzy, więc powstał cały team. Grupa przeciwników zagrzewana przez dziewczyny w skąpych strojach i nasza – przez Garetha i jego kumpli. Świetnie. Przynajmniej byli ubrani w bluzy, a nie błyszczące, bordowe, obcisłe spódniczki.

Patrzyłem w telefon, ale co chwilę rzucałem okiem na boisko. Mike posłał piłkę jakiemuś chłopakowi ze starszego rocznika, a ten trafił do kosza. Cheerleaderzy z boku tańczyli uradowani, a ja w głębi duszy westchnąłem. Dlaczego drużyna koszykówki dostała męski doping, a footballiści żeński? Chyba dyrektorka niezbyt lubiła koszykarzy.

– Co tak siedzisz w tym telefonie? – zagadała Lilith i oparła się na moim ramieniu.
– Niezbyt przepadam za koszykówką – przyznałem i wróciłem wzrokiem na zdjęcia z instagrama.
– Mhm, ale Mike gra. Kiedy Stanley ma mecze, to się gapisz, jakbyś w ogóle oczu nie zamykał – wymamrotała, wciąż opierając się o mnie.
– Bo... Lubię football? – Posłałem jej szczery uśmiech, a ta przewróciła oczami.
– A ty tylko na olimpiady łazisz, czy tam w ogóle jest jakaś widownia? – Dziewczyna zaczęła się bawić moją lewą dłonią... a raczej palcami, które zginała co chwilę.
– Jest czasem widownia, ale przeważnie tylko my, nauczyciele prowadzący, jury i przeciwna drużyna – odpowiedziałem i poczułem na swoim ramieniu, jak ta kiwa lekko głową.

Popatrzyłem na tablicę z punktacją.
Gospodarze prowadzili, to dobrze. Nawet nie wiedziałem, do ilu punktów się gra i od czego zależy przerwa. Trochę głupie, ale football był dla mnie zdecydowanie bardziej interesujący.
Spojrzałem na plecy Stanleya, siedzącego przede mną. Rozmawiał z Craigiem Shey'em. Nie chciałem im przeszkadzać, więc oparłem się "zwrotnie" na Lilith.
Ona na moim ramieniu, ja na jej głowie. Stephanie nie było tego dnia w szkole, a Lil ostatnimi czasy zachowywała się trochę inaczej.

Wydawała się jakoś bardziej przygnębiona...

Nagle – dziewczyna siedząca kilka trybun niżej, dostała piłką w twarz i zemdlała. Została zarządzona przerwa i zajęto się nią (dziewczyną) natychmiastowo.

– Boże, co się stało? – Zarówno ja, jak i Lilith, zerwaliśmy się na równe nogi.
Zresztą, nie tylko my, a większość publiczności. Z tłumu dochodziły stłumione krzyki i szepty, trener drużyny i pielęgniarz podbiegli do nastolatki.

Rebecca Campbell leżała teraz na podłodze, a oni stali wokół niej. Dookoła zebrała się grupka uczniów, a sędzia nakazał zawodnikom iść na ławkę rezerwowych, aby napili się wody. Zdumiony Gareth, który właśnie zastygł z wrażenia na szczycie "piramidy" cheerleaderów, obserwował całe zdarzenie z otwartymi ustami.
W końcu grupa podrzuciła go – nastolatek wykonał jakiś korkociąg, czy też piruet, którego nazwy nie było mi dane znać – a "zagrzewacze" (którzy pozostali) na dole do asekuracji, złapali szybko blondyna. Siedemnastolatek otarł pot z czoła i okrążył zgromadzenie, aby chwilę później móc podejść do nas.

– Biedna Rebecca, za pół miesiąca bal i później święta, a ta dostała prosto w twarz – Gareth zademonstrował za pomocą niewidzialnej, wyimaginowanej piłki, co dokładniej się stało.
Kiedy on wysilał się, jakby grał co najmniej w kalambury – ja dostrzegłem, że Rebecca uniosła powoli głowę i usiadła, a jej farbowane, białe włosy ocierały się jeszcze chwilę o podłogę. Krwawiła z nosa, ale nic więcej nie widziałem. Być może dostała lekkiego, ale niegroźnego wstrząśnienia mózgu? Odwróciłem od niej wzrok, a Tremblay właśnie przestał obrazować zderzenie się piłki z głową jego koleżanki – również cheerleaderki.

Never have I everWhere stories live. Discover now