6. Początek

560 50 76
                                    

W końcu nadszedł długo (nie) wyczekiwany... Pierwszy dzień szkoły.

Obudziłem i przygotowałem się wcześnie – zbiegłem na dół w mundurku i złapałem za grzankę z nutellą, którą zrobiła sobie moja młodsza siostra.
– Ej! – krzyknęła podnosząc nóż do góry, ale ja już byłem w przedpokoju i zakładałem buty.
– Sorry młoda, trudne czasy nastały – rzuciłem na odchodne i wystrzeliłem z domu niczym torpeda. Minęło kilka minut, a ja stałem już na przystanku autobusowym. Żółty pojazd szybko pojawił się w wyznaczonym miejscu, a ja usiadłem na pierwszym lepszym siedzeniu.

Mike jeździł zawsze po Grizza, ale nie było im nigdy po drodze, więc ja i Stan dojeżdżaliśmy autobusem.
Tak też było tym razem.

Siedziałem samotnie (mimo, że w środku siedziało już kilka osób), ale już na następnym postoju do środka wsiadło kilkoro kolejnych uczniów oraz mój najlepszy przyjaciel.
– Hej – Poklepałem miejsce obok siebie na znak, żeby usiadł.
– Cześć – odpowiedział, ale zauważyłem, że był jakiś... nieobecny.

– Wszystko okej? – zapytałem, gdy chłopak wpatrywał się w dziewczynę na siedzeniu naprzeciw nas. – Czemu na nią patrzysz? Stan?
– Emmm... Co? – Nastolatek jakby wybił się z transu. – Ach, jest okej! Po prostu...

Wskazał palcem na blondynkę z grzywką, a ja przyjrzałem się jej dokładnie.
– Jest nowa? – Spojrzałem na niego i zauważyłem, jak się na nią patrzy. – Ładna?
– Nie w moim typie – westchnął i spojrzał na mnie. – A ty... Co o niej sądzisz?

Nastała chwila ciszy spowodowana moim zastanowieniem.
– Nie wiem, ale chyba mi się n... – Moją wypowiedź przerwał pisk hamulców i wtedy zrozumiałem, że stary jak świat autobus zaparkował już pod naszą szkołą.
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem wraz ze Stanleyem na zewnątrz.
Pod wejściem głównym stało kilkoro nastolatków – jednych znałem od początku, inni byli zupełnymi nowicjuszami i...

Dziewczyna z autobusu, która wysiadła dosłownie chwilę przed nami. Stała zakłopotana i próbowała wyczytać coś z listy wywieszonej na drzwiach. Podeszliśmy bliżej.

– Bez legitymacji nie wejdziesz – Popatrzyłem na nią unosząc brew.
– A... Tak, tak, wiem! Ja... Szukam klasy – Podrapała się po karku.
– Nowa? – Uniosłem kąciki ust, a dziewczyna pokiwała głową.
– Klasa 11b – Poprawiła swoją grzywkę.
– To chodź z nami – zaproponowałem, a ona bez żadnych zawahań zgodziła się.

Spojrzałem za siebie i zobaczyłem zakłopotanego Stana.
Złapałem go za przedramię i pociągnąłem za sobą – ten nie protestował.

– Jestem Timothy Warren – Wyciągnąłem legitymację i pokazałem ją ochroniarzowi, który wpuścił nas do środka. Odwróciłem się, żeby popatrzeć znów na dziewczynę. – A ty?
– Lilith Sullivan – Siedemnastolatka wydukała szybko i zaczęła się rozglądać dookoła. – W którą stronę... Tim?
– Tutaj – Wskazałem lewą dłonią na korytarz i wtedy przypomniałem sobie, że trzymam rękę Stanleya. Puściłem ją natychmiastowo i popatrzyłem w oczy chłopaka. – A ten tu, to Stanley Anderson.

Brunet posłał jej szybki uśmiech, na co ona jedynie odwzajemniła mimikę.

– Jesteście bardzo mili – Zaśmiała się, a ja próbowałem dostrzec w niej... cokolwiek. Była ładna, wydawała się mądra oraz zabawna, ale... Zupełnie nic więcej. Nic, co mogłoby spowodować, że próbowałbym swoich sił, by ją pokochać.
Nawet nie wiem, dlaczego wpadła mi do głowy taka myśl...
Ocenić dziewczynę po kilku minutach znajomości.

Ale... to nie zmieniało faktu, że czułem pustkę.

Odniosłem jednak wrażenie, że spodobała się Stanowi i nie chciałem mu niczego utrudniać. Widziałem jak na nią patrzył. Chyba nigdy wcześniej nie spojrzał w taki sposób na jakąkolwiek dziewczynę.
Wyraźnie zawstydzony zostawił nas w tyle i wszedł do klasy.

Never have I everWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu